TBL. Wojciech Kamiński: Sytuacja nie jest rewelacyjna, ale robimy swoje

- Nie każdy musi mieć parcie na grę tylko o medale, na pracę w najlepszych klubach, na ich zmiany co osiem miesięcy. Ja nie uważam, że celem człowieka powinno być nastawienie się tylko na maksymalne korzyści, ciągłe zwycięstwa, dążenie do sławy i wielkie pieniądze - mówi trener koszykarskiej Polonii Wojciech Kamiński.

Polonia zakończyła pierwszą rundę rozgrywek z bilansem 5-6, co - biorąc pod uwagę organizacyjne kłopoty klubu przed sezonem - jest wynikiem bardzo dobrym. Najważniejsi koszykarze drużyny na boisku spisują się świetnie, swoje role dobrze wypełniają młodzi Polacy, Polonia gra efektownie - przy ograniczonym budżecie Kamińskiemu znów udało się stworzyć zespół, który ogląda się z ochotą.

Łukasz Cegliński: Bilans 5-6, trzy mecze z drużynami z czołówki przegrane w ostatnich akcjach - gdyby przed sezonem ktoś przewidział takie wyniki Polonii, to

Wojciech Kamiński: bardzo bym się ucieszył, ale teraz czuję pewien niedosyt, bo jeden, dwa mecze można było jeszcze wyrwać. W ostatnich spotkaniach wyszły jednak nasze braki i niedoskonałości - w składzie i w doświadczeniu.

Słabiej zagrali Tony Easley i David Palmer.

- Tony gra nieźle, ale ma duże problemy z faulami - w pięć minut potrafi popełnić trzy i potem długo siedzi na ławce, tak jak np. w meczu z Czarnymi. Najgorsze, że to są nieodpowiedzialne faule z dala od piłki, niemal poza grą, które powodują zaburzenia w rotacji i mamy przez to kłopoty.

Przewiduje pan zmiany w składzie w okienku transferowym?

- Nie planuję. Wygraliśmy 5 z 11 meczów i choć zwycięstw mogło być więcej, to przed sezonem każdy w klubie wziąłby obecny bilans w ciemno. Osiągnęliśmy go w tym składzie i będziemy się raczej koncentrować na eliminowaniu błędów niż zawodników. Mamy luki i mankamenty, ale transfery nie gwarantują poprawy sytuacji - wierzę w drużynę, którą mam.

Największe pozytywy Polonii to Darnell Hinson i Harding Nana.

- Przed sezonem nie sądziłem, że Hinson będzie aż tak dobrym zawodnikiem. Ma swoje niedoskonałości, ale jest świetnym obrońcą, dobrym graczem ataku. Uważam, że to jeden z najlepszych obwodowych, którzy grali w Polonii - nie tylko w ostatnich latach, ale w ogóle w historii klubu.

Nawet jeśli porówna się go do Erica Elliotta z czasów brązowych medali?

- Nawet, choć to oczywiście różni gracze. Umiejętnościami w ataku Darnell dorównuje Erikowi czy Walterowi Jeklinowi, a w obronie jest lepszy niż Rolandas Jarutis. Tamta trójka należała do najlepszych rozgrywających ligi, teraz to miejsce zajmuje Darnell. W meczu z Czarnymi Hinson pokazał, że potrafi pociągnąć za sobą zespół w ataku, choć czasem brakuje mu wsparcia i dlatego czasem może się wydawać, że za bardzo forsuje rzuty. Elliottowi grało się jednak łatwiej, jeśli miał obok siebie Jeffa Nordgaarda czy Otisa Hilla.

Czołowi strzelcy ligi - Ted Scott, Cameron Bennerman, Walter Hodge i Eddie Miller - w meczach w Warszawie zdobyli w sumie 38 pkt przy skuteczności 33 proc. To zasługa Hinsona?

