EuroBasket 2015. Grzegorz Bachański o reprezentacji: Nasz styl został zauważony, i to świadczy o postępie

- W 2013 roku w meczu z Hiszpanią nie istnieliśmy, teraz walczyliśmy przez trzy kwarty, przegraliśmy dopiero w czwartej. I wydaje mi się, że właśnie te trzy kwarty dystansu do czołówki odrobiliśmy, została nam ostatnia, najważniejsza - mówi prezes PZKosz Grzegorz Bachański o występie reprezentacji Polski na EuroBaskecie.

We Francji Polacy rozegrali sześć spotkań - w grupie pokonali Bośnię i Hercegowinę, Rosję oraz Finlandię, przegrali z Francją i Izraelem. Z bilansem 3-2 awansowali do 1/8 finału z trzeciego miejsca w grupie, w meczu o ćwierćfinał spotkali się z Hiszpanią. Po trzech kwartach remisowali 55:55, ostatecznie przegrali 66:80.

Jak komentuje występ Polaków prezes PZKosz Grzegorz Bachański?

O grze reprezentacji:

- Występ oceniam poprawnie, nawet dobrze. Jeśli chodzi o wynik, to dużego celu, awansu do ósemki, walki o igrzyska w Rio de Janeiro, nie osiągnęliśmy, ale wynik to nie wszystko, liczy się także styl. A ten był niezły. Gdy spojrzymy na ostatnią dekadę, to postęp było widać. Dobrym porównaniem może być mecz z Hiszpanią z 2013 roku, w którym nie istnieliśmy. Teraz z Hiszpanią walczyliśmy przez trzy kwarty, przegraliśmy czwartą. I wydaje mi się, że właśnie te trzy kwarty dystansu do czołówki odrobiliśmy, została nam ostatnia, najważniejsza. To jest teraz wyzwanie dla koszykarzy, trenerów, federacji.

- Było mi bardzo miło, gdy godzinę przed naszym meczem z Hiszpanią zadzwonił do mnie Turgay Demirel, prezes FIBA Europe, i powiedział, że nasza reprezentacja zbiera pochlebne oceny. Że o jej grze się mówi, że jej styl został zauważony. To świadczy o postępie, który wykonaliśmy w stosunku do turnieju sprzed dwóch lat, przez który przeszliśmy pod tym względem niezauważeni.

O pracy trenera:

- Oceniam ją bardzo pozytywnie, współpracę chcemy kontynuować. Taylor przekonał zawodników, że potrafią grać w koszykówkę na poziomie EuroBasketu, ale do słów dodał ciężką pracę. W najbliższym tygodniu spotkamy się z trenerem, żeby porozmawiać o przyszłości. Szansę na to, że się dogadamy, oceniam na 80 proc. Jestem za tym, by nowa umowa obejmowała dwa lata, z kolejnymi mistrzostwami włącznie.

- Z perspektywy czasu widzę, że my, prezesi, popełnialiśmy błędy - Roman Ludwiczuk zwolnił Andreja Urlepa po ME w 2007 roku, a ja Alesa Pipana po wygranych eliminacjach w 2012. Wyciągajmy wnioski. Tym bardziej że zawodnicy dopasowali się do systemu gry zaproponowanego przez Taylora. Adam Waczyński i Mateusz Ponitka, który będą lokomotywami tej reprezentacji w najbliższych latach, ten system czują, akceptują go, dobrze się w nim czują. To ważne.

O Marcinie Gortacie:

- Nam się wydaje, że Marcin, jako jedyny Polak w NBA, będzie w reprezentacji góry przenosił. Ale jest tak, jak Gortat tłumaczył po ostatnim meczu - on w NBA gra trochę inną koszykówkę. Nie jest Pau Gasolem i nigdy nie będzie, jest raczej graczem zadaniowym.

- Trenerzy wsadzali go w poprzednich latach w różne tryby, systemy. Dwa lata temu w Celje gra proponowana przez Dirka Bauermanna się nie sprawdziła, Gortat nie radził sobie z podwojeniami. Teraz Mike Taylor rozłożył odpowiedzialność w ataku na większą liczbę koszykarzy i było lepiej. Ale pamiętam też eliminacje w 2012 roku, gdy Ales Pipan zaproponował prostą, ale skuteczną koszykówkę z wykorzystaniem właśnie Gortata. I wtedy Marcin, w ważnym meczu w Helsinkach, zagrał z Finlandią tak, że Henrik Dettmann mówił o nim tak, jak my teraz o Gasolu. Że Marcin Gortat, który zdobył wówczas 27 punktów i 21 zbiórek, ich zabił.

- Myślę, że ta czerwcowa deklaracja Marcina była pochopna, uważam, że jemu w reprezentacji się podoba. W tym roku wyłoniła się nowa drużyna, nowi gracze, nowe perspektywy. I moim zdaniem byłoby dobrze, gdyby Marcin Gortat chciał jej patronować. Trzeba docenić to, że on jest w tej reprezentacji, że się stara. Nawet jeśli czasem powie o dwa słowa za dużo. Indywidualnie mogliśmy oczekiwać od niego więcej, ale on się starał, walczył, miał dobre momenty.

Więcej o:
Copyright © Agora SA