Adam Waczyński: nikt poza nami samymi w nas nie wierzy. Mamy szansę zaskoczyć wiele osób

Nie chodzi o to, kto ma lepsze indywidualności, tylko kto ma lepszy zespół. A to jest nasza największa siła. U nas każdy może poprowadzić Polskę do zwycięstwa - mówi Adam Waczyński, kapitan reprezentacji Polski.

Reprezentacja Polski 31 sierpnia rozpocznie grę w mistrzostwach Europy. Biało-Czerwoni rywalizują w grupie A. Swoje mecze będą rozgrywać w Helsinkach, a zmierzą się kolejno ze Słowenią, Islandią, Finlandią, Francja i Grecją. Awans do kolejne rundy wywalczą cztery najlepsze zespoły z grupy.

Polska w mistrzostwach Europy będzie grała po raz szósty z rzędu. Przed dwoma laty we Francji awansowała do 1/8 finału, gdzie uległa po dobrym meczu późniejszym triumfatorom - Hiszpanom. Najlepszym strzelcem Biało-Czerwonych w turnieju był Adam Waczyński (średnio 15,2 punktu na mecz).

***

Michał Owczarek: To Twój czwarty EuroBasket, każdy w innej roli. Teraz będziesz kapitanem. to wielkie wyróżnienie, ale i odpowiedzialność. Czujesz presję?

Adam Waczyński: W zeszłym roku odczuwałem presję i chyba to ja sam ją na siebie wywierałem. Teraz jestem już obyty z tą rolą, do sprawy podchodzę też inaczej. Bycie kapitanem to na pewno wielki przywilej, ale za tym też idą obowiązki. W zeszłym roku w eliminacjach miałem przetarcie, ten rok będzie na pewno dużo lepszy. Jedziemy na turniej reprezentować Polskę i zagrać jak najlepiej.

Jesteś kapitanem, dwa lata temu na ME we Francji byłeś najlepszym strzelcem. Czujesz się liderem tej drużyny?

- Z tyłu głowy jest taka świadomość. Mamy jednak na tyle silny zespół, że na parkiecie wielu zawodników może przejąć kontrolę nad meczem. To jest chyba nasza największa siła. Staram się nie myśleć o tym, co będzie, ale na tym co jest w każdym kolejnym meczu. Sezon w Maladze mi pokazał, jak to jest ważne. Moje podejście do meczów i do takich turniejów będzie zupełnie inne.

Gdzie jest miejsce Polski w europejskiej koszykówce. Ranking FIBA skazuje nas na 17. miejsce. To jest wymierne?

- Nas stać na bardzo dużo. Jesteśmy doświadczoną ekipą, obytą ze sobą, a w takich turniejach jest to ważne. Nie liczą się indywidualności tylko zespół. W podobnym składzie jesteśmy już kilka lat, dojrzewamy do tego wszystkiego i myślę, że czas pokaże, gdzie tak naprawdę jest nasze miejsce. Jesteśmy w stanie walczyć z jednymi z lepszych reprezentacji w Europie, więc dlaczego mielibyśmy się nie pokusić o dalszą fazę, albo jeszcze coś lepszego.

W prognozach z różnych części Europy próżno szukać Polski wśród kandydatów do wyjścia z grupy. Jak wy do tego podchodzicie?

- Nikt o takich rzeczach nie myśli. Nastawiamy się pozytywnie, bo znamy swoją wartość. Jedziemy na EuroBasket, żeby wygrywać każde kolejne spotkanie. Żaden przeciwnik nie jest nam straszny, bo wszystkich mamy dokładnie rozpracowanych. Jesteśmy naprawdę dobrze przygotowani. Jedziemy udowodnić, że jesteśmy wartościowym zespołem i możemy osiągnąć wiele.

Żadnej gwiazdy z NBA w reprezentacji Polski nie ma. To słabość?