- W dużej mierze tak, choć nie zapominajmy, że w obronie też się gra zespołowo, że wysocy gracze pomagają przy zasłonach. Hinson to jednak świetny defensor i widać to po tym, jak biega po zasłonach, jak się na nich bije, jak twardo gra.

Kapitan Nana wnosi z kolei mnóstwo energii pod koszem.

- Harding po kilku latach w Polsce dorósł, jako człowiek jest fenomenalny, wnosi do drużyny dużo pozytywnej energii i dlatego decyzja o tym, żeby został kapitanem, była bardzo trafiona. Dobrze, że mamy go w drużynie. Jak każdy miewa słabsze mecze, ale w zwycięskich spotkaniach z Turowem i PBG zagrał świetnie i jest na pewno naszym najlepszym podkoszowym. Podobnie jak Darnell Harding ciężko pracuje w obronie, nawet na obwodzie. Chce to robić, i to jego duży plus.

Cofnijmy się o osiem lat - 28-letni Wojciech Kamiński debiutuje jako pierwszy trener w Polonii, która gra Europie, walczy o medale w Polsce. Teraz Kamiński prowadzi Polonię, która od kilku lat walczy o utrzymanie.

- Sytuacja jest, jaka jest. Do zespołów walczących o najwyższe lokaty jest nam bardzo daleko pod względem finansowym i, nie da się ukryć, jest nam ciężko. Mógłbym spróbować się ruszyć i pójść do klubu bogatszego, ale do tego potrzeba dwóch rzeczy - propozycji z tego klubu i porozumienia między mną a nim.

Do porozumienia doszło pięć lat temu z Turowem Zgorzelec, ale trwało ono niecały sezon. Co się nie udało?

- Nie potrafiłem przekonać ludzi w klubie do tego, że to, co ja mówię i proponuję, jest dobre. Nie postawiłem na swoim i nie uświadomiłem prezesom, że wzmocnienia, do których oni dążą, nie są tym, czego potrzebuje drużyna. Uważałem, że potrzeba jednego świetnego gracza i rozmawiałem z agentem Meira Tapiro, a szefowie klubu ściągnęli trzech słabszych koszykarzy, których wspólne zarobki równały się tym, których teoretycznie żądał reprezentant Izraela. Miałem dograć sezon i w kolejnym poukładać drużynę według swojej wizji, ale już tego nie doczekałem. Nie postawiłem na swoim, to była moja wina.

Wrócił pan do Warszawy i teraz ma opinię młodego, obiecującego trenera, który utknął w Polonii. Utknął, bo z racji kłopotów organizacyjnych drużyna przede wszystkim walczy o utrzymanie.

- Nie każdy musi mieć parcie na grę tylko o medale, na pracę w najlepszych klubach, na ich zmiany co osiem miesięcy. Tak jak potrzebni są trenerzy, którzy pracują z dziećmi i młodzieżą, którzy uczą podstaw koszykówki, tak samo potrzebni są ci, którzy potem dostają talenty i próbują robić z nich zawodników na ligowe granie. Ja nie uważam, że celem człowieka powinno być nastawienie się tylko na maksymalne korzyści, ciągłe zwycięstwa, dążenie do sławy i wielkie pieniądze. To chyba nie jest w życiu najważniejsze.

W Polonii był okres, kiedy w klubie były pieniądze i mogliśmy uzupełniać skład dobrymi koszykarzami, walczyć o wyższe cele. Od kilku lat jest jednak inaczej i trzeba łatać skład tym, co mamy, a nie obrażać się i zostawiać drużynę. Los może się przecież odmienić.

Wprowadzanie talentów do ekstraklasy to pański konik?

- Człowiek powinien umieć się dostosować do sytuacji, która go spotyka. Gdybym we wrześniu nie dogadał się z Polonią, to prawdopodobnie wróciłbym do szkolenia dzieci, i to byłaby moja praca, którą starałbym się wykonywać jak najlepiej. Ale się dogadałem i w ramach zastanych warunków staram się realizować cele - utrzymać Polonię w lidze, wygrać każdy kolejny mecz i młodych zawodników, których mamy, wprowadzać do ekstraklasy. Jestem bardzo elastyczny.

