21 punktów Travisa, 13 punktów D’Mitrika – rozgrywający Śląska dali drużynie prowadzenie 3-1 finale. Do złota wrocławianom brakuje tylko jednego zwycięstwa.
Oczywiście, Travis i D’Mitrik słusznie podkreślali po meczu, że zwycięstwo to zasługa całego zespołu, że koledzy też harowali w obronie i trafiali ważne rzuty. Ale nie ma wątpliwości - bez braci Trice nie byłoby tego sukcesu. Travis i D’Mitrik w czwartej kwarcie zdobyli 17 z 19 punktów zespołu!
Zaczął ten młodszy, 26-letni D’Mitrik. Przy stanie 51:47 dla Legii trafił za dwa, chwilę później jego rzut dał remis 53:53. Potem były jego dwie trójki, ale w tym twardym, zaciętym meczu wynik wciąż był remisowy ze wskazaniem na Legię, która jeszcze trzy minuty przed końcem prowadziła 63:59.
Wtedy włączył się ten starszy, 29-letni Travis. Najpierw trafił za trzy, w kolejnej akcji dodał jeden rzut wolny, a 39 sekund przed końcem dobił Legię rzutem, który był jak marzenie. Amerykanin stał dwa metry za linią trójek, czas na rozegranie akcji powoli się kończył, daleka próba wpadła czyściutko do kosza. 66:63 dla Śląska, Legia się już nie podniosła.
Na początku sezonu żadnego z nich we Wrocławiu nie było. Pod koniec października jako pierwszy pojawił się Travis. Był bez klubu, bo za porozumieniem stron rozwiązał kontrakt z australijskim klubem Illawarra Hawks. A rozwiązał, bo nie chciał się szczepić przeciwko covid. Był wolnym graczem, interesowała się nim m.in. Legia, ale Trice wybrał Śląsk. Ze względu na możliwość gry w Pucharze Europy i większe możliwości finansowe wrocławian.
D’Mitrik we Wrocławiu pojawił się w lutym. - Trener Andrej Urlep zaprosił mnie na spotkanie i powiedział mi, że klub będzie poszukiwał jeszcze jednego rozgrywającego – opowiadał „Przeglądowi Sportowemu" Travis. - Zapytałem go, czy ma jakichś kandydatów. Wiedziałem, że potrzebowaliśmy kogoś, kto dobrze wpasuje się w zespół, nie będzie narzekał w szatni i zaakceptuje swoją rolę.
- Trener podał cechy, jakich szuka i kilka nazwisk, a ja odparłem, że biorąc to pod uwagę mam bardzo dobrego kandydata, czyli mojego brata. Trener obejrzał go na wideo, przeanalizował i następnego dnia powiedział, że jest na tak. Za kilka dni D’Mitrik był już we Wrocławiu. Wyszło perfekcyjnie.
Niedawno, podczas półfinałowych meczów z Czarnymi Słupsk, we Wrocławiu pojawił się też ojciec braci, Travis senior. Były uczelniany koszykarz, obecnie także trener, który stara się nie tracić synów z oczu. Ogląda ich mecze wykupując transmisje w internecie, szczegółowo je analizuje, a w przerwach – tak, tak – wysyła synom wiadomości z uwagami.
Co napisał D’Mitrikowi we wtorek, podczas finałowego meczu nr 4? - Żebym czekał na odpowiedni moment w ataku, żebym był agresywny. Wcześniej odpuściłem kilka rzutów, a on napisał mi po prostu, żebym był cierpliwy, a wszystko się otworzy – opowiadał młodszy z braci tuż po meczu.
Warto zaznaczyć, że D’Mitrik w czwartej kwarcie nie tylko błysnął w ataku, ale też dobrze zagrał w defensywie. W końcówce miał ważne podbicie piłki, które przerwało akcję Legii, a w ostatnich sekundach dobrze pilnował rzucającego na dogrywkę Roberta Johnsona.
- Wszystko zawsze zaczyna się od obrony – stwierdził D’Mitrik. - Jak masz do niej odpowiednie nastawienie, jak grasz twardo i skutecznie, to atak sam się otwiera. To była podstawa tego zwycięstwa, ale też tego, co udało mi się zrobić w czwartej kwarcie.
Postawa młodszego z braci w finale może być zaskoczeniem. W półfinale D’Mitrik zmagał się z urazem, w dwóch pierwszych meczach finału grał w sumie przez 19 minut i nie był widoczny. Tymczasem w Warszawie najpierw rzucił siedem punktów w meczu nr 3, a we wtorek dodał 13. W talii Andreja Urlepa stał się obwodowym dżokerem.
Co innego Travis, on od początku jest asem. Kilka tygodni temu został wybrany MVP rundy zasadniczej, a w play-off rozegrał już kilka znakomitych meczów. Pcha Śląsk do zwycięstw na różne sposoby – może zdobyć 30 punktów, może się skoncentrować na podaniach i zaliczyć 10 asyst. Ale najczęściej łączy jedno z drugim i to w idealnych proporcjach. We wtorek miał 21 punktów, dziewięć zbiórek, osiem asyst i ani jednej straty.
I to Travis jest kluczowy w szybkiej grze Śląska, który w finale bardzo dużo punktów zdobywa po szybkich akcjach – w czterech spotkaniach wrocławianie zdobyli 74 punkty z kontry, a Legia tylko 28.
- Staram się wykorzystywać swoją szybkość, kiedy tylko mogę – mówi Travis. - Legia próbuje mnie zatrzymać, ma naprawdę dobrego trenera – zmieniają przy mnie obrońców, zabierają przestrzeń. Czasami ustawiają się niejednoznacznie, zmuszają mnie do bardzo dokładnego czytania gry. A ja staram się to rozgryzać i pomagać drużynie w zależności od sytuacji. I fajnie, to są wyzwania, których oczekujesz jako koszykarz.
Fajne jest też to, jak bracia trzymają się razem. - Jestem szczęśliwy. Wygraliśmy, a mój mały brat zagrał dobrze – to były pierwsze słowa Travisa po wtorkowej wygranej w Warszawie. - Jestem z niego bardzo dumny. To naprawdę nie jest łatwe – być rezerwowym, wchodzić na parkiet w trudnym momencie, w nieprzyjaznej hali i trafiać tak ważne rzuty w finale – dodawał potem.
- D’Mitrik w ogóle się jednak nie denerwował, to chyba ja czułem większe zdenerwowanie niż on, gdy siedziałem na ławce i patrzyłem na to, jak gra. To było dla mnie trudniejsze niż sama gra – śmiał się Travis.
Teraz przed braćmi i przed całym Śląskiem ostatni krok – zwycięstwo w piątkowym meczu w Hali Stulecia da wrocławianom 18. tytuł mistrzowski w historii, pierwszy od 2002 roku.