Rekord Andreja Urlepa pobity. Zwariowany Włocławek znów liczy na mistrza

Łukasz Cegliński
W poprzednim sezonie wygrali Puchar Europy FIBA, ale nie liczyli się w walce o mistrzostwo Polski. Teraz może być odwrotnie - Anwil Włocławek jest jedynym niepokonanym zespołem ekstraklasy koszykarzy, właśnie pobił klubowy rekord. - Wokół zespołu wytwarza się pewna kultura - mówi trener Przemysław Frasunkiewicz.

Włocławek, najbardziej zwariowane na punkcie koszykówki miasto w Polsce, może odczuwać satysfakcję. Miejscowy Anwil, trzykrotny mistrz kraju, ale w minionym sezonie dopiero siódmy zespół ligi, zaczął sezon od bilansu 9-0. Na rozkładzie ma już mistrza (King Szczecin), wicemistrza (Śląsk Wrocław) i rewelacje początku sezonu (MKS Dąbrowa Górnicza oraz Start Lublin), a w niedzielę pokonał 78:66 Dziki Warszawa. I pobił klubowy rekord – w sezonie 2004/05 Anwil trenera Andreja Urlepa zaczął sezon od bilansu 8-0, teraz poszedł krok dalej. Kibice wypełniający jak zwykle Halę Mistrzów są coraz bardziej podekscytowani, a wyobrażanie sobie koszykarzy z Włocławka ze złotymi medalami na szyi jest coraz bardziej powszechne.

Zobacz wideo Michał Probierz wykorzystał pomidora. Ależ pewność siebie!

I trudno się dziwić, na początku sezonu pod względem organizacji i efektywności gry, a przede wszystkim wyników, Anwil wyprzedza resztę stawki. Nawet jeśli jego trener tonuje nastroje. - Trudno jednoznacznie powiedzieć, dlaczego mamy 9-0, ale na pewno ważne jest to, że każdy gracz czuje się dobrze w swojej roli, każdy pogodził się z hierarchią w zespole – mówi Przemysław Frasunkiewicz. - Nie jest tak, że się nie cieszę, ale ekscytację z wyniku, z rekordu, zostawiam kibicom. Ja jestem pracownikiem klubu i skupiam się na kolejnym meczu. Różne rzeczy widziałem przez 30 lat w koszykówce i dbam o to, żeby nigdy nie być za wysoko, nigdy za nisko. "Never too high, never too low" – jak mawiają Amerykanie.

Przepis na Anwil: 60 proc. na obronę, 40 proc. na atak

Podejście Frasunkiewicza jest zrozumiałe, podobnie jak pozycja zespołu w statystycznych tabelach. Bo skoro Anwil wygrywa, to znaczy, że działają i obrona, i atak. Pod względem efektowności defensywnej włocławianie zajmują drugie miejsce w lidze za Legią, ale jeśli chodzi o ofensywę, są na trzeciej pozycji za Kingiem i MKS. Trener bardziej zadowolony jest jednak z obrony.

- Ja w większym stopniu jestem trenerem defensywnym niż ofensywnym – podkreśla Frasunkiewicz. - Jak przed sezonem oglądamy i wybieramy graczy, to może się zdarzyć, że ktoś jest słabszy w ataku, ale nigdy nie może się zdarzyć, że ktoś jest słabszy w obronie. Gdyby rozłożyć akcenty w naszej pracy, to 60 proc. idzie na defensywę, a 40 proc. na ofensywę. Nasi gracze lubią sobie podawać, dzielić się piłką, ale też potrafią wziąć na siebie ciężki rzut, dlatego ten atak nam trochę podskoczył. Przede wszystkim mamy jednak graczy, którzy potrafią i lubią bronić.

Idealnym przykładem dla zobrazowania ostatniego zdania jest Kalif Young. 26-letni środkowy z Kanady oddaje średnio pięć rzutów w meczu i zdobywa po 7,3 punktu, ale jest fundamentem obronnej gry Anwilu. Z Youngiem na boisku włocławianie są lepsi od rywali o 15,6 punktu, co jest zdecydowanie najlepszym wynikiem statystyki +/- w lidze.

- Kalif, po pierwsze, ma niesamowitą energię. Jego nie trzeba napędzać, pobudzać, jego baterie wciąż są naładowane w odpowiedni sposób. Czasem trzeba go wręcz chłodzić, ale on zawsze chodzi na maksymalnych obrotach – mówi Frasunkiewicz. - A po drugie, Kalif w ogóle nie jest samolubny. Wykonuje bez wahania wszystkie rzeczy, których potrzebuje drużyna. No i – jak mówią Amerykanie – czerpie dumę z tego, że dobrze broni. Jest świadomy, tego, co umie bardzo dobrze, idealnie wpisuje się w to, jak chcemy bronić, grać. Może zdobyć dwa punkty w meczu, a chodzi uśmiechnięty. To daje przestrzeń dla innych – Victora Sandersa, Luke'a Petraska, Jakuba Garbacza, Janariego Joesaara. Podobne podejście do Kalifa ma zresztą Amir Bell, który ma bardzo podobne podejście, skupia się na swojej robocie.

