Jest decyzja ws. trenera kadry koszykarzy. Miała być rewolucja, był chaos

Piotr Wesołowicz
- Wynik jest rozczarowaniem, ale po czerwcowym zgrupowaniu widać postęp - uważa prezes PZKosz Radosław Piesiewicz. W rozmowie ze Sport.pl zdradza, że selekcjoner Igor Milicić, którego drużyna spadła do europejskiej trzeciej ligi, zachowa posadę na wrześniowe mistrzostwa Europy.

Dwa zwycięstwa, cztery porażki i ostatnie miejsce w grupie D – to bilans kadry koszykarzy w kwalifikacjach do przyszłorocznych mistrzostw świata. Po niedzielnej porażce z Niemcami (83:93) wiemy już na pewno – turniej obejrzymy w telewizji.

Zobacz wideo Lewandowski numerem jeden na liście życzeń Barcelony? Potwierdza kataloński dziennikarz

Ale to nie koniec fatalnych informacji. Fakt, iż zajęliśmy ostatnie miejsce, spycha nas do podziemia – do eliminacji mistrzostw Europy 2025 będziemy musieli się kwalifikować. To sito dla najsłabszych w Europie drużyn. Dla polskiej reprezentacji, która na ostatnim mundial zajęła ósme miejsce, to katastrofa.

I pewnie dlatego selekcjoner Igor Milicić po niedzielnym meczu w Bremie wyglądał na zszokowanego tym, co się stało. Jeszcze kilkadziesiąt sekund przed końcem jego zespół miał szansę na wygraną i awans do drugiej fazy eliminacji MŚ. Porażka wyrzuciła nas poza nawias.

Zabrakło kilku punktów, ale dla wszystkich to bolesna plajta

– Rozmawiałem z Igorem po meczu, jak po każdym spotkaniu – mówi Sport.pl prezes PZKosz Radosław Piesiewicz. – Żaden z nas nie był szczęśliwy, nikt nie lubi przegrywać. Rozmawialiśmy o meczu z Niemcami, o czerwcowym okienku. Widać, że kadra grała w ostatnich spotkaniach lepiej. Pokonaliśmy w Lublinie Izrael, ale do kolejnej rundy eliminacji nie udało się awansować, z czego nie jesteśmy zadowoleni.

Do awansu z grupy brakowało niewiele. Przede wszystkim wygranej z Niemcami. Albo wyższego zwycięstwa z Estonią w lutym w Lublinie (było 70:68, na wyjeździe przegraliśmy 71:75). Z drugiej strony – nie załapaliśmy się do kolejnej rundy w sytuacji, gdy z grupy wychodziły trzy z czterech drużyn, a w stawce była Estonia, europejski outsider. To bolesna plajta – i dla działaczy, i dla koszykarzy oraz – a może przede wszystkim – dla Milicicia.

Chorwat z polskim paszportem nowym trenerem kadry został w listopadzie. Radosław Piesiewicz stwierdził wówczas, że drużyna potrzebuje nowego impulsu, że pod wodzą pracującego od 2014 roku Mike'a Taylora drużyna już się wypaliła, nie ma przyszłości. Milicić był naturalnym kandydatem do zastąpienia Amerykanina – trener Stali Ostrów, aktualnego wówczas mistrza Polski, wcześniej dwukrotny złoty medalista z Anwilem Włocławek, z Polską zaprzyjaźniony, od lat tutaj zadomowiony.

Miała być rewolucja, było granie starszyzną

Piesiewicz przed Chorwatem postawił trzy cele: awans na mundial, radykalne odmłodzenie kadry i udany występ na Eurobaskecie. Ten ostatni dopiero przed Miliciciem, mistrzostwa Europy rozpoczną się we wrześniu, szczęśliwie udział zapewniliśmy sobie już wcześniej, pod koniec kadencji Taylora. Ale pierwszy cel skończył się spektakularną katastrofą, fiaskiem, nie udało się zrealizować także drugiego - przeprowadzić zmiany pokoleniowej.

To miała być rewolucja. – Kadrę trzeba odmłodzić i dać jej nową energię. Będą w niej tylko i wyłącznie ci, którym zależy. Ma iskrzyć na każdym centymetrze parkietu – zapowiadał, wysyłając powołania na pierwsze zgrupowanie. Z początku rzeczywiście poszukiwał, eksplorował. Wówczas bilet na treningi z kadrą dostali m.in. Mateusz Szlachetka, Dominik Wilczek, Michał Kolenda, Jakub Nizioł, Jakub Schenk czy Grzegorz Kulka. Na zgrupowaniu przed pierwszymi meczami eliminacyjnymi w składzie, który pod okiem Milicicia trenowała w Warszawie, było tylko dwóch uczestników mistrzostw świata w Chinach – Aleksander Balcerowski i Dominik Olejniczak. Do ostatniego meczu eliminacji nie ostał się niemal nikt z przedstawicieli "młodej krwi".

