Koszarek włączył telefon i czytał. "Jesteś koszykarską legendą". 37-latek robi furorę

- Lepiej rzucać i pudłować, niż się chować i uciekać od odpowiedzialności - uważa 37-letni Łukasz Koszarek, bohater piątego meczu finałów Energa Basket Ligi. Dzięki jego kolejnej młodości Zastal wciąż ma szansę na tytuł. W czwartek kolejny decydujący mecz ze Stalą.

- Co czułeś po meczu, włączając telefon, czytając, że jesteś koszykarską legendą? - spytał rzecznik PLK Paweł Łakomski. - Ja taki nie jestem... Raczej nieśmiały chłopak z Wrześni - odparł z uśmiechem Łukasz Koszarek.

Było już dobrze po 22. Wtorkowy, piąty mecz finału Energa Basket Ligi zaczął się o 19.30, ale ani jedni, ani drudzy nie mieli jeszcze dosyć. Gracze Stali Ostrów Wlkp., którzy w serii prowadzili 3-1, robili wszystko, by tytuł zdobyć już teraz. Koszykarze Zastalu Zielona Góra czynili wszystko, by do tego nie dopuścić.

Zobacz wideo "Lecha czeka latem totalna demolka. Skorża? Trudno doszukać się pozytywów"

Koszarek, kapitan dowodzący z tylnego fotela

Dwie dogrywki w meczu finałowym? To się niemal nie zdarza. Właściwie zdarzyło się tylko raz – przed pięcioma laty, w pierwszym starciu Rosy Radom ze Stelmetem, co przypomniał w trakcie transmisji komentator Adam Romański. I teraz – w spotkaniu Stali z Zastalem.

Kto wpadłby na pomysł, by bohaterem tego horroru stał się Łukasz Koszarek? Oczywiście – to kapitan Zastalu, w ostatnim czasie także kapitan reprezentacji. Ale także gracz, który pełni tę rolę z uwagi na doświadczenie. Ma 37 lat i bliżej mu do końca kariery, niż jej szczytu. Ale to właśnie Koszarek wziął na siebie ciężar w końcówce. W drugiej dogrywce trafił dwie kluczowe trójki. W sumie trafił pięć, uzbierał 25 punktów, dołożył osiem asyst. Jego Zastal wygrał 105-101 i wciąż jest w grze o tytuł.

– Czuję się świetnie. Jak widać, stoję na nogach. Teraz zjemy dobrą kolację, prześpimy się i będziemy gotowi – powiedział po meczu w rozmowie z Tomaszem Jankowskim, byłym reprezentantem Polski i komentatorem Polsatu Sport.

Koszarek w Zastalu nie jest pierwszoplanową postacią. Przynajmniej na parkiecie. W tym sezonie zdarzały mu się mecze bez punktów, kilkuminutowe. Zastal ma innych liderów – najpierw był nim Iffe Lundberg, dziś już gracz CSKA Moskwa, później Geoffrey Groselle czy Rolands Freimanis.

W tym sezonie – choć zdarzały mu się mecze wybitne, także w lidze VTB – kapitan dowodził z tylnego siedzenia. Sam Koszarek przyznał zresztą, że pod koniec kariery jest bardziej cierpliwy i czeka na swój moment. Wyczekał wszystkich. I przypomniał o sobie w finale.

Trener Zastalu: Koszarek zagrał fenomenalny mecz

– Chociaż pochodzi z Wrześni, jest już właściwie zielonogórzaninem – mówił o nim właściciel klubu Janusz Jasiński. Koszarek występuje w Zielonej Górze od 2012 r., gdy przeniósł się z Asseco Prokomu Gdynia. I choć w tamtym momencie miał już za sobą jedną z najbogatszych karier – występy w reprezentacji, Eurolidze, lidze włoskiej – to pierwsze złoto zdobył właśnie w Zielonej Górze. Dziś ma na koncie pięć mistrzostw Polski – wszystkie zdobyte ze Stelmetem, jak do niedawna nazywała się drużyna z Zielonej Góry.