Budowanie kultury we Włocławku - Anwil postawił na kontynuację

Anwil ma silny kręgosłup w postaci Younga, ale gwiazdą zespołu jest niewątpliwie Sanders. 28-letni łowca punktów, który przyjechał do Włocławka w połowie poprzedniego sezonu i w 17 meczach zdobywał po 14,5 punktu, notował po 2,2 asysty. Teraz wskoczył jednak na wyższy poziom – jego punkty skoczyły do 19,8, a asysty do 4,7 na mecz. Amerykanin jest w tej chwili pierwszym kandydatem do nagrody MVP ligi.

- Victor nie mógł znaleźć sobie miejsca w Europie na wyższym poziomie, a u nas znalazł przyczółek. Ma wolną rękę, ja akceptuję jego niekonwencjonalne zagrania, zespół też wie, że Victor może "złamać" mecz pojedynczymi akcjami – mówi Frasunkiewicz. I podkreśla, jak ważne jest, że Anwilowi udało się pozostawić w składzie liderów – poza Sandersem na swój już trzeci sezon we Włocławku został inny Amerykanin Luke Petrasek.

- Myślę, że to jeden z niedocenianych aspektów budowy zespołu. Żeby dobrze wykorzystać gracza, trzeba go dobrze znać, a najlepiej go poznać, gdy masz go w zespole – podkreśla trener. - Luke od kiedy do nas trafił, bardzo wzmocnił się fizycznie, na początku był wątły i słaby. Znalazł też wspólny język z Kamilem Łączyńskim, współpracują ze sobą bardzo dobrze tak, jak kiedyś "Łączka" z Josipem Sobinem.

- Bardzo ważne jest też, że Victor i Luke dobrze rozumieją otoczenie, w jakim się znajdują – znają prezesa, trenera, pracowników klubu, kibiców. Z drugiej strony wszyscy się z nimi identyfikują i wokół zespołu wytwarza się pewna kultura. A to bardzo ważne – dodaje Frasunkiewicz.

Dodatkowa motywacja po odpadnięciu z Pucharu Europy FIBA

I choć za nami dopiero jedna trzecia ligowego sezonu, to tę kulturę wygrywania we Włocławku widać. Anwil ma bilans 9-0, na drugim miejscu jest Start z wynikiem 7-3, a potem szeroka grupa drużyn z czterema porażkami. Punkty gubiły już w tym sezonie King, Śląsk, Legia czy Stal, które razem z włocławskim zespołem tworzą grono kandydatów do mistrzostwa. Anwil pozostaje bezbłędny.

- Nie można tych wszystkich zwycięstw wrzucać do jednego wora, nie jest tak, że wygrywamy bez problemu z każdym przeciwnikiem i dlatego mamy 9-0 – zastrzega jednak Frasunkiewicz. - Każdy mecz ma inną historię – ze Startem, który przed spotkaniem z nami miał tylko jedną porażkę, świetnie wykonywaliśmy wszystko, co sobie założyliśmy i wygraliśmy bardzo wysoko, ale już z Dzikami wyglądaliśmy fatalnie i przepchnęliśmy to spotkanie. Z Kingiem w Szczecinie mogliśmy przegrać, zwyciężyliśmy w ostatnich sekundach. Ładnie wygląda to 9-0, ale ja widzę niedociągnięcia. Przez kilka tygodni graliśmy co trzy dni, łącząc ligę z Pucharem Europy FIBA i trochę rzeczy nam uciekło, uważam, że jesteśmy w gorszej dyspozycji niż półtora miesiąca temu. Ale teraz sobie popracujemy.

Właśnie, Puchar Europy FIBA. W poprzednim sezonie były to rozgrywki, w których Anwil święcił triumfy – został pierwszym polskim klubem, który wygrał jakikolwiek europejski puchar. Czwarty w kontynentalnej hierarchii po Eurolidze, Pucharze Europy i Lidze Mistrzów, ale jednak. Po wielkim sukcesie włocławianie przystępowali do kolejnej edycji jako obrońcy tytułu, ale polegli już w fazie grupowej – głównie przez zaliczenie dużej wpadki i porażkę 63:66 na wyjeździe ze szkockimi Caledonia Gladiators.

- Zespół ma poczucie, że daliśmy ciała w Glasgow, ale mieliśmy też na widelcu Hiszpanów z Bilbao w pierwszym meczu u siebie. Gdybyśmy wygrali, awansowalibyśmy do drugiej fazy – mówi Frasunkiewicz. – Myślę, że w klubie, w drużynie nie ma wielkiego płaczu po tym, jak odpadliśmy, ale za to jest chęć odpracowania tych porażek w polskiej lidze. Myślę, że zyskaliśmy dodatkową motywację – podsumowuje trener Anwilu.

A pytany o cel, którym dla każdego kibica z Włocławka jest mistrzostwo Polski, mówi: - Unikam deklaracji, ale tylko z tego względu, że zespoły, z którymi będziemy rywalizować w najważniejszej części sezonu, jeszcze się zmienią, przeprowadzą transfery. Może i my się jeszcze zmienimy. Na deklaracje na podstawie siły i formy drużyn poczekajmy. Myślę, że w lutym, przed turniejem o Puchar Polski, będziemy mądrzejsi - kończy Frasunkiewicz.

Więcej o: