EuroBasket. Mike Taylor o awansie koszykarzy: To jest definicja drużyny

- Założyliśmy sobie, że chcemy nie tylko awansować na mistrzostwa, ale chcemy wygrać grupę. I jestem dumny z moich zawodników, że pracowali i walczyli ze wszystkich sił, by to osiągnąć. Udało nam się stworzyć dobrą, zwycięską atmosferę, zawodnicy chcą grać w reprezentacji - mówił po zakończeniu eliminacji EuroBasketu trener reprezentacji koszykarzy Mike Taylor.

W środę w Lubinie Polacy pokonali po dogrywce Austrię 90:85, co było ich piątym zwycięstwem w eliminacjach. Biało-czerwoni wygrali grupę C z bilansem 5-1 i wywalczyli na przyszłoroczne mistrzostwa.

- Ulga? Nie, to nie ulga. To zadowolenie, że zrealizowaliśmy cel - mówił o swoich odczuciach Taylor po wyjściu z szatni, trzymając w ręku przesiąknięty szampanem arkusz statystyk meczowych. - Założyliśmy sobie, że nie tylko chcemy awansować, ale chcemy wygrać grupę. I jestem dumny z moich zawodników, że pracowali i walczyli ze wszystkich sił, by to osiągnąć. I to osiągnęliśmy, plan wykonaliśmy.

Wnioski i zmiany

42-letni Taylor przez wiele lat pracował w Niemczech jako trener Ratiop arm Ulm, który wprowadził do Bundesligi i wywalczył piąte miejsce. Był też asystentem trenera reprezentacji Czech, a w minionych rozgrywkach prowadził Maine Red Claws z NBDL - filialny zespół Boston Celtics. W trakcie eliminacji dał się poznać jako szkoleniowiec, który dobrze reaguje na zmieniające się okoliczności, nie boi przyznać się do błędu.

Po porażce 81:83 w Austrii, gdy nastroje się popsuły, Taylor dokonał zmian, które miały dobry efekt dla gry drużyny - odciążył z obowiązku rozgrywania Adama Waczyńskiego, zaufał zmiennikowi na tej pozycji Kamilowi Łączyńskiemu oraz zaczął częściej korzystać z Damiana Kuliga kosztem weterana Szymona Szewczyka.

- Analizowaliśmy możliwości drużyny i chcieliśmy doprowadzić do sytuacji, w której zawodnikom będzie najłatwiej grać z korzyścią dla drużyny - tłumaczył w środę Taylor. - Wydaje mi się, że na początku wystawianie Adama Waczyńskiego na rozegraniu nam pomagało - szczególnie w pierwszym meczu z Niemcami.

- Ale potem zdałem sobie sprawę, że zrzucaliśmy na Adama zbyt dużą odpowiedzialność - robił zbyt wiele dla drużyny i odbijało się to potem na jego dyspozycji w obronie, a także w ataku. Omówiliśmy to w sztabie trenerskim i zgodziliśmy się, że w większym stopniu powinniśmy polegać na Kamilu. Założyliśmy sobie, że musimy obdarzyć go zaufaniem, wprowadzić go na boisko i wykorzystywać wymiennie ze "Skibą" - mówił Taylor.

- Z Damianem sytuacja była inna. Na początku przygotowań był poza zespołem - brał ślub, potem miał podróż poślubną, zgodziliśmy się, by dołączył do drużyny nieco później - opowiadał o Kuligu. - Dlatego zajęło mu trochę dłużej wejście w rytm, dopasowanie się do drużyny. Ale po meczu z Austrią stwierdziliśmy, że jest gotowy, i daliśmy mu więcej minut. Myślę, że to było nasze świetne posunięcie - te zmiany w rotacji w sposobie wykorzystywania zawodników.

Definicja drużyny

W meczu z Austrią cała trójka spisała się świetnie - Kulig zdobył 22 punkty i miał 12 zbiórek, Waczyński rzucił 19, a Łączyński błyskotliwie rozgrywał w drugiej połowie, kończąc spotkanie z czterema punktami i pięcioma asystami. Bardzo dobrze zagrał też Przemysław Karnowski - 21-letni środkowy, który po pierwszym meczu z Niemcami trafił do szpitala z ostrą anginą, ale wrócił do zespołu i z Austrią zdobył 13 punktów i 10 zbiórek.

- Przez całe lato na nic się nie skarżyliśmy, ale teraz mogę już to powiedzieć - brak Przemka bardzo nam przeszkadzał - mówił Taylor. - Jego wzrost, jego energia i fakt, że za każdym razem, gdy dostaje piłkę pod koszem, wymusza na rywalu podwojenia, ułatwiały grę drużynie - często to dzięki niemu obwodowi gracze mieli dobre pozycje do rzutów. W czasie jego choroby bardzo nam go brakowało i myślę, że w rewanżowym meczu z Austrią jego obecność na boisku to udowodniła. Nie tylko udanie przeszkadzał Rasidowi Mahalbasicowi, ale także koncentrował na sobie obronę rywala. To było bardzo ważne.

