50 lat temu polscy koszykarze zdobyli srebro mistrzostw Europy. A teraz powstała o nich książka

Dokładnie 50 lat temu, 4 października 1963 roku, rozpoczęły się we Wrocławiu mistrzostwa Europy koszykarzy, w których Polacy osiągnęli swój największy sukces w historii. Dziennikarz Sport.pl Łukasz Cegliński jest współautorem książki o nich, ?Srebrni chłopcy Zagórskiego?, która właśnie została wydana.

W najbliższy weekend we Wrocławiu odbędzie się turniej Tauron Basket Cup z okazji wielkiego jubileuszu polskiej koszykówki. W sobotę, między meczami Stelmetu Zielona Góra z EA7 Armani Mediolan oraz Śląska Wrocław z PGE Turowem Zgorzelec, na parkiecie Hali Stulecia uhonorowani zostaną ci, którzy 50 lat temu w tym samym miejscu doszli aż do finału - m.in. 83-letni obecnie trener Witold Zagórski i jeden z najlepszych polskich koszykarzy, 74-letni Mieczysław Łopatka.

A w kuluarach Hali Stulecia odbędzie się premiera sprzedaży książki "Srebrni chłopcy Zagórskiego" , która zaczyna się tak:

"- Wszyscy stoją. Nie słyszę własnego głosu. Jugosłowiańscy rezerwowi biją głową o podłogę. Dla mnie to więcej niż mecz o medal, to bój o moją koncepcję - dobiera słowa Witold Zagórski, najbardziej utytułowany trener polskich koszykarzy. Jest spokojny, ale nic dziwnego - od 1963 roku minęło pół wieku, Zagórski jest teraz dziarskim 80-latkiem.

Tuż po półfinałowym meczu mistrzostw Europy we Wrocławiu było inaczej. Znajomi z Warszawy i przygodni kibice próbowali dostać się do szatni, by pogratulować trenerowi, zawodnikom, ale nie mieli na to szans w ogólnym tumulcie.

Zagórski ocierał oczy z łez szczęścia. - Chciałbym wszystkim serdecznie podziękować. Nareszcie graliśmy jak sportowcy, a nie jak maszyny, które mają i muszą wykonać określone zadanie - dławiącym się głosem mówił wtedy dziennikarzom ledwie 33-letni szkoleniowiec.

Pół godziny wcześniej Hala Ludowa wrze. Okrzyki zachwytu, jęki zawodu, głośne skandowanie nazwisk graczy kumulują się gdzieś pod jej betonową kopułą i zdają się wprowadzać ją w drgania. Wracają potem ze zdwojoną siłą nad parkiet.

Nerwy zawodników i trenerów, emocje kibiców falują jak powiewy gorącego wiatru. Teraz wieje w plecy Jugosłowianom, którzy wicemistrzostwem świata sprzed pięciu miesięcy położyli fundamenty pod trwającą kilkadziesiąt lat potęgę. Ich znakomity strzelec Radivoj Korać, którego imieniem nazwano potem europejskie rozgrywki pucharowe, nie bije rekordów, ale do kosza trafia - jego zespół zbliża się na trzy punkty.

Jest 33. minuta, do końca pozostaje siedem. Na ławce rezerwowych siedzą już wykluczeni za faule skrzydłowi Jerzy Piskun i Janusz Wichowski. Czy Polakom pozostanie walka o brązowy medal, który dotychczas zdobyli tylko raz, w 1939 roku na Litwie?

Piłkę przeprowadza Zbigniew Dregier, środkowi Mieczysław Łopatka i skrzydłowy Andrzej Pstrokoński stawiają zasłony innemu skrzydłowemu Stanisławowi Olejniczakowi, ten ucieka obrońcy wzdłuż linii końcowej, a potem skręca w okolice linii rzutów wolnych. Dostaje piłkę, rzut, kosz. 66:61 dla Polski. Jugosłowianie nie trafiają, biało-czerwoni znów rozgrywają akcję. Bliźniaczą. Olejniczak biegnie, ucieka, skręca, łapie, rzuca, trafia. 68:61.

