EuroBasket 2015. Adam Wa3ński i do trzech razy sztuka

Nie Marcin Gortat, nie A.J. Slaughter, nie Mateusz Ponitka, ale Adam Waczyński zdobył najwięcej punktów dla reprezentacji Polski w zwycięskich meczach EuroBasketu z Bośnią i Hercegowiną oraz Rosją. Czy 26-letni skrzydłowy wreszcie znalazł swoją rolę na boisku - rolę strzelca wyborowego?

Sobota, mecz z Bośnią. W 14. minucie Waczyński - jeszcze jako Waczyński - po 10 pudłach drużyny z dystansu trafia za trzy punkty i rozpoczyna fragment lepszej gry zespołu. W 30. minucie znów trafia za trzy punkty i przerywa punktową serię Bośniaków. Minutę przed końcem meczu trafia z linii tylko raz (na 64:59), 13 sekund przed ostatnią syreną znów staje na linii. Jest 64:61, Bośniacy blisko, presja duża, ale Waczyński jest spokojny. Daje prowadzenie 66:61.

Niedziela, mecz z Rosją. Do przerwy trafia wszystkie cztery rzuty za trzy i przestaje być Waczyńskim - kibice zaczynają o nim pisać "Wa3ński". Skrzydłowy z Torunia biega, wykorzystuje zasłony, wychodzi na pozycję, łapie piłkę i rzuca. Ciach, ciach, ciach, ciach... Siatka strzela przyjemnie, Polacy grają wyrównany mecz z Rosją. W trzeciej kwarcie Wa3ński znika, ale wraca w czwartej, by zdobyć osiem punktów. To on ustala wynik z linii rzutów wolnych, choć tym razem trafia tylko raz. Polska wygrywa 72:69.

W sumie w dwóch meczach Wa3ński zdobył 38 punktów, trafił sześć z 10 rzutów za trzy oraz 14 z 18 wolnych. - Trafia z dystansu, rusza się bez piłki, to jest jego gra. Biega, ścina, rzuca i jeśli jest wolny, to odpala rzut - opisuje i chwali grę młodszego kolegi Marcin Gortat.

Pisząc o Waczyńskim - wróćmy na chwilę do oryginalnej pisowni nazwiska - nie można, nawet roboczo, zadać pytania "skąd on się wziął w reprezentacji?". Bo potencjalnym reprezentantem był od zawsze. Waczyński pochodzi z koszykarskiej rodziny, jego dziadek Szczepan był dobrym zawodnikiem, a potem trenerem, podobnie jak ojciec Witold. Adam zaczynał grać w toruńskim Zrywie, potem ojciec założył dla niego klub Wax. Junior był alfą i omegą - rozgrywał, rzucał, zbierał.

I właśnie w takiej roli wszedł do seniorskiej koszykówki, jego talent znany jest od lat. Waczyński, który urósł do 198 cm wzrostu, debiutował w ekstraklasie, w Prokomie Treflu Sopot, w 2005 roku, gdy miał ledwie 15 lat i 103 dni. Trzy lata później po raz pierwszy wszedł na parkiet w Eurolidze. Inteligentny, dobrze wyszkolony technicznie, wszechstronny skrzydłowy rozwijał się jednak połowicznie. Trochę przeszkadzały mu słabsze warunki fizyczne, trochę brak zdefiniowanej roli na boisku.

Trenerzy wystawiali Waczyńskiego na trzech różnych pozycjach, jeszcze rok temu selekcjoner Mike Taylor widział w nim rozgrywającego. Ale Waczyński grając z piłką się męczył, nie wykorzystywał swojego rosnącego atutu, czyli rzutu. Taylor w porę wycofał się ze swojego pomysłu, Waczyński, już jako skrzydłowy lub rzucający, który płynnie wymienia się pozycjami z Ponitką, kończył zwycięskie dla Polski eliminacje jako najlepszy strzelec drużyny ze średnią 14 punktów na mecz.

A potem wyjechał do Hiszpanii, gdzie w najlepszej lidze na kontynencie w zespole Rio Natura Monbus Obradoiro rzucał średnio po 12,5 punktu na mecz, przy skuteczności 42 proc. za trzy. Dojrzał. W nowym środowisku, w wymagającej lidze, potrafił zdobywać po 21, 24, 26, a nawet 27 punktów. I tę formę z ligi hiszpańskiej przywiózł na EuroBasket. A przynajmniej na jego początek.

Wśród kolejnych trójek i trzech pozycji, na których występował, w Montpellier pojawia się jeszcze jeden motyw z liczbą trzy. To trzeci EuroBasket Waczyńskiego. Cztery lata temu na Litwie torunianin biegał po boisku słaby, zagubiony, w 2013 roku w Słowenii zawinił w końcówce przegranego meczu z Czechami. Ale do trzech razy sztuka. I trójka do nazwiska.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.