- Gwiazdy z NBA na pewno zwiększają medialność każdego zespołu czy jego prestiż, bo osoby układające rankingi na takie drużyny patrzą inaczej. My takich zawodników nie mamy, więc nikt na nas nie stawia. Gracze z NBA sami jednak nic nie wygrywają. W sparingach pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie pokonać drużyny, które koszykarzy z NBA mają, jak Niemcy czy Rosja. Tu nie chodzi o to, kto ma lepsze indywidualności, tylko kto ma lepszy zespół. A to jest nasza największa siła. U nas każdy może poprowadzić Polskę do zwycięstwa.

Z drugiej strony, tego gracza z NBA w kadrze nie ma, ale patrząc, w jakich klubach gracie lub będziecie grać, powinno to wzbudzać już respekt. Pod tym względem ta kadra wydaje się bardzo silna.

- To prawda. Każdy z nas zrobił postęp w ostatnich latach, zmieniamy kluby i ligi na lepsze. Gramy na zupełnie innym poziomie, co służy rozwojowi reprezentacji. Znamy się świetnie, jest między nami „chemia” i to jest naszą przewagą. Rzeczywiście nie mamy gracza z NBA, ale gramy w czołowych europejskich klubach. Nie mamy się czego wstydzić. Musimy tylko to wykorzystać. Mamy ku temu potencjał.

Wiele lat pracy z jednym trenerem to też wasz atut?

- Tak. Każdy ma w zespole swoją określoną rolę, a to pomaga kształtować charakter tej drużyny. Każdy zna swoje miejsce, wie czego trener od niego oczekuje. Mamy graczy doświadczonych, takich też, którzy na parkiecie mają dać energię, ale są i tacy, którzy mają mocno bronić i wkurzyć przeciwnika na maksa. Każdy zaakceptował swoją rolę.

Grasz w silnym europejskim klubie, grałeś w pucharach, teraz na mistrzostwa Europy jedziesz już czwarty raz z rzędu. Przed takim turniejem jest jeszcze dreszczyk emocji czy to już normalność?

- Mistrzostwa Europy to zawsze wyjątkowa rzecz. Trzeba zgrać kilka meczów na wysokim poziomie i po prostu trafić z formą. To moje czwarte ME, więc jestem obyty na takim poziomie. Przez całą karierę stopniowo wchodzę na coraz wyższy poziom, stawka jest coraz wyższa, więc nie boję się wyzwań, tego, że możemy pokonać dobrą drużynę, wpisać się do historii i zajść naprawdę daleko i utrzeć nosa niedowiarkom.

Najpóźniej do drużyny dołączył Przemysław Karnowski, ale jego wpływ na grę widać gołym okiem. Jak wiele może on znaczyć dla kadry?

- To jest bardzo potrzebne ogniwo. Jest bardzo duży, ciężko go zatrzymać, rywale muszą go podwajać, ściąga na siebie obrońców, przez co inni mają więcej miejsca. Znamy tę sytuację, bo wcześniej robił to dla nas Marcin Gortat. Teraz Przemek jest takiej roli, niejako wszedł w buty Marcina i bardzo dobrze mu to wychodzi. Mamy nadzieję, że będzie grał równie dobrze jak w sparingach.

Bardzo dużo wnosi do naszej drużyny, bo nie mamy innego typowego środkowego. Damian Kulig jest centrem, który gra na obwodzie, więc to przydaje się do różnorodności naszych zadań.

Na EuroBaset jedzie tylko dwóch rozgrywających, w sparingach w rolę kreatora gry wchodził Mateusz Ponitka. To nie będzie problem na turnieju?

- To nie jest w ogóle problem. Koszykówka zmienia się dynamicznie, nie ma już takich klasycznych rozgrywających, coraz więcej graczy na tej pozycji to przede wszystkim świetni strzelcy, a dopiero potem rozgrywający. Tak jest w wielu miejscach. W moim klubie w Maladze też była taka sytuacjach. Mieliśmy więcej graczy rzucających niż rozgrywających z prawdziwego zdarzenia. W kadrze to też może być nasza siła, bo każdy zawodnik jest inny. Łukasz Koszarek ma inne atuty, A.J. Slaughter inny, więc możemy się uzupełniać w różnych piątkach na parkiecie. A.J. jest już z nami kolejny rok, zna system, czuje się z nami komfortowo.

