To oczywiście nie koniec serii, w półfinale play-off gra się do trzech zwycięstw, ale Śląsk wraca do Wrocławia z prowadzeniem 2-0 i trudno wyobrazić sobie nagły zwrot w tej serii. Czarni, rewelacyjny beniaminek, który zajął pierwsze miejsce w rundzie zasadniczej, w dwóch spotkaniach u siebie odstawali od Śląska bardzo wyraźnie.
W czwartek słupszczanie zaczęli jeszcze gorzej niż we wtorek – wydawało się, że podrażnieni porażką 57:77 zagrają z większą determinacją i lepszym pomysłem. Tak się jednak nie stało – w pierwszej akcji lider gospodarzy Billy Garrett został zablokowany przez Łukasza Kolendę i ta blokada została z Czarnymi na całe spotkanie.
Pierwsza kwarta w wykonaniu Śląska była wyjątkowa. Wrocławianie prowadzili po niej 28:12, ale jeszcze bardziej niż wynik imponował styl gry. Goście grali płynnie, w idealnym rytmie. Szybko, ale cierpliwie. Rozrzucając piłkę po obwodzie, ale wypatrując kolegów pod koszem. Szukając pozycji do rzutu, ale ostatecznie podając do jeszcze lepiej ustawionego kolegi.
To wszystko przełożyło się na 12/17 w rzutach z gry oraz 10 asyst. Asyst, które nie były tylko domeną rozgrywających – piłki świetnie rozdzielał Travis Trice, ale także Aleksander Dziewa czy Ivan Ramljak, później do takiego grania włączył się także Kodi Justice.
W całym meczu Śląsk zaliczył 30 asyst, co jest jednym z najlepszych wyników zespołu w tym sezonie. 10 miał Trice, sześć dodał Justice, a po pięć mieli Ramljak i Dziewa. To było zespołowe granie na świetnym poziomie.
Przed meczem można się było zastanawiać, czy Czarni mogą zagrać w ataku słabiej niż we wtorek. W meczu nr 1 słupszczanie zdobyli ledwie 57 punktów (najmniej w sezonie), trafili tylko 30,4 proc. rzutów z gry (także najgorszy wynik w rozgrywkach). Wydawało się, że przy specyficznej obronie Śląska, która zorientowana jest na zacieśnianie pola trzech sekund, a zostawia trochę więcej miejsca na obwodzie, strzelcy Czarnych zaczną w końcu trafiać.
Przełamania jednak nie było. Gospodarze spudłowali dziewięć pierwszych trójek, do przerwy z dystansu mieli fatalne 2/17, a skuteczność rzutów z gry wynosiła marne 28 proc. W drugiej połowie niewiele się zmieniło – w całym meczu słupszczanie mieli tylko 35 proc. z gry, 6/32 za trzy.
Czarni pudłowali rzuty, które zwykle trafiają. Nie tylko z dystansu, także z bliższej odległości. Kalif Young zmarnował wsad, Billy Garrett nie trafił z wejścia, Jakub Musiał, próbując przelobować Martinsa Meiersa, przerzucił piłkę nad tablicą. – Skuteczność rzutów, tych otwartych rzutów, to nasz największy problem – podsumował spotkanie rozgrywający Czarnych Marek Klassen, który rzucił 16 punktów, ale miał 6/16 z gry i trafiał w momentach, w których wynik był rozstrzygnięty.
Jeśli po pierwszym meczu półfinału w Słupsku chwaliliśmy w Śląsku Travisa Trice’a za 18 punktów i sześć asyst oraz podkreślaliśmy dobrą grę Łukasza Kolendy w kluczowych momentach, to w drugim spotkaniu chwalić należy przede wszystkim wysokich graczy Śląska. I to nie jednego, a nawet trzech lub czterech.
Od początku bardzo dobrze spisywał się Ivan Ramljak, wszechstronny skrzydłowy, który skleja w grze Śląska wiele elementów. Chorwat słynie przede wszystkim z obrony, ale w czwartek wyróżniał się w ataku – miał 14 punktów, dziewięć zbiórek i wspomniane pięć asyst, z nim na parkiecie Śląsk był lepszy od rywali o aż 32 punkty.
Swoje znów zrobił Kerem Kanter, który ostatnio jest w bardzo dobrej formie i w wyjątkowy sposób przyciąga piłki pod samą obręczą – we wtorek turecki podkoszowy miał 17 punktów i 14 zbiórek, w czwartek dodał 18 i cztery. Solidne spotkanie rozegrał także Martins Meiers, który zdobył 12 punktów, trafiając sześć z siedmiu rzutów – i to nie tylko spod kosza.
Najmniej punktów z podstawowych wysokich Śląska rzucił Aleksander Dziewa, ale reprezentant Polski spisał się nieźle – 4/4 z gry dało mu dziewięć punktów, jednak na uwagę zasługuje aż pięć asyst. Dziewa coraz lepiej czyta grę mając piłkę w rękach, dobrze reaguje na podwojenia, gra bardzo zespołowo.
Śląsk jest na fali, licząc ćwierćfinałową serię z Zastalem wrocławianie wygrali po raz piąty z rzędu, a przecież nie grają w pełnym składzie. Poważna kontuzja kolana do końca sezonu wykluczyła strzelca Jakuba Karolaka, problemy z kostką ma rozgrywający D’Mitrik Trice.
Skrócona rotacja i zmęczenie, o którym mówił przed meczem trener Andrej Urlep, nie były jednak w Słupsku problemem. Mało tego, wysokie prowadzenie przez większość czwartkowego meczu pozwoliło Słoweńcowi w szerszym niż zwykle wymiarze skorzystać z młodszych graczy z końca ławki.
I tak Jan Wójcik, syn zmarłego pięć lat temu Adama, symbolu Śląska, w 11 minut zdobył siedem punktów i zaliczył trzy zbiórki, co jest jego najlepszym wynikiem w krótkiej historii występów w play-off. W końcówce spotkania trzy minuty na parkiecie spędził też 20-letni rozgrywający Kacper Gordon, który zdobył dwa punkty.
Teraz rywalizacja przenosi się do Wrocławia – mecz nr 3 zaplanowano na niedzielę, na godz. 20.40. Gdyby Czarnym udało się wygrać, spotkanie nr 4 we Wrocławiu odbędzie się we wtorek 10 maja. W tym momencie trzeba jednak przyznać, że wobec tak dużej dysproporcji w poziomie gry Śląska i Czarnych w Słupsku, bardziej prawdopodobny jest szybki awans wrocławian do finału niż doprowadzenie przez ekipę z Pomorza do remisu.
W drugiej parze, która rywalizację rozpoczęła w środę, Legia Warszawa po wyjazdowej wygranej prowadzi z Anwilem Włocławek 1-0. Mecz nr 2 w piątek o godz. 17.30 we Włocławku.