Spójrzmy na piątkę, która kończyła niedzielny mecz w Bremie. Na parkiecie byli wówczas niemal 35-letni AJ Slaughter, lada dzień obchodzący 30. urodziny Jarosław Zyskowski, 29-letni Tomasz Gielo i Mateusz Ponitka i najmłodszy w tym gronie, 21-letni Aleksander Balcerowski. Średnia wieku? 28,8. Do tego można dodać bardzo ważnego w rotacji, końcączego w tym roku 30 lat Michała Sokołowskiego, którego Milicić zalicza do grona "starszyzny" zespołu. Słowem, w kluczowych momentach ostatniego meczu selekcjoner-rewolucjonista korzystał dokładnie z tych samych zawodników, którzy występowali u Taylora. Łącznie z Balcerowskim, który debiutował u Amerykanina, a na mundialu w 2019 roku był najmłodszym zawodnikiem turnieju.

– Nie wiem kogo nazywamy "weteranami"? Mateusza Ponitkę i Michała Sokołowskiego można tak nazwać, ale tylko pod kątem doświadczenia gry w reprezentacji, a nie wieku – tłumaczy Piesiewicz. I dodaje: – Jeśli chodzi o AJ Slaughtera, to wiemy doskonale, że jest naszym jedynym naturalizowanym koszykarzem. Od 2015 r. chętnie przyjeżdża na zgrupowania i oddaje serce na parkiecie, co pokazał w Bremie rzucając Niemcom 32 punkty. Żałuję, że od początku w eliminacjach nie mogliśmy zagrać w pełnym składzie. Wówczas mógłbym powiedzieć, czy zrobiliśmy krok w przód, czy w tył. Natomiast podkreślam: nie jestem zadowolony z braku awansu reprezentacji Polski do drugiej rundy kwalifikacji mistrzostw świata.

Jak trwoga, to do Slaughtera

Rzeczywiście, to dzięki Slaughterowi byliśmy w grze o wygraną niemal do końcowej syreny. Amerykanin z polskim paszportem zdobył 32 punkty, trafił osiem trójek. Choć – gdyby Milicić konsekwentnie realizował plan pokoleniowej rewolucji – gracza Gran Canarii w ogóle w Bremie być nie powinno.

– AJ przez lata stał się symbolem tej kadry. Jeśli jednak znów miałbym zaprosić do kadry naturalizowanego gracza, to tylko bardzo młodego, głodnego gry, który zwiąże się z reprezentacją na lata – mówił Milicić w listopadzie, na premierowej konferencji w nowej roli.

Kibice i dziennikarze przysłuchiwali się ze zrozumieniem. Mówiło się, że polski paszport otrzyma ktoś nowy, spekulowano o nazwiskach i z ciekawością przyglądano się "drużynie harpaganów" – bez Slaughtera, za to z Marcelem Ponitką, który miał być uosobieniem tej ekipy – walczącej o każdą piłkę.

Przy nim, podobnie jak ze Slaughterem, Milicić zrobił krok w tył. Do naturalizowanego Amerykanina wysłał powołanie, gdy w oczy zajrzało widmo odpadnięcia z gry o mundial, z Marcela zrezygnował na rzecz Mateusza – jego brata, który z Marcelem jest w otwartym konflikcie. Zapowiadana rewolucja dziś wygląda na chaos.

Igor Milicić zostaje na EuroBasket

– Wynik na pewno jest rozczarowaniem, co nie ulega wątpliwości. Dwa pierwsze okienka delikatnie mówiąc nam nie wyszły. Mieliśmy swoje problemy z kontuzjami Mateusza Ponitki, Michała Sokołowskiego, Michała Michalaka, a AJ Slaughter nie mógł przyjechać przez swoje prywatne sprawy. To nie jest usprawiedliwienie, natomiast trzeba powiedzieć jedno: cztery pierwsze spotkania zagraliśmy bez Mateusza i AJ-a - podkreśla Piesiewicz.

- Teraz pokazali, jak ważnymi są zawodnikami i jak dzięki nim pozostali są lepsi. Żałuję, że w eliminacjach ani razu nie mogliśmy skorzystać z pełnego składu. Za każdym razem ktoś doznał kontuzji, jak np. w maju Aleksander Dziewa i Grzegorz Kulka – dodaje prezes.

I dodaje, że liczy, iż po Eurobaskecie będziemy wracać w lepszych nastrojach niż z Bremy. Wiadomo już na pewno – choć spekulowano, że władze związku szukają alternatywy – że do Czech na fazę grupową turnieju pojedziemy z Igorem Miliciciem w roli szkoleniowca. – Tak, Igor Milicić będzie trenerem reprezentacji Polski w trakcie EuroBasketu – ucina spekulacje prezes PZKosz.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.