Na tych mistrzostwach Europy gra się tylko o medale, nie ma szans na kwalifikacje do MŚ czy igrzysk, wiele zespołów jest w przebudowie. To szansa dla was?

- Od samego początku przygotowujemy się na wszystkich rywali, wiemy, jak grali w sparingach. Każdy element przygotowań ma nam jak najlepiej pomóc na turnieju. Śledzimy to, co dzieje się w innych drużynach, wiemy, kogo zabraknie, ale i z takimi drużynami też będziemy musieli po prostu wygrać. My nie mamy gracza z NBA, ale choćby Grecy zagrają bez Giannisa Antetokounmpo, więc na pewno będą chcieli udowodnić, że on nie jest im tak bardzo potrzebny. A to może oznaczać, że łatwiej nie będzie się z nimi grało. Węgrzy podczas ostatniego sparingu zagrali też bez swoich trzech najlepszych graczy, ale wciąż na parkiecie musieliśmy pokazać, że jesteśmy lepsi i to nie było łatwe.

Czujecie jakąkolwiek presję przed turniejem?

- Nie, jesteśmy dobrze przygotowani. Graliśmy dobrze w sparingach, pokazywaliśmy swoją wartość, wiemy, na co nas stać i nie ma tu mowy o presji.

Jakbym słyszał Mike’a Taylora, który mówi, że presję czuje tylko ten, kto nie jest przygotowany. Tak mocno was zaraził swoim podejściem?

- Oczywiście. Od samego początku nam to powtarza. Na spotkaniach oglądamy wideo z różnych meczów, czasem z samych końcówek spotkań czy historii, które były pisane w ostatnich latach przez zespoły, na które nikt nie stawiał, a potem osiągały wiele. Wszystko może się zdarzyć, trzeba w to tylko wierzyć. A my jesteśmy dobrze przygotowani. Mamy teraz szansę to udowodnić. Jesteśmy w dobrej sytuacji, bo nikt poza nami samymi w nas nie wierzy. Mamy szansę zaskoczyć wiele osób.

EuroBasket to pięć meczów w tydzień w pierwszej fazie. Co jest kluczem do awansu z grupy na takim turnieju?

- Każdy mecz jest ważny, a to tego trzeba mieć bardzo krótką pamięć. Trzeba szybko zapomnieć o tym, co się przed chwilą stało na parkiecie. Nawet jak się przegra z najsłabszą drużyną grupy, to są kolejne mecze i jeszcze można wygrać grupę. Nie można myśleć o tym, co było, tylko o tym, co jest. Nasz zespół jest na tyle dobry, że może powalczyć z każdym rywalem grając solidną koszykówkę.

Trudno jest odciąć od tego co wydarzyło się przed chwilą i już myśleć o kolejnym meczu?

- To na pewno nie jest łatwe. Wielu z nas ma jednak z klubu doświadczenia gry w pucharach, gry co trzy dni i tego się uczymy. Gdy grałem w Obradoiro, dużo słabszym zespole i graliśmy jedno spotkanie w tygodniu i jak mecz nie wyszedł, to trzeba było z tym żyć przez kilka dni. W Maladze graliśmy po dwa, trzy mecze w tygodniu, więc musiałem się tego nauczyć. W podobnym trybie gra większość z naszej kadry.

A Ty się lepiej czujesz, gdy możesz dłużej przeanalizować sprawy czy wolisz szybko zapomnieć?

- Wolę zdecydowanie, gdy jeden mecz goni następny. Po tym sezonie w Maladze się o tym dobrze przekonałem, dlatego dobrze też podchodzę do EuroBasketu. Nie ma zbyt wiele czasu na myślenie, po prostu trzeba robić swoje, grać dobrze.

Więcej o: