Sześć lat temu to był osiedlowy MOS Ochota. Teraz są Dziki, które podbijają ekstraklasę

Łukasz Cegliński
Dziki Warszawa są rewelacją początku sezonu w ekstraklasie koszykarzy. Mają bilans 3-0, a każdy kolejny rywal ma duże problemy ze zdobywaniem punktów. - Dziki to klub, który nie boi się mówić o tym, o czym marzy. Naszym celem jest play-off - podkreśla rzucający warszawskiego zespołu Piotr Pamuła.

W koszykarskim środowisku ich historię zna każdy. Od kilku miesięcy, od wywalczenia awansu do ekstraklasy, o drodze osiedlowego, trzecioligowego klubu z warszawskiej Ochoty do ekstraklasy opowiada prezes klubu Michał Szolc. Zaczęło się tak, że w 2017 roku zainteresował się amatorskim zespołem, w którym grał brat jego dziewczyny. - Widziałem, że grają przyzwoicie, mieli szansę na awans do drugiej ligi, ale się nie udało. W pewnym momencie stwierdziłem, że mogę spróbować im jakoś pomóc. MOS-owi nie za bardzo zależało na tym awansie, to klub młodzieżowy, więc po co im była poważna drużyna seniorów i dodatkowe koszty? No i przejęliśmy cały zespół, a na dodatek od razu wykupiliśmy dziką kartę do drugiej ligi – opowiadał Szolc w ostatnim wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego".

Zobacz wideo Reprezentacja Polski na Wyspach Owczych. Nie czekał na nią ani jeden kibic

Zaskakująca rewelacja ekstraklasy. Amerykańska nazwa i świetna obrona

I tak, w skrócie, powstały Dziki. Oryginalna nazwa? - To model amerykański, czyli nazwa zwierzęcia plus nazwa miasta. Kiedy byłem na etapie wymyślania nazwy, to zacząłem szukać, jakie zwierzęta najczęściej pojawiają się w kontekście Warszawy i ku mojemu zdziwieniu był to dzik – wyjaśniał Szolc. - Tych dzików jest mnóstwo. Spodobało mi się to też ze względu na charakter dzików, za nieustępliwość, za waleczność. Trochę także ze względu na ich niedoskonałość, bo są takie brudne, nieidealne. I to do nas pasuje.

Nieustępliwe, waleczne i nieidealne Dziki krok po kroku, sezon po sezonie, wraz ze wzrostem budżetu, dobiegły do ekstraklasy. I zaczynają w niej żerować, na starcie robią furorę - rozgromili 86:65 brązowego medalistę poprzedniego sezonu z Ostrowa Wlkp., pewnie, 80:72, wygrali w Toruniu, a w środę w derbach Warszawy pokonali typowaną do medalu Legię 62:61 po rzucie w ostatnich sekundach – Dziki są rewelacją początku sezonu koszykarskiej ekstraklasy, z bilansem 3-0 są jednym z czterech niepokonanych zespołów ligi.

- Beniaminek czasem zaskakuje, czasem nie, różnie to bywa. My zaskoczyliśmy – mówi Sport.pl Piotr Pamuła, doświadczony, 33-letni rzucający. – Wiele czynników się na to złożyło, ale najważniejsze jest to, że mamy dobrą, fajną grupę ludzi do pracy. I dotyczy to wszystkich. Klub wykonał kawał roboty, kompletując zespół.

Pamuła ma rację, dobrze dobrana ekipa to coś, co rzuca się w oczy. Dziki trafiły z transferami i choć to dopiero początek sezonu, to widać, że selekcja graczy się udała, co wcale nie jest powszechne i widać to choćby po Legii, która ma więcej utalentowanych graczy, ale oni razem nie dają jakości drużynie.

Szolc w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" podał, że Dziki mają w tym sezonie 5,3 mln budżetu – w gronie niejawnych sum, jakie kluby ekstraklasy przeznaczają na sezonowe funkcjonowanie, wygląda to na kwotę solidną, ale zdecydowanie mniejszą niż ma do dyspozycji choćby Legia (11,5 mln) czy chcące walczyć o mistrzostwo Śląsk Wrocław, Anwil Włocławek czy pokonana już przed Dziki Stal Ostrów Wlkp. Warto podkreślić, że warszawianie nie mają wsparcia spółek skarbu państwa, które przeznaczają pieniądze na kilka innych klubów ekstraklasy.