Kiedy w 2016 r. przedłużał umowę z Zastalem o kolejne trzy lata, mówił: – Gdy składałem podpis, ręka trochę drżała, bo może się okazać, że to mój ostatni kontrakt w profesjonalnej karierze sportowej. Ale to nie był koniec. W 2020 r. w wieku 36 lat podpisał kolejną, na rok. – Szczerze? Mój kontrakt jest chyba najniższy od czasów gry w Polonii Warszawa. Tak to bywa, ale czasami finanse nie są najważniejsze – mówił. Bo choć w ostatnim sezonie Zastal co prawda dostał złote medale, ale sezon został przerwany przez pandemię koronawirusa, koszykarze nie mogli załatwić sprawy na parkiecie. Teraz jest inaczej. Koszarek ma szansę zdobyć swoje szóste mistrzostwo na boisku, już w sportowej rywalizacji.

W tym sezonie rozstrzyga boisko, choć okoliczności dla Zastalu nie są sprzyjające. Mecze rozgrywane są w "bańce" w Ostrowie, czyli w hali rywala w walce o złoto. To Stal Ostrów ma przewagę psychologiczną.

Ale we wtorek Zastal uciekł spod topora. Głównie za sprawą Koszarka. – To było najlepsze spotkanie Łukasza od momentu, gdy objąłem drużynę. Zagrał fenomenalny mecz, czapki z głów. I nie chodzi o zdobywane punkty, ale świetną obronę i bycie liderem – powiedział trener Zastalu Żan Tabak. W obronie 37-letni rozgrywający był zmuszony biegać za uciekającym po zasłonach, grającym sezon życia Jakubem Garbaczem i świetnym w całej serii Jamesem Florencem. Koszarek wytrzymał tempo, mimo że Garbacz i Florence w sumie zdobyli 50 punktów.

Gdy koszykarze Zastalu wracali po spotkaniu do hotelu Górecznik, Koszarek prosił, aby nie podawać mu wyników decydujących meczów Euroligi. Po kolacji nadrobił euroligowe zaległości, czekając na swoją kolejkę do pokoju, w którym trener przygotowania motorycznego Piotr Pigla i fizjoterapeuta Mateusz Mruk do trzeciej nad ranem pracowali nad regeneracją zmęczonych koszykarzy. – Najważniejsza jest serce. Jeśli walczysz i robisz to, co ci podpowiada, jesteś w stanie czerpać przyjemność ze swoich wyborów – mówił Koszarek dzień po spotkaniu.

 

Łukasz Cegliński, dziennikarz, komentator i autor książek, przypomniał na Twitterze fragment wypowiedzi Łukasza Koszarka z książki "Mundial pod koszem", która ukazała się przed mistrzostwami świata w Chinach w 2019 r. Polacy zajęli tam ósme miejsce.

Łukasz Koszarek: Kiedy przestałem się bać

"Większość z nas, koszykarzy, ma z tyłu głowy myśl: »Jak nie trafię i przegramy, to wina spadnie na mnie«. Ale presja jest zawsze i trzeba nauczyć się z nią grać i żyć.

Przestałem się bać po sezonie 2007/08, gdy grałem w Anwilu. W połowie rozgrywek odszedł Gerrod Henderson i nagle – po słabym roku w Turowie i byciu rezerwowym we Włocławku – zostałem pierwszym rozgrywającym. Słyszałem wówczas wiele krytycznych i wątpiących głosów: »Co to ma być?!«, »On się nie nadaje«, wiadomo, jakie ciśnienie jest we Włocławku. Czułem tę presję bardzo mocno, wiedziałem, że jak przegramy, to będę kozłem ofiarnym.

I rzeczywiście wtedy przegraliśmy – startując z trzeciej pozycji, odpadliśmy z Polpakiem Świecie w pięciu meczach, choć prowadziliśmy 2-0. Wina spadła na mnie, ale ja sobie powiedziałem: »Nigdy więcej nie przegram dlatego, że się bałem«. Postanowiłem sobie, że jak już  będę przegrywał, to na własnych warunkach. Lepiej rzucać i pudłować, niż się chować i uciekać od odpowiedzialności.

Teraz jak mam pozycję, to rzucam. Najwyżej nie wpadnie".

Szósty mecz finałów Energa Basket Ligi w czwartek. Początek o 19.30. Transmisja w Polsacie Sport.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.