0/4 z linii rzutów wolnych, z czego dwie próby nawet nie doleciały do obręczy – tak w rzutach za jeden punkt wypadł Geoffrey Groselle w środowym meczu jego Trefla Sopot ze Startem Lublin w półfinale play-off Orlen Basket Ligi. Ale to wcale nie był jego najgorszy występ w tym sezonie pod tym względem.
32-letni środkowy w tym sezonie miał już mecze, w których w rzutach z linii miał takie statystyki: 2/8, 2/9, 1/8, 2/11, a nawet 2/14! W całym sezonie wykorzystał zaledwie 32 ze 115 prób za jeden punkt, co daje zaledwie 27,8 proc. skuteczności. Jednak powiedzieć, że to wynik fatalny, to nie powiedzieć nic.
Bo tu nie chodzi tylko o same pudła. Kompromitacja Groselle’a polega na tym, że mierzący 213 cm wzrostu Amerykanin regularnie ma problem z dorzuceniem piłki do obręczy! Niedoloty zdarzają mu się tak często, że internauci drwią z jego braku umiejętności, publikując wszystkie takie sytuacje w serwisie X. Pod prześmiewczym hashtagiem #NieMówŻeDorzucisz, którego autor odnotowuje wszystkie ligowe rzuty wolne, które nie dolatują do obręczy, Groselle jest głównym bohaterem.
I teraz uwaga – w trwających rozgrywkach koszykarz Trefla nie dorzucił z wolnego do obręczy aż 19 razy. Jeśli się nad tym głębiej zastanowić, to jest to liczba wręcz absurdalna – dotyczy przecież rzutu, przed którym można się skupić, wyrównać oddech, przymierzyć. A z drugiej strony dotyczy zawodnika, który jest mistrzem Polski, byłym MVP ligi, reprezentantem Polski i miesięcznie, według nieoficjalnych informacji, zarabia w Sopocie około 18 tys. dolarów.
Do kosza jednak dorzucić nie może – w meczu rundy zasadniczej we Włocławku Groselle zaliczył aż trzy niedoloty. – Moja perspektywa jest taka, że to wszystko siedzi w głowie – mówił kilka tygodni temu Amerykanin w rozmowie z serwisem Z Krainy NBA. - Zdaję sobie sprawę, że nigdy nie byłem świetnym egzekutorem rzutów wolnych, ale nie jestem tak słaby, jak mówią to procenty w tym sezonie. Uważam, że to kwestia mentalna, a nie kwestia techniki. Na treningach trafiam regularnie i nie stanowi to większego problemu.
Na treningach trafia, w meczach pudłuje – wspomniane statystyki, 27,8 proc. skuteczności, to najgorszy wynik w historii polskiej ekstraklasy, jeśli weźmiemy pod uwagę graczy, którzy oddali przynajmniej 50 rzutów w sezonie. Według Pulsu Basketu, największej bazy koszykarskich statystyk w Polsce, w piątce najgorszych strzelców za jeden punkt są także Krzysztof Mielczarek (33/95, 34,7 proc. w sezonie 2005/06), Garnett Thompson (30/83, 36,1 proc., także w rozgrywkach 2005/06), Marcin Stefański (33/91, 36,3 proc., sezon 2013/14) i, ponownie, Groselle (40/110, 36,4 proc., w rozgrywkach 2022/23, gdy reprezentował Legię).
W historii z rzutami wolnymi w przypadku Groselle’a najciekawsze jest jednak to, że Amerykanin nie zawsze rzucał tak fatalnie. W swoim pierwszym sezonie w Polsce, gdy grał w Zastalu Zielona Góra, trafiał 63,8 proc. rzutów za jeden punkt, co jest wynikiem akceptowalnym. Mało tego, w play-off poprzedniego sezonu, który Trefl wygrał i został mistrzem, środkowy z Sopotu w 15 meczach miał 23/42 z linii, czyli 54,7 proc. O blisko 30 punktów procentowych lepiej niż w trwających rozgrywkach!
Pomimo kompromitujących wyników w rzutach za jeden punkt, Groselle w skali ligi jest solidnym środkowym, jednym z wyróżniających się graczy na tej pozycji. Średnio zdobywa po 9,0 punktu oraz 5,4 zbiórki, jego parametry i twarde łokcie potrafią zrobić różnicę w polu trzech sekund. Atutem Amerykanina jest też polski paszport, bo do końca tego sezonu w Orlen Basket Lidze obowiązuje przepis o Polaku na parkiecie przez cały mecz.
Wracając do środowego meczu – mimo słabej dyspozycji Groselle’a Trefl wygrał w Lublinie ze Startem 95:93 po dogrywce i wyrównał stan półfinałowej serii play-off na 2-2. Decydujące o awansie do finału spotkanie odbędzie się w Sopocie – jego zwycięzca zagra o złoto z Legią Warszawa, która w półfinale wyeliminowała Anwil Włocławek w stosunku 3-0.