Dogadał się pan z Polonią, ale ciągle pracuje w szkole w Pruszkowie.

- Na pół etatu, na cały nie dam rady. Ta praca to takie zabezpieczenie na wypadek zwolnienia z klubu.

Kto w takim razie prowadzi ranne treningi Polonii?

- My rano nie trenujemy. Tylko młodzi zawodnicy, którzy chodzą jeszcze do szkoły, mają tam poranne zajęcia z trenerem Piotrem Bakunem. Ja i mój asystent Andrzej Kierlewicz ze względu na finansową sytuację klubu rano pracujemy w szkołach.

Inne ligowe zespoły też nie trenują rano?

- Nie, myślę, że my jesteśmy wyjątkiem. Ale nawet jak w klubie pojawiłyby się pieniądze umożliwiające nam trenowanie dwa razy dziennie, to już bym do takiego formatu zajęć nie wrócił. Wydłużyłbym o godzinę czas treningu wieczornego, bo coraz bardziej przekonuję się, że jedne dłuższe zajęcia - połączenie oglądania wideo z siłownią i ćwiczeniami na boisku - spokojnie wystarczają. Oszczędza się czas na dojazdy, korki, rozgrzewki itd.

Nie jest tak, że w Polonii jest panu po prostu wygodnie? Blisko domu, może pan pracować w szkole, niczym dyrektor sportowy ma pan ograniczoną, ale jednak swobodę w budowaniu składu, nikt nie myśli o zwolnieniu pana z funkcji.

- To wszystko prawda, ale ja na tę pozycję musiałem sobie zapracować, bo nie zawsze tyle ode mnie zależało. Pamiętam, że po pierwszym brązowym medalu w 2004 roku prezesi bardzo chcieli podpisać nowy kontrakt z efektownym Vincentem Jonesem - sponsorzy cisnęli, bo to był medialny ruch, ale ja byłem przeciwnikiem. Jones przyjechał, ale ostatecznie sam zrezygnował, a ja byłem bardzo szczęśliwy, bo za te same pieniądze miałem już upatrzonych dwóch koszykarzy - Otisa Hilla i Erica Taylora. Wzięliśmy ich, zdobyliśmy drugi brązowy medal i wcale nie graliśmy gorzej niż rok wcześniej.

Powoli, ale właśnie takimi przypadkami, budowałem sobie pozycję, o której teraz mówimy. Nie zawsze, ale jednak regularnie moje pomysły na budowę drużyny się sprawdzały - czy tej walczącej o medal, czy tej o utrzymanie. Powszechnie uważa się, że cel uniknięcia degradacji jest niski i dość łatwy do osiągnięcia, ale proszę zwrócić uwagę na drużyny, które w ostatnich latach spadały - Polpharma Starogard, Sportino Inowrocław, Polonia 2011 Warszawa. Tam pieniądze były, ale nie było pomysłu na utrzymanie.

Pamięta pan koszykarzy z ostatnich lat, których ściągał pan do Polonii, a oni okazywali się niewypałami?

- Nie chciałbym mówić źle o ludziach, którzy byli w Polonii, ale my sami rzadko z kogoś rezygnujemy. Podam przykład Jeffa Sterna, który pod względem sportowym jeszcze w 2006 roku był nam w stanie sporo pomóc, ale charakterologicznie do drużyny nie pasował. Na treningach zasuwał, na meczach zasuwał, ale po wymienieniu go na Kenny'go Walkera nasza gra zaczęła wyglądać lepiej.

Jak szuka koszykarzy Wojciech Kamiński?

