Finał Startu z Legią - drużyn, na które nikt przed rozpoczęciem rozgrywek nie stawiał w kontekście mistrzostwa - nie ma zdecydowanego faworyta. Oba zespoły w play-off grają najlepszą koszykówkę w sezonie, oba są w świetnej formie, oba mają dobre argumenty. Oba mają też kandydatów na bohaterów - pierwsi z nich dali się poznać już w poniedziałkowym meczu nr 1.
Najpierw objawił się Tevin Brown ze Startu, który miał naprawdę szalony dzień. 27-letni Amerykanin, najlepszy strzelec lublinian, po godz. 11 wylądował na warszawskim Okęciu po długim locie z USA. Polskę awaryjnie opuścił w piątek - udał się do ojczyzny na pogrzeb teścia. Stracił sobotni, sensacyjnie wygrany przez Start, decydujący, półfinałowy mecz w Sopocie z broniącym tytułu Treflem, w poniedziałek wrócił do Polski. Dwugodzinną drogę z Warszawy do Lublina przespał, ale w hali Globus pojawił się już po 18. Ćwiczył, rzucał, rozgrzewał się przed wieczornym meczem.
I choć pierwsze minuty miał słabe (zaliczył dwie proste straty, został zablokowany), to potem pokazał kunszt. Do przerwy zdobył 14 punktów - trafiał z dystansu, ale i sprytnie uciekał pod kosz, i to w dużej mierze dzięki niemu Start po 20 minutach prowadził 39:38. Niewysoko, bo pierwsza połowa była bardzo wyrównana, obie drużyny miały dobre momenty. Na początku drugiej kwarty legioniści, głównie dzięki skutecznemu Andrzejowi Plucie, mieli zryw 8:0, po którym objęli prowadzenie 31:22, ale lublinianie błyskawicznie odpowiedzieli jednak identyczną serią, w której pięć punktów zdobył właśnie Brown.
Po przerwie w drużynie gospodarzy objawił się bohater nr 2 - Ousmane Drame. 34-letni Gwinejczyk, czołowy środkowy ligi, szybko zdobył osiem punktów z rzędu, trafiając dwa razy za trzy. Niedługo potem zdobył kolejnego kosza, tym razem umiejętnie rozpychając się pod obręczą, i prowadzenie Startu urosło do 54:44. Była 25. minuta i lubelski Globus szalał z radości. Trybuny nie wypełniły się w komplecie 4,2 tys. tak, jak zapowiadali organizatorzy, ale było blisko. Atmosfera była znakomita.
Ale Legia - a także jej głośni kibice usadowieni na trybunie za ławką warszawian - wierzyła w zwycięstwo, miała dużo czasu na odrobienie strat oraz swoich bohaterów. W zespole "Zielonych Kanonierów" w poniedziałek był nim najpierw Pluta, który już do przerwy zdobył 13 punktów, a potem trafiał do kosza w ważnych momentach trzeciej kwarty, gdy Legia musiała odrabiać straty. I to się gościom udało - dziesięciopunktowe prowadzenie gospodarzy w mgnieniu oka zmalało do trzech punktów. A potem dwa ciosy wyprowadził Serb Aleksa Radanov - dwie trójki w ciągu 22 sekund dało Legii prowadzenie 59:58.
Co na to Start? Pięć punktów z rzędu, w tym trzy z narożnika boiska równo z końcową syreną, zdobył Emmanuel Lecomte, i po 30 minutach lublinianie prowadzili 63:59. Mecz się rozkręcał, bohaterowie się zmieniali, czwarta kwarta zapowiadała się znakomicie.
I tak właśnie zaczął ją Start, który uciekł na 68:59. Lecomte, Drame i Brown trafiali swoje rzuty, gospodarze utrzymywali przewagę. Ale Legia naciskała. Trójki wpadały Plucie, Michałowi Kolendzie i Kameronowi McGusty'emu - ten ostatni, MVP całej ligi, pokazał kilka znakomitych akcji i również był bohaterem warszawian, a po wsadzie Radanova na dwie minuty przed końcem był remis 77:77.
Wsad Mate Vucicia po doskonałej asyście McGusty'ego dał Legii prowadzenie, ale pół minuty przed końcem odpowiedział Courtney Ramey - i to za trzy! Start wygrywał 80:79, trener gości Hannu Rannula poprosił o czas. I wtedy po raz kolejny rewelacyjnie zagrał McGusty, który zwiódł rywala piwotem i po obrocie trafił za dwa na 12 sekund przed końcem. Tym razem o czas poprosił trener Startu Wojciech Kamiński.
Zaplanowana akcja się udała - Ramey zagrał jeden na jednego, dynamicznie wbił się pod kosz, został sfaulowany. Na 3,5 sekundy przed końcem Amerykanin wykorzystał dwa rzuty wolne i wyprowadził Start na prowadzenie 82:81. Legia ruszyła z ostatnią akcją, rzut rozpaczy McGusty'ego był niecelny, choć skaczący blisko Drame mógł go faulować. Sędziowie gwizdka jednak nie użyli, Lublin oszalał z radości. Legia, która miała imponującą serię 12 wyjazdowych zwycięstw z rzędu, tym razem została pokonana.
Bohaterowie Startu nie zawiedli. Drame zdobył 20 punktów, Brown dodał 19, Lecomte 16, a Ramey 15. W Legii najskuteczniejsi byli Pluta (21 punktów) i McGusty (16). W rywalizacji do czterech zwycięstw Start objął prowadzenie 1-0, mecz nr 2 w środę, także w Lublinie.