Najpierw konieczne wyjaśnienie hierarchii w koszykarskiej Europie, która podzielona jest na dwie skonfliktowane organizacje: Euroligę oraz FIBA. Najważniejsze są rozgrywki prowadzone przez tę pierwszą – elitarna Euroliga, a potem Puchar Europy. Z kolei FIBA organizuje Ligę Mistrzów oraz Puchar Europy FIBA. Legia gra w tych ostatnich rozgrywkach, czyli europejskiej czwartej lidze. Ale to wcale nie umniejsza wagi osiągnięcia koszykarzy z Warszawy.
Legia, krajowa potęga w połowie XX wieku, w ostatnich latach stopniowo odbudowuje swoją markę – w minionym sezonie legionistów dzieliły sekundy od brązowego medalu, ale dzięki rzutowi równo z końcową syreną to Śląsk Wrocław wygrał decydujący o trzecim miejscu mecz 86:85. W tym sezonie Legia jest w środku tabeli ekstraklasy, ale bardzo skutecznie walczy w Europie.
W pierwszej fazie rozgrywek legioniści wygrali swoją grupę z bilansem 6-0, w drugiej już tak łatwo nie było. Po porażkach na własnym parkiecie z holenderskim ZZ Leiden (59:77) oraz rosyjską Parmą Perm (70:72), warszawianie byli pod ścianą, potrzebowali zwycięstw w dwóch ostatnich kolejkach. Z niemieckim Medi Bayeruth wygrali pewnie, 80:55 i o awansie miał decydować rewanżowy mecz w Permie.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
W starciu z piątą drużyną mocnej ligi rosyjskiej Legia faworytem nie była, ale zaczęła dobrze – od stanu 9:11 warszawianie zdobyli 11 punktów z rzędu i prowadzili przez większość spotkania. W połowie czwartej kwarty gospodarzom udało się wyjść na prowadzenie 60:58, ale wtedy znów uderzyła Legia.
Znakomity moment miał wówczas Robert Johnson, który niedawno dołączył do drużyny Wojciecha Kamińskiego. Amerykanin zdobył 10 punktów z rzędu i Legia wyszła na prowadzenie, którego nie oddała już do końca. Ostatecznie wygrała 78:67, a bohaterem meczu został Johnson – Amerykanin rzucił w sumie aż 30 punktów, trafił świetne 13 z 22 rzutów z gry. Do tego dodał dziewięć zbiórek.
- Cieszymy się ogromnie ze zwycięstwa. Troszkę niespodziewanego, bo ostatnie nasze mecze, szczególnie w lidze polskiej, nie były najlepsze – przyznał po meczu Kamiński, który kilka dni wcześniej był bezradny, gdy jego zespół przegrywał u siebie aż 84:114 z mistrzem Polski Stalą Ostrów Wlkp. – Teraz wykorzystaliśmy jednak swoje szanse, zespół przede wszystkim dobrze zagrał w obronie. W momencie, w którym nas przegonili w czwartej kwarcie, my się nie załamaliśmy. Bardzo pomógł Robert Johnson, który wziął atak na siebie, natomiast cały zespół był naprawdę mocny w defensywie.
- Myślę, że to jest wielki sukces dla Legii, bo awansowaliśmy do najlepszej ósemki europejskiego pucharu. Cieszymy się bardzo, ale cały czas walczymy o kolejne zwycięstwa, kolejne awanse – dodał Kamiński.
W ćwierćfinale FIBA Europe Cup Legia zmierzy się z włoskim Unahotels Reggio Emilia. Tak daleko w europejskich pucharach legioniści nie doszli od 1971 roku, gdy grali w najlepszej ósemce Pucharu Europy Zdobywców Pucharów. Na przełomie lat 60. i 70. "Zielonym Kanonierom" czterokrotnie udało się awansować do ćwierćfinału najważniejszego wówczas Pucharu Europy Mistrzów Krajowych.
A w poprzednim sezonie w Pucharze Europy FIBA, w którym teraz walczą legioniści, aż do finału rozgrywek doszli mistrzowie Polski z Ostrowa Wielkopolskiego. W finale Stal przegrała jednak 74:82 z izraelskim Ironi Nes Ziona.