- Przede wszystkim oglądam na wideo mecze z ich udziałem. Darnella Hinsona widziałem trzy razy, choć np. Tony'ego Easleya tylko w jednym spotkaniu. Do zawodników z USA, którzy wcześniej nie grali w Polsce, podchodzi się różnie - nie ma nikogo, kto powiedziałby: "Weź go, widziałem go, jest dobry", a ja mógłbym mu zaufać. Staram się oczywiście rozmawiać ze skautami, szukam informacji na temat zawodników w internecie, chcę być przygotowany na wszystko - tak było np. w przypadku Grady'ego Reynoldsa, który na uczelni miał sprawy w sądzie o pobicie i gwałt. Agent o tym na pewno nie opowie.

Co takiego zobaczył pan teraz u Easleya, co przekonało pana do niego po zaledwie jednym meczu?

- Nie zagrał świetnie, ale coś mi się w nim spodobało. Zwodziki pod koszem, skakanie do bloków, bieganie do kontry. Zobaczyłem to, co teraz Tony pokazuje w Warszawie, choć oczywiście te niepotrzebne faule powinien wyeliminować.

Z drugiej strony nie byłem pewny, jakim jest człowiekiem. Tego nie da się zobaczyć na wideo, chociaż zrezygnowałem w tym roku z obserwowanego zawodnika tylko dlatego, że koledzy niechętnie podawali mu piłkę w trakcie meczu. Grał bardzo dobrze, ale w kontrze rozgrywający podawał w drugą stronę. Coś z nim było nie tak - zadzwoniłem do lepiej poinformowanej osoby i okazało się, że to rzeczywiście mało komunikatywny zawodnik.

Easley to tymczasem dusza drużyny...

- Tak samo jak Harding Nana. U Darnella zaobserwowałem natomiast na wideo świetną obronę, bardzo dobrą grę w ataku, ale i dystans między nim a częścią zespołu. On jest jednak po prostu spokojny, zamknięty i wyciszony, ale w żadnym wypadku dziwny. Charakter nie przeszkadza mu w tym, żeby być superzawodnikiem.

Fajnie jest w tej Polonii, tylko nie płacą...

- W tym sezonie z pensjami wszystko jest w porządku, a poprzednie lata... Nie chciałbym do nich wracać, choć wiadomo, że trenerzy czy zawodnicy nie są instytucjami charytatywnymi. Sytuacja nie jest rewelacyjna, ale robimy swoje. Cieszę się, że się dogadaliśmy, zmontowaliśmy drużynę, przygotowaliśmy ją do rozgrywek, wystartowaliśmy i w miarę dobrze gramy.

Alan Czujkowski i Michał Kwiatkowski to jedyni młodzieżowcy w lidze, którzy zagrali w każdym z 11 meczów. W jakim stopniu przyczyną jest ich talent, a w jakim wasza trudna sytuacja finansowa przed sezonem?

- Z "Kwiatkiem" rozmawialiśmy już rok temu, chcieliśmy, żeby był już blisko pierwszej drużyny, ale z różnych względów wtedy to się nie udało. Jeżeli kogoś chcemy, tak jak Michała, albo podpisujemy nowy kontrakt, tak jak z Alanem, to znaczy, że jest w tym młodym chłopaku coś, co może dać korzyść drużynie - teraz lub w przyszłości. Jego rozwój nie zależy jednak tylko od klubu, ale także od tego koszykarza. Obecna sytuacja klubu działa oczywiście na korzyść Alana i "Kwiatka", natomiast to nie są przypadkowi chłopcy.

A gdybyście mieli w budżecie milion więcej i mogli np. ściągnąć Iwo Kitzingera, z którym rozmawialiście, plus jeszcze jednego obcokrajowca, to jak wyglądałaby pozycja Alana i "Kwiatka"?

- Założenie było takie, żeby dla najlepszych młodzieżowców znaleźć miejsca w rotacji i na boisku.

Jakie cele stawiacie sobie na drugą rundę sezonu? Czy drugi z rzędu awans do play-off jest możliwy?

