Koszykarze na drodze do mundialu. Skąd wzięła się szansa Polaków?

Polscy koszykarze są w grze o pierwszy od 51 lat awans na mistrzostwa świata. Na cztery mecze przed końcem eliminacji los jest w ich rękach. W czwartek zagrają bardzo ważny mecz z Holandią. Początek spotkania o 20:00.

Jedyny raz koszykarze zagrali na MŚ w 1967 r., zajmując wtedy piąte miejsce. W kolejnych latach gra w turnieju nie była możliwa. Żeby awansować, trzeba było zająć wysoką lokatę w mistrzostwach Europy, a od początku lat 70. Polacy nie byli ani razu w czołowej szóstce. Druga metoda to dzika karta, ale tej nigdy nie udało się załatwić.

Pomogła reforma i spór

Szansa pojawiła się po 2014 r., gdy FIBA wprowadziła eliminacje na wzór tych piłkarskich. Zespoły walczą w dwuetapowej rywalizacji, mecze rozgrywają w tzw. okienkach reprezentacyjnych, z których część odbywa się w trakcie sezonu ligowego. To oznacza, że selekcjonerzy nie mają do dyspozycji wszystkich najlepszych. NBA na wyjazdy zawodników się nie zgodziła, terminarza zmienić nie zamierza, a FIBA nic zrobić nie może, bo NBA nie jest jej członkiem. Co więcej, w reprezentacjach brakuje też zawodników występujących w Eurolidze, czyli pucharze zrzeszającym najsilniejsze kluby na Starym Kontynencie, która jest skonfliktowana z FIBA i też swoich graczy nie puszcza. Trwające od miesięcy mediacje nie wnoszą wiele.

W Europie trenerzy muszą się głowić, kto tym razem będzie dostępny, a kibice zastanawiają się, czy oglądać mecz reprezentacji, czy swojego klubu w Eurolidze. Polski ten problem dotyczył tylko w ograniczonym stopniu. Jedyny Polak z NBA, czyli Marcin Gortat, z gry w kadrze zrezygnował trzy lata temu, a kłopoty robiły przez pewien czas tylko kluby Adama Waczyńskiego i A.J. Slaughtera. Polska jako jedna z niewielu drużyn miała komfort pracy w niemal niezmienionej grupie koszykarzy. A to po zmianie systemu jest jej atutem. I stąd szansa na awans do MŚ.

Sensacyjne zwycięstwo z Chorwacją

Polacy awansowali do drugiego etapu eliminacji z bilansem 3–3. Dwa razy pokonali słabiutkie Kosowo, dwa razy przegrali z silniejszą Litwą, a z Węgrami wygrali i przegrali. W drugiej rundzie trafili do grupy z Włochami, Chorwacją i Holandią. Wyniki z pierwszej fazy zostały zaliczone, z sześciozespołowej grupy na MŚ pojadą trzy ekipy.

We wrześniu ruszyła rywalizacja w drugim etapie, którą Polacy zaczęli od wyjazdowej 19-punktowej porażki z Włochami, której można się było spodziewać, a potem w Gdańsku sensacyjnie pokonali Chorwatów, czyli drużynę z czołowej dziesiątki rankingu FIBA z czterema zawodnikami z NBA, po zaciętej końcówce i sprycie w ostatnich akcjach. I Polacy wskoczyli na trzecie miejsce w grupie.

Polacy liczą się w grze o mistrzostwa świata, bo w pełnym chaosu systemie rozgrywek mogą liczyć na dużą stabilizację wewnętrzną. Z trenerem pracują od 2014 roku. Trzon zespołu jest ze sobą zgrany, wypocone na treningach przez lata zagrywki wystarczy w okienkach eliminacyjnych tylko odświeżyć, nowi gracze szybko adaptują się w swoich rolach.

A do tego, trudne lekcje m.in. z EuroBasketu w Finlandii zaczynają procentować. Jeśli coś mogło scementować drużynę, to właśnie taka wygrana jak we wrześniu z Chorwacją. Bo przygotowania do tego meczu nie układały się tak, jak należy. Bo największe braki w polskiej kadrze były tam, gdzie zespół z Chorwacji miał swoje największe atuty i gwiazdy z NBA. Bo rozgrywany trzy dni wcześniej mecz z Włochami zakończył się fatalnie - Polacy walczyli przez 35 minut, by w końcówce zwiesić głowy, pozwolić na wysokie zwycięstwo i dać kolejny powód do zwątpienia w koszykarzy.

Holenderski test

Od EuroBasketu w 2017 roku zakończonego już po fazie grupowej reprezentacji Polski brakowało przekonywującej wygranej z rywalem z klasy średniej-wyższej. Ba, brakowało solidnej gry z rywalami na swoim poziomie (marcowa porażka z Węgrami, która skomplikowała drogę na MŚ). A zwycięstwo z Chorwacją to coś więcej niż dwa punkty w tabeli grupy J. Dzięki niemu Polacy los eliminacji mistrzostw świata mają w swoich rękach.

Ale to nie znaczy, że do MŚ, które w 2019 r. zorganizują Chiny, droga jest prosta. Teraz wyzwania będą jeszcze większe. Trzeba unikać wpadek, by się nie oglądać na rywali. Piekielnie ważny będzie czwartkowy wyjazd do teoretycznie najsłabszej w grupie Holandii (we wrześniu zmusiła Litwinów do dwóch dogrywek). To tam okaże się, czy na triumfie z Chorwacją udało się zbudować coś więcej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.