NBA. Blazers zatrzymali Mavericks, odrodzenie Roy'a?

Portland Trail Blazers mimo ogromnej presji w końcówce i pościgu rywali pokonali u siebie Dallas Mavericks 97:92 i w serii do czterech zwycięstw przegrywają już tylko 1:2. 25 punktów dla Blazers rzucił Wesley Matthews, a 16 z ławki dołożył Brandon Roy.

Roy, były lider Blazers, w dwóch ostatnich sezonach częściej niż z rywalami na parkiecie, zmagał się z kontuzjami kolan. W tym sezonie przeszedł kolejną poważną operację, ale udało mu się wykurować na fazę play-off. Zbyt wiele do tej pory nie grał, stracił miejsce w pierwszej piątce. Po meczu numer dwa, w którym wyszedł tylko na osiem minut i nie zdobył punktu, narzekał na to, że wypadł z rotacji. - Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie jestem choć trochę zawiedziony. Uważam, że powinienem być lepiej traktowany - powiedział jednej z gazet.

W czwartek, podczas porannego treningu przeprosił za swoje słowa. - Nie powinienem był czegoś takiego mówić, ale teraz już nie cofnę czasu - mówił dziennikarzom. Trener Nate McMillan nie wziął do siebie narzekań Roy'a. - Wiem, co on zrobił dla tego klubu i zdaję sobie sprawę, że wychodzenie z ławki jest dla niego trudne. Rozumiem go - powiedział trener.

W meczu numer trzy z Mavericks, Roy dobrą grą sprawił, że o jego narzekaniach kibice i dziennikarze na jakiś czas zapomną. Grając z ławki zdobył 16 punktów na dobrym procencie z gry (60 proc.), trafił trzy rzuty wolne, miał cztery asysty. W końcówce trzeciej kwarty po serii jego siedmiu punktów z rzędu Blazers wyszli na prowadzenie 73:72.

W czwartej kwarcie dzięki punktom Geralda Wallace'a i Nicolasa Batuma Blazers wypracowali aż 13-punktową przewagę (87:74), której zaciekle bronili do samego końca. Mavericks odrabianie strat szło bardzo ciężko, bo J.J. Barea, Brendan Haywood, a nawet Dirk Nowitzki pudłowali z linii rzutów wolnych. 12 sekund przed końcem po celnym rzucie prawie zza linii za trzy Jasona Kidda (sędziowie po analizie materiału wideo zdecydowali, że Kidd nastąpił stopą na linię), mieli już Blazers w zasięgu jednego posiadania (95:92).

Faulowany taktycznie Andre Miller ogromne ciśnienie