A jacy gracze byli, zdaniem Taylora, najważniejsi w eliminacjach? - Każdy z zawodników mojej drużyny był ważny. Każdy z nich wniósł coś istotnego do drużyny w różnych meczach, w różnych momentach, w różny sposób - opowiadał trener. - Wszyscy doskonale wiedzieli, czego od nich wymagamy, i stosowali się do tego. Raz błyszczał Adam Waczyński, raz jakieś dobre akcje wykonał Przemek Zamojski, potem ważne punkty zdobywał Mateusz Ponitka. Z Austrią świetne wejścia z ławki mieli Kamil Łączyński, Damian Kulig i Przemek Karnowski. To jest definicja drużyny.

- Nie mieliśmy jednej gwiazdy, próbowaliśmy rozdzielić odpowiedzialność za zespół, za wynik na wszystkich. A oni dobrze na to reagowali - podkreślał Taylor.

Amerykanin ciekawie mówił o postawie debiutującego w kadrze Aarona Cela, który był czwartym strzelcem zespołu (po Waczyńskim, Ponitce i Kuligu) ze średnią 12 punktów na mecz. - Będę szczery - gra Aarona w minionym sezonie w Zielonej Górze była jednowymiarowa. Ustawiali go w rogu lub w innym miejscu na obwodzie i czekali, aż będzie trafiał za trzy. Ale my już we wczesnej fazie przygotowań zorientowaliśmy się, że to gracz bardzo wszechstronny - że może zagrać tyłem do kosza, że może grać jeden na jednego z obwodu, że dobrze podaje, zbiera i może bronić wielu zawodników. Po prostu - może robić bardzo wiele rzeczy. A rolą trenera jest właśnie odkrycie tego, na co stać twojego zawodnika i umożliwienie mu grania w ten sposób. A Aaron grał bardzo dobrze, świetnie przez całe eliminacje.

Gdzie EuroBasket, gdzie klub?

Awans na EuroBasket oznacza, że starania PZKosz o organizację rozgrywek jednej z grup mistrzostw, mają sens. Jak podchodzi do tego Taylor? - Przewaga boiska jest bardzo ważna - czuliśmy to w Toruniu, czuliśmy w Lubinie, a nawet w Koszalinie, choć rozegrany tam mecz z Luksemburgiem był inny niż pozostałe. Hale, doping, profesjonalizm federacji - wszystko, czego doświadczyliśmy w Polsce, było świetne - mówił Taylor. I zaznaczał: - Mam doświadczenie ze współpracy z czeską federacją i muszę powiedzieć, że to, co spotkało mnie tutaj, było doskonałe. Jestem dumny z tego, że mogę być częścią takiej organizacji.

- Jak uda się być gospodarzem grupy, będzie fantastycznie, bo jako trenerowi reprezentacji zależy mi na tym, by naszą grą dać impuls całej polskiej koszykówce, wnieść entuzjazm, pokazać zabawę, Mam nadzieję, że będziemy grać u siebie, ale jeśli nie, to i tak jesteśmy szczęśliwi, że awansowaliśmy na mistrzostwa - stwierdził Amerykanin.

Jakie są jego najbliższe plany? - Na razie wracam do Warszawy na weekend, a potem jadę z żoną do Niemiec spędzić trochę czasu z jej rodziną. Następnie wrócę do USA i zobaczę, jakie są tam szanse na angaż - mówił Taylor, któremu skończyła się umowa w NBDL. - Można powiedzieć, że jestem wolnym trenerem. Prowadzę pewne rozmowy z klubami NBA i mam nadzieję, że dojdzie do jakiegoś przełomu - w lecie byłem bliski angażu w kilku klubach NBA w roli asystenta trenera lub szkoleniowca odpowiedzialnego za rozwój graczy. Dwa lub trzy kluby wciąż są zainteresowane. Są także opcje w NBDL, gdzie dwa kluby nie mają pierwszych trenerów. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

Z polską reprezentacją Taylor już czuje się związany. - Z PZKosz podpisałem kilkuletni kontrakt, którego kontynuowanie zależy od wyników. Jestem całkowicie związany, wierny polskiej federacji na najbliższe lata. I podekscytowany pracą i wynikami, jakie wykonaliśmy tutaj. Idziemy w dobrym kierunku, a naszym celem jest dobry występ na EuroBaskecie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.