Incydent na meczu koszykarzy Legii. Polsat okroił transmisję

Łukasz Cegliński
W niedzielę kibice Legii poszarpali operatora i zniszczyli mu ubranie, we wtorek Polsat zamiast efektownej transmisji pokazał czwarte spotkanie finału ligi koszykarzy z ledwie trzech kamer - bez studia, bez wywiadów, bez komentatorów w hali. Żadna ze stron nie chce odnosić się do tej sytuacji.

W finale Energa Basket Ligi jest 3-1 dla Śląska Wrocław. Rywalizacja toczy się do czterech zwycięstw, mecz nr 5 w piątek w stolicy Dolnego Śląska. Ale choć wtorkowe spotkanie nr 4 było – tak jak trzy poprzednie – zacięte i emocjonujące do ostatnich sekund, kibice dyskutują też o tym, co wydarzyło się w niedzielę.

Powszechne zdziwienie wywołał fakt, że – inaczej niż w poprzednich meczach – transmisja telewizyjna tym razem wyglądała bardzo ubogo. Bez przedmeczowego studia, bez reportera, a nawet komentatorów w hali. Okrojenie składu redakcji Polsatu dotyczyło także liczby operatorów – jeden z najważniejszych meczów sezonu został pokazany jak drugorzędne spotkanie 8. kolejki w listopadzie.

Zobacz wideo "Nareszcie można pobyć w garniturach a nie w dresach" Gala Ekstraklasy 2022

Powód? Incydent z niedzielnego spotkania, które Polsat pokazywał z rozmachem. W jego trakcie "kibice" Legii poszarpali operatora, który pracował blisko trybuny zajmowanej przez fanatyków. Jego podest ustawiony był tuż obok niej, w malutkiej halce na Bemowie nie ma żadnego pola manewru.

Nerwowo było już przed meczem, gdy wywiadu telewizyjnego udzielał trener Legii Wojciech Kamiński. Jeden z oświetleniowców Polsatu przypadkowo nadepnął na leżące obok trybuny flagi, czym wzbudził oburzenie kibiców. Wtedy sytuację udało się szybko załagodzić, później było gorzej.

Z relacji świadków wynika, że pracownikowi Polsatu zniszczono ubranie, rozdzierając spodnie i koszulkę. Ale są też tacy, którzy twierdzą, że wcześniej operator schodził z podestu i dyskutował z kibicami. Miał też zniszczyć jedną z flag, którymi fanatycy nieustannie powiewali, przeszkadzając mu w pracy.

Z naszych źródeł wynika, że poszarpany pracownik Polsatu nie zawiadomił o incydencie policji. W poniedziałek toczyły się rozmowy na linii Legia – Polsat, ale szefowie stacji nie uzyskali od klubu satysfakcjonujących deklaracji o zapewnieniu bezpieczeństwa. I uznali, że we wtorek w hali na Bemowie pojawią się tylko pracownicy niezbędni do przeprowadzenia transmisji od strony technicznej. Ci, którzy na meczu byli, zauważyli, że tym razem trybuna fanatyków odgrodzona była już od przestrzeni poza boiskiem specjalnymi barierkami. Także dlatego, żeby kibice nie bujali koszem - w niedzielę sędziowie przerwali z tego względu mecz na kilka minut.

O komentarz dotyczący incydentu i jego skutków zapytaliśmy we wtorek wszystkie zainteresowane strony. Marian Kmita, szef sportu w Polsacie, nie chciał komentować sytuacji przed środowym spotkaniem z policją. Jarosław Jankowski, przewodniczący rady nadzorczej Legii, także odmówił komentarza. Radosław Piesiewicz, prezes ligi, w którą całe zamieszanie także uderzyło, bo straciła atrakcyjnie pokazany mecz, nie odpowiedział na naszą prośbę o zajęcie stanowiska.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.