22-letni Biedny (185 cm wzrostu) w finale pokonał Camerona Bennermana i Eddiego Millera. Zaprezentował w nim dwa wsady, które porwały publiczność, jury i koszykarzy drużyn Południa i Północy - najpierw przeskoczył nad dwoma kolegami, potem nad trzema parami cheerleaderek.
Biedny jest rodowitym poznaniakiem, obecnie mieszka w niedalekim od tego miasta Skórzewie. Ma 22 lata, nie gra w żadnym klubie, chce promować streetball.
- Możemy pisać, że Biedny stał się bogaty? - pytaliśmy się zwycięzcę po konkursie. - No, wygrałem na bogato - śmiał się Biedny, który w nagrodę dostał m.in. zegarek Tissota.
Łukasz Biedny: Zawodowiec to ktoś, kto za to, co robi dostaje pieniądze. W moim przypadku to tak nie działa, ale z drugiej strony określenie amator trochę mi uwłacza, bo treningom, wsadom poświęcam dużą część swojego życia.
- Gram w kosza, a poza tym skaczę, trenuję, bo muszę się polepszać, wymyślać ciągle coś nowego. Poza tym pracuję nad techniką, bo wsady to wyskok, ale także właśnie technika.
- W żadnym. Pod tym względem to rzeczywiście jestem amatorem.
- Pojawiłem się kiedyś na treningu trzecioligowej drużyny z tego klubu, ale nie miałem szczęścia. Na drugim treningu skręciłem kostkę i już się tam nie pojawiłem. W Poznaniu i okolicach nie bardzo jest gdzie pograć - w Poznaniu jest Pyra, ale ten klub prowadzi przede wszystkim grupy młodzieżowe, do których ja się już nie kwalifikuję. W ekstraklasie PBG, ale stamtąd jeszcze nikt do mnie nie dzwonił... Oczywiście żartuję. Zacząłem jednak studia na AWF, gdzie załapałem się do drużyny.
- Półtora tygodnia temu.
- Że to megaokazja, żeby wypromować trochę streetball. To było dla mnie najważniejsze. Chciałem wygrać i choć nie byłem tego pewny, to po obejrzeniu filmików z zeszłorocznego konkursu z Lublina, wiedziałem czego się spodziewać. Pozostawały kwestie tego czy trafię na swój dzień i czy nie zje mnie trema.
- Taktyka była bardzo ważna. Ja zawsze staram się robić każdy wsad efektownie, ale poziom trudności trzeba stopniować. Im dalej, tym wyżej wieszamy sobie poprzeczkę.
Mówisz o streetballu - często bierzesz udział w turniejach?
- Nie mam swojej drużyny, ale staram się jak najczęściej jeździć na turnieje, szczególnie w lecie. To moje życie i pasja - zamiast siedzieć przed telewizorem i jeść czipsy, to wolę wsiąść o szóstej rano w pociąg i pojechać gdzieś pograć. Dobrze się czuję na takich turniejach - jestem w swoim środowisku koszykarzy, streetballowców. Jest fajna atmosfera, dobra muzyka, czarne rytmy.