- Na razie przegraliśmy dwa mecze z rzędu i przy takich a nie innych wynikach pozostałych drużyn nie możemy być pewni utrzymania. Musimy uspokoić atmosferę wokół zespołu, bo te pięć zwycięstw w pierwszych dziewięciu spotkaniach trochę rozbudziło apetyty nasze i kibiców. To bardzo dobrze, bo ja chciałbym, żeby drużyna wygrywała, trybuny się wypełniały, a oczekiwania rosły, ale nie można zapominać, że nasz główny cel to spokojne utrzymanie.

Drugą rundę zaczynamy od czterech spotkań u siebie i właśnie po meczach z Anwilem, Prokomem, Turowem i AZS będziemy wiedzieli, czy stać nas na coś więcej niż tylko walka o utrzymanie. Jeśli z 11 meczów wygramy znów 5 spotkań, to będzie super.

Szanse na play-off są, ale musimy poprawić grę w końcówkach i grać równo. Trochę czkawką odbija nam się Puchar Polski, który część drużyn odpuściła, wystawiając rezerwy. My rezerw nie mamy, zdecydowaliśmy, że nie chcemy wstydliwych porażek, a może to był błąd. Gdybyśmy w meczu z Czarnymi byli świeżsi, gdyby Marcin Nowakowski nie skręcił kilka dni wcześniej nogi w pucharowym spotkaniu z PBG, to być może zagralibyśmy lepiej.

Jeśli jednak będziemy zdrowi, ominą nas kontuzje i wymuszone zmiany w składzie, to do play-off powinniśmy awansować.

Oświadczenie, czyli Polonia chce transmisji

W czwartek napisaliśmy w "Gazecie Stołecznej", że Polonia nie zrobiła wszystkiego, aby umożliwić przeprowadzenie transmisji meczu z Warszawy z Zastalem Zielona Góra w internetowej TV PLK. Klub w odpowiedzi przygotował oświadczenie, w którym napisano m.in.:

"Hala Koło nie jest własnością Klubu Koszykarskiego Polonia Warszawa i wszelkie w niej działania muszą być prowadzone za zgodą i wiedzą zarządcy obiektu - Ośrodka Sportu i Rekreacji Dzielnicy Wola m.st. Warszawy. Stan infrastruktury hali Koło (oświetlenie, internet, zaplecze techniczne, zasilanie w energię elektryczną itp.) był wielokrotnie tematem naszych rozmów z władzami OSiR Wola. Dzięki życzliwości władz Ośrodka udało się przeprowadzić działania na miarę możliwości budżetowych właściciela obiektu, którym jest m.st. Warszawa. Wymiana oświetlenia, jak i inne niezbędne działania wymagają nakładów budżetowych, które do tej pory nie znalazły się w ani budżecie m.st. Warszawy, ani dzielnicy Wola (...).

Z naszych informacji wynika, że na hali nie ma technicznych możliwości dla symetrycznego łącza. Przedstawiciel firmy eSport.tv zapytał TP SA o możliwości techniczne tego typu łącza i otrzymał odpowiedź, że brak jest możliwości instalacji na łączach TP SA, a także wobec małej wysokości dachu hali przy ul. Obozowej 60 instalacja podłączenia internetu drogą radiową jest również niemożliwa. Ocenili to technicy TP SA podczas wizji lokalnej na obiekcie (...).

"Podjęliśmy rozmowy z TVP 3 Warszawa i uzgodniliśmy pakiet telewizyjny. TVP 3 Warszawa pokaże transmisję z naszego meczu wraz z odpowiednim zestawem reklamowym, jeśli znajdzie się sponsor na taką transmisję. Taka propozycja została przedstawiona różnym potencjalnym sponsorom i aktualnie oczekujemy na ich decyzję. Ponadto, nawiązaliśmy kontakt z TVN Warszawa w celu nawiązania szerokiej współpracy. O ich efektach będziemy natychmiast informować."

Pełna treść oświadczenia na stronie www.polonia.waw.pl

Jakim trenerem jest Wojciech Kamiński?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.