Dlatego podczas budowy składu Dziki nie sięgały po gwiazdy – postawiły na odpowiednio wyselekcjonowanych i dobranych do siebie czterech graczy z USA, których dotychczasowe CV nie były imponujące. Emmanuel Little ostatni sezon spędził w Bośni, Dominic Green grał w Austrii, Nick McGlynn po dwóch latach w tym kraju ostatnio występował w Belgii. Tylko Matt Coleman, autor zwycięskiego rzutu z Legią, mógł się pochwalić występami w silniejszych ligach z Turcji i Grecji, ale i tam furory nie zrobił.

W Warszawie cała czwórka ze swoich zadań wywiązuje się, póki co, bardzo dobrze, co potwierdza, że dobrą pracę w wakacje wykonał Szablowski. Doświadczony trener, który m.in. przez pięć lat był asystentem Mike’a Taylora w reprezentacji Polski, korzystał też z pomocy skauta Denver Nuggets. - Byłem w stałym kontakcie z Rafałem Juciem. Służył informacjami i radą, podsyłał wiele kontaktów do trenerów, menedżerów i zawodników. Nie ukrywam, że garściami czerpałem z jego wiedzy i notatek, które ma w swojej bazie. Jego pomoc była nieoceniona. Pomagał mi także jeden z ligowych trenerów, ale nie chcę zdradzać nazwiska tej osoby. Niech to zostanie między nami. Dzielił się swoimi spostrzeżeniami i wiedzą – mówił w wywiadzie na oficjalnej ligowej stronie trener Dzików.

Wiedza Szablowskiego dotyczy także gry w obronie. - W swojej filozofii defensywę mam na pierwszym planie i podporządkowuję jej całą pracę, ale nie zapominam o tym, że z tej defensywy musi wynikać dobre atakowanie. Tak to się kręci, to jest koło, które trzeba umiejętnie zamknąć. Staramy się to robić, ale myślę, że to defensywa jest elementem, nad którym pracujemy najwięcej – mówił trener w Magazynie Koszykarskim w Polsacie Sport.

Obrona Dzików działa – Stal trafiła tylko 24 z 61 rzutów, Twarde Pierniki miały 23/64, a Legia jeszcze gorsze 23/75. W sumie koszykarze Szablowskiego pozwalają rywalom na ledwie 35 proc. skuteczności z gry, w tym tylko 22 proc. za trzy.

- Już w I lidze byliśmy najlepiej broniącym zespołem i na razie udaje nam się to przełożyć na ekstraklasę – mówi Pamuła. – Mamy żelazne zasady w obronie, fundamenty, których trzymamy się zawsze. I zawsze pracujemy nad nimi na treningach.

- Do tego dochodzi uważny, drobiazgowy skauting, a potem koncentracja przy stosowaniu obserwacji z niego na boisku. Wciąż popełniamy błędy, widzimy to na wideo, ale kluczowe jest trzymanie się założeń trenera, ćwiczenie ich na treningu, przekładanie na mecz – dodaje doświadczony gracz Dzików.

Póki co, to się udaje. Dziki mają bilans 3-0, a okoliczności tych zwycięstw zostawiają za sobą. Nie ma znaczenia, że Stal była osłabiona, że Twarde Pierniki to jeden z najsłabszych zespołów w lidze, że zwycięskie punkty z Legią padły – jak się okazało dopiero po wnikliwych analizach po meczu – po przeoczonych przez sędziów krokach Colemana. Wyniki poszły w świat, beniaminek jest niepokonany.

- Wykorzystujemy każdą chwilę, każdą możliwość na boisku, by walczyć o wygrane. Sezon jest długi, a liga jest wyrównana, ale wiemy, że jesteśmy w stanie grać dobrą koszykówkę. Mieliśmy trochę szczęścia, ale ono w sporcie też jest potrzebne – kończy Pamuła.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.