Reprezentacja Polski idzie na dno. Konflikt braci rozrywa ją na strzępy. "Drama"

Piotr Wesołowicz
O braterskim konflikcie w reprezentacji Polski koszykarzy piszą już zachodnie media, a obaj bracia Ponitkowie już bez zahamowań publicznie piorą brudy. Wszystko w przeddzień najważniejszego od lat turnieju, po którym możemy spaść na samo dno europejskiej hierarchii.

– Oho... – westchnął Igor Milicić, gdy zobaczył grupę czekających na niego dziennikarzy. Szykująca się na Eurobasket kadra koszykarzy trenuje w Warszawie, w środę zajęcia były otwarte dla mediów. Ale o sporcie nie dyskutowano – niestety – niemal w ogóle.

Zobacz wideo Lewandowski zaskoczył zachowaniem w debiucie na Camp Nou. "Szybko ogarnął" [Sport.pl LIVE]

Po treningu dziennikarze chcieli porozmawiać przede wszystkim z jej selekcjonerem. Temat? Najgłośniejszy w ostatnich dniach, czyli konflikt Mateusza i Marcela Ponitków, braci, którzy od lat żyją do cna skłóceni. I choć mogliby być czołowymi graczami reprezentacji, razem występować nie chcą.

Konflikt braci wpływa na zespół

Pierwszy z nich, 28-letni Mateusz, to kapitan kadry, w tej chwili najlepszy polski koszykarz. W przeszłości próbował dostać się do NBA, od lat występuje na euroligowym poziomie. 24-letni Marcel również jest czołowym polskim koszykarzem. Występował w Rosji i Niemczech, niedawno podpisał umowę z Casademont Zaragoza, w niezwykle mocnej lidze hiszpańskiej. Obaj byliby kadrze przydatni.

Ale gdy na początku sierpnia Milicić ogłosił powołania na mistrzostwa Europy, na liście zabrakło Marcela. Chorwat powołał za to Mateusza. Kibice wzruszyli tylko ramionami – tajemnicą poliszynela jest, że razem w kadrze nie wystąpią, zresztą kolejne afery w polskim baskecie sprawiają, że ci, którzy mają siłę jeszcze kibicować reprezentacji, obojętnieją na takie sytuacje. Ale tym razem było inaczej.

Konflikt wybuchł z nową mocą w środę rano, gdy Marcel Ponitka odniósł się do tej sytuacji na łamach TVP Sport. I w słowach nie przebierał. – Dostałem informację, że sportowo szkoleniowiec jest jak najbardziej na tak, ale Mateusz nie akceptuje mojej osoby w kadrze i nie widzi możliwości, by wspólnie ze mną pracować na konto sukcesów kadry narodowej – powiedział młodszy z braci. I dodał: – Nie rozumiem, dlaczego za wszelką cenę Mateusz dyskredytuje mnie oraz stoi na drodze mojej kariery. Podkreślił też, że jest w stanie usiąść z bratem i odbyć z nim "męską rozmowę". I że nie ma nic przeciw grze z Mateuszem w jednej drużynie. Szczególnie gdy dotyczy to reprezentacji Polski.

Gdy w środę po południu odwiedziliśmy trening reprezentacji, nastroje były dość podłe. – Oczywiście, że wpływa to na atmosferę, na graczy w tym zespole. To naturalne – usłyszeliśmy w otoczeniu kadry.

Dlatego Igor Milicić od razu po zajęciach ruszył do gaszenia pożaru. – Dostałem od rana tyle telefonów, że musiałem wyłączyć komórkę. Nawet żona się do mnie nie mogła dodzwonić – przyznał.

Ale potem mówił już zdecydowanie. – Marcel wyszedł przed szereg, choć wina może być po stronie dziennikarza, który go naprowadził albo trochę przekręcił jego wypowiedź. Rozmawiałem z Mateuszem i on powiedział, że dla niego nie ma problemu, że sprawa jest czysta. To ja powołuję i dobieram zawodników, widzicie to od pierwszego okienka. To była moja decyzja, by nie powołać Marcela. Uznałem, że bez niego drużyna ma szansę osiągnąć lepszy wynik – powiedział selekcjoner.

Chorwat między wierszami przyznał, że nie ma szans, by bracia grali w kadrze jednocześnie. Próbkę tego, co może się stać, gdy bracia znajdą się na jednym parkiecie, dostaliśmy w marcu zeszłego roku. Wówczas stanęli naprzeciw siebie w rosyjskiej lidze VTB - Mateusz w barwach Zenita, Marcel w Parmie Perm. Już na początku meczu Marcel ostro uderzył Mateusza w ręce, a kilka sekund później Mateusz odpłacił się faulem, za który powinien wylecieć z boiska i który mógł skończyć się groźną kontuzją jego brata.

Wracając do powołań na zbliżający się Eurobasket: trudno uwierzyć, że decydowały kwestie sportowe – Marcel Ponitka miał być jedną z twarzy nowej ekipy Milicicia, na pierwszym zgrupowaniu w listopadzie 2021 r. Chorwat powierzył mu ważną rolę. Dziś w zespole na jego pozycji występują w kadrze m.in. Jakub Schenk, który od przyszłego sezonu będzie występował na trzecim poziomie rozgrywek we Francji, czy Łukasz Kolenda, które ostatnie mecze kadry przesiedział na szarym końcu ławki. Marcel Ponitka to gracz o zdecydowanie większej renomie.

Gdy Milicić obejmował kadrę na przełomie września i października zeszłego roku, obiecywał, że spór między braćmi spróbuje rozwiązać. Że kadrze przyda się i jeden, i drugi. Na pierwsze zgrupowanie powołał Marcela, ale wówczas sprawy nie było – z powodu konfliktu terminów z meczami Euroligi do drużyny nie mógł dołączyć Mateusz. Gdy jednak starszy z braci stał się dostępny, Milicić postawił na niego. Choć ludzie z otoczenia kadry twierdzą, że Mateusz nigdy nie postawił trenerowi żadnego ultimatum, to jednak Chorwat poświęcił Marcela dla – w swoim mniemaniu – dobra drużyny.

"To kolejna drama w kadrze Polski"

Jeszcze w środę wieczorem stało się jasne, że Marcel i Mateusz się nie pogodzą i w kadrze wspólnie nie zagrają. Na łamach "Przeglądu Sportowego" wywiadu udzielił Mateusz. I wyciągnął najskrytsze rodzinne brudy – o rodzicach, którzy się od niego odsunęli i buntowali przeciwko niemu braci (oprócz Mateusza i Marcela jest jeszcze Kacper), o długach, o niechęci rodziny do jego żony... – W tym momencie nie ma możliwości zakończenia konfliktu i nie wyobrażam sobie grania z nim w jednym zespole. Jeśli trener uzna, że Marcel bardziej przyda się zespołowi, chętnie oddam swoje miejsce w reprezentacji – mówił.

O sprawie piszą już międzynarodowe media. W środę tekst opublikował prestiżowy serwis "Eurohoops", który pisze wprost: "Kolejna drama w reprezentacji Polski".

To kolejny konflikt w polskiej koszykówce, w którym główne role odgrywają jej najważniejsze postacie. Radosław Piesiewicz, jednoczesny prezes związku i ligi, jest w konflikcie z Marcinem Gortatem, byłym graczem NBA, ale i z Adamem Waczyńskim, byłym kapitanem kadry. Z Gortatem nie znosi się też Mateusz Ponitka. Ale, jak już wiemy, to niejedyny jego konflikt w koszykarskim światku.

Największy dramat polega na tym, że koszykówka jest w tym wszystkim na dalekim planie. W trakcie, gdy – jak pisaliśmy w komentarzu z marca – publicznie obrzucają się błotem najważniejsi ludzie w związku, kadra upada na dno. Zanim drużyna Igora Milicicia wyjedzie na Eurobasket, zagra mecze w preeliminacjach do kolejnych mistrzostw Europy. Słowem: żeby w ogóle zagrać w kwalifikacjach do Eurobasketu, musimy najpierw się do nich dostać. I wcale nie jest pewne, że uda się to osiągnąć.

A mistrzostwa Europy? Na nich sukcesem będzie samo wyjście z grupy, czyli przeskoczenie co najmniej dwóch rywali w sześciodrużynowej grupie D. Oficjalny serwis FIBA prognozuje, że w 24-zespołowej stawce znajdziemy się na 15. miejscu. Bez szans na awans do kolejnej rundy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.