Czy tak wyglądały tamte akcje? Telewizyjne archiwa z wrocławskiego turnieju są zbyt ubogie, by to potwierdzić. Ot, raptem kilka nieuporządkowanych akcji z różnych meczów. Relacje świadków też są różne - według niektórych Olejniczak rzucał z narożników boiska, i to nawet zza dzisiejszej linii rzutów za trzy punkty. Trzymamy się więc wspomnień głównego bohatera tamtych minut.

- Jak dziś pamiętam - myślę, że się nie mylę - rzucałem z tego miejsca, zza koła za linią rzutów wolnych, ale nie na wprost, tylko trochę z prawej strony, cztery albo pięć razy, i wszystko trafiłem - mówi Olejniczak. 68:61, a czas ucieka. W ówczesnej koszykówce nie ma rzutów za trzy punkty, więc siedem punktów to w rzeczywistości aż cztery akcje przewagi. Dużo, bardzo dużo. Pressing Jugosłowian nie daje efektów, Polacy wydłużają akcje.

Zbliżają się ostatnie minuty meczu. Bogdan Tuszyński przed mikrofonem Polskiego Radia przekrzykuje publiczność: "Następne dwa punkty dla reprezentacji Polski! Oto zanosi się na ogromną sensację! Wicemistrzowie świata są o krok od porażki z doskonale spisującą się drużyną Polski! A nasi chłopcy, którzy nie grają, którzy siedzą teraz, wyskakują do góry, biją brawo swoim kolegom, którzy zasłużyli, no, na ogromne brawa, na ogromne brawa!

Ale spokojnie, spokojnie. Widzimy teraz zmiany w zespole jugosłowiańskim. Jest 81:70 proszę państwa, a wskazówka, czerwona wskazóweczka, która wskazuje sekundy, biegnie, biegnie, jest teraz na trzydziestce. To chyba jeszcze tylko 30 sekund. Jeszcze 25 sekund. No, ale Polacy w ataku strzał! Likszy! Następne dwa punkty! Czerwona wskazówka błądzi, błądzi.

Za chwilę zakończy się mecz. 15 sekund, wykorzystują to Jugosłowianie - strzelają. Strzał jest niecelny! Jeszcze 12 sekund. Czerwona wskazówka się zatrzymała. Teraz już nie patrzymy na grę, to już jest nieważne, chociaż Pstrokoński, spoglądam tam lewym okiem, to Pstrokoński atakuje, wchodzi pod kosz, kosz jest jednak, kosz jednak. Piłka nie wchodzi do kosza. I oto cztery sekundy, trzy sekundy. Jeden kosz dla Jugosłowian, zdobył go Daneu, i chyba koniec meczu!".

Sprawozdawca kontynuuje relację już w ogromnej wrzawie: "Oto teraz widzimy, jak Polacy, w białych koszulkach, podbiegają do siebie, jak się całują. Cała drużyna jest. Widzimy naszych starych reprezentantów, widzimy trenera Maleszewskiego, Pawlaka, który reprezentował kiedyś barwy polskie. Wszyscy się całują. Proszę państwa, wygraliśmy finał! 83:72!" - krzyczy Tuszyński".

Dlaczego, jak i kto osiągnął największy sukces w dziejach polskiej koszykówki? Opowiada o tym książka, której autorami są dziennikarz Sport.pl Łukasz Cegliński oraz jego ojciec, redaktor Polskiej Agencji Prasowej Marek Cegliński. Publikację patronatem objęli Tauron, który sponsoruje polską koszykówkę od 2009 roku oraz Tauron Basket Liga i Polski Związek Koszykówki. Bogato ilustrowana książka liczy 256 stron, na których opisane są nie tylko mistrzostwa we Wrocławiu i drużyna Zagórskiego, ale również klimat lat 60., szczególnie ten, który towarzyszył sportowi.

Więcej o książce "Srebrni chłopcy Zagórskiego" dowiesz się klikając na jej profil na Facebooku. .

Więcej o:
Copyright © Agora SA