Lakers udało się ograniczyć motor napędowy Hornets, czyli rozgrywającego Chrisa Paula. W czwartek był on co prawda bliski triple-double, ale nie dominowa tak jak w poprzednich spotkaniach. Zdobył tylko 10 punktów, miał 11 asyst i osiem zbiórek. Zabrakło mu wsparcia od partnerów. Najlepszym strzelcem Hornets był Carl Landry, który zdobył 19 punktów.
Hornets przez cały mecz nie mogli wstrzelić się z dystansu (3/14), a Lakers w drugim meczu z rzędu zdominowali ich pod koszem. Walkę o zbiórki mistrzowie NBA wygrali 43:30, zebrali aż 14 piłek na atakowanej tablicy.
Lakers do zwycięstwa poprowadził Kobe Bryant, który w kolejnym meczu zagrał z urazem kostki, ale w niczym mu on nie przeszkadzał. Lider Lakers zdobył 24 punkty, z czego aż 22 w trzech pierwszych kwartach. 18 punktów i 12 zbiórek (aż osiem w ataku) miał Andrew Bynum, a 16 Pau Gasol. - To wielkie zwycięstwo - powiedział Bynum tuż po końcowej syrenie w wywiadzie telewizyjnym.
Dla Lakers seria z Hornets była zaskakująco trudna. Przed jej rozpoczęciem przewidywano zdecydowaną dominację mistrzów NBA, jednak drużyna prowadzona przez fenomenalnego Chrisa Paula zaskoczyła LAkers już w pierwszym meczu w Los Angeles, po meczach w Nowym Orleanie był remis 2-2. Dopiero dwa ostatnie spotkania Lakers zagrali na swoim mistrzowskim poziomie i przypieczętowali awans. - To może być najlepsza drużyna jaką prowadzę - powiedział trener Phil Jackson po meczu.
Lakers o finał Konferencji Zachodniej zagrają z Dallas Mavericks, którzy w sześciu meczach wyeliminowali Portland Trail Blazers. Pierwszy mecz drugiej rundy play-off w poniedziałek w Los Angeles.
Hawks wyeliminowali Magic ?