Szok we Wrocławiu, euforia w Słupsku. Śląsk znów rozbity przez Czarnych. A Legia czeka

Łukasz Cegliński
Po rozgromieniu Śląska 123:60 w niedzielę, Czarni bardzo pewnie, 89:69, wygrali także we wtorek. Dwa zwycięstwa we Wrocławiu pozwoliły beniaminkowi wyrównać stan rywalizacji w półfinale play-off na 2-2. O tym, kto zagra w finale z Legią Warszawa, zadecyduje piątkowy mecz nr 5 w Słupsku. W tej szalonej serii możliwe jest wszystko, ale niewątpliwie to Czarni mają w tej chwili wyraźną przewagę psychologiczną.

W niedzielę przecieraliśmy oczy ze zdumienia, gdy Czarni roznosili Śląsk w Orbicie – wynik 123:60 przejdzie do historii, to najwyższe zwycięstwo w play-off o mistrzostwo Polski, dziewiąta największa różnica punktowa od 1947 roku, kiedy o tytuł zaczęto rywalizować w formule ligowej. Słupszczanie zagrali rewelacyjnie, trafili aż 23 z 36 trójek, a Śląsk był bezradny.

We wtorek rywalizacja przeniosła się do największego wrocławskiego obiektu, Hali Stulecia, i dość powszechnie spodziewano się reakcji Śląska. Lepszego nastawienia mentalnego, większej agresji w obronie, pilnowania strzelców Czarnych, podrażnionej dumy Travisa Trice’a – lidera Śląska, MVP rundy zasadniczej, który w niedzielę był niewidoczny.

Zobacz wideo Vuković nie może narzekać na brak ofert. "Z odbieraniem telefonu nie mam problemu"

Urlep bez pomysłu, Śląsk bez energii

Ale tej reakcji nie było. Początek meczu nr 4 wyglądał jak kolejna kwarta poprzedniego pojedynku. Czarni szybko trafili cztery trójki, objęli prowadzenie 14:7 i poszli za ciosem. Znakomicie grał Billy Garrett, do jego poziomu dostroił się Anthony Lewis, cały zespół ze Słupska bardzo dobrze bronił zagęszczając pole trzech sekund i budował przewagę.

Śląsk? W obronie biegał we mgle, w ataku walił głową w mur. Doświadczony trener Andrej Urlep nie potrafił odmienić gry zespołu, drużynie brakowało energii, agresywnie pilnowany, nękany przez obrońców Trice pudłował i popełniał straty. Gdyby nie waleczny pod koszem Kerem Kanter, wrocławianie już do przerwy byliby w głębokim dołku.

Ale w dołku i tak byli, bo do przerwy Czarni prowadzili 50:34, mieli świetne 10/21 z dystansu. A Garrett i Lewis - po 14 punktów.

Znakomite mecze Billy'ego Garretta

Garrett grał rewelacyjnie. W dwóch przegranych przez Czarnych meczach w Słupsku Amerykanin z epizodem w New York Knicks rzucił w sumie 18 punktów, miał słabe 6/23 z gry. Tymczasem w spotkaniu numer 3 zdobył aż 33 punkty, a we wtorek – 28. W obu meczach we Wrocławiu trafił 21 z 36 rzutów i nic sobie nie robił z grającemu przeciwko niemu Ivanowi Ramljakowi, najlepszemu obrońcy ligi.

W 28. minucie Garrett trafił za trzy z faulem, wykorzystał rzut wolny i Czarni prowadzili 60:46, ale w Śląsku pewność siebie zaczął odzyskiwać Trice. Amerykanin w kilka minut zdobył osiem punktów i wrocławianie trzymali się w grze. Ale przynajmniej tak im się wydawało – trójka Jakuba Musiała w ostatnich sekundach trzeciej kwarty dała Czarnym prowadzenie 68:53.

W ostatniej części słupszczanie kontrolowali przebieg gry, Śląsk nie był w stanie nic zmienić. Urlep rzucił ręcznik już cztery minuty przed końcem, gdy zdjął z boiska Trice'a, w Hali Stulecia zrobiło się cicho, więc dobrze było słychać grupkę kibiców ze Słupska. 

Przewaga psychologiczna Czarnych

Poza skutecznym Garrettem w Czarnych wyróżnili się Lewis (18 punktów), a także Musiał, Beau Beech i Marek Klassen. Cały zespół ze Słupska miał bardzo dobre 15/36 za trzy i ledwie dziewięć strat.

Śląsk? Trice i Kanter zdobyli po 15 punktów, ale dobrze grali tylko momentami. Fatalny mecz rozegrał Kodi Justice, który miał tylko 1/10 z gry. Skuteczności długo brakowało też Aleksandrowi Dziewie - reprezentant Polski większość ze swoich 12 punktów zdobył w momencie, w którym wynik był już rozstrzygnięty.

Decydujący mecz nr 5 odbędzie się w piątek w słupskiej Gryfii. Gorącej hali rewelacyjnego beniaminka, który po rundzie zasadniczej był w tabeli pierwszy, ale kilka dni temu wydawał się być na krawędzi odpadnięcia z gry o tytuł. Teraz sytuacja się odmieniła, Czarni mają przewagę psychologiczną.

Z drugiej strony - Śląsk ma dobre wspomnienia z decydujących o awansie meczów wyjazdowych. W ćwierćfinale wrocławianie wygrali w ten sposób serię z Zastalem Zielona Góra. I wtedy sami odwrócili serię - przegrywali 0-2, a zwyciężyli 3-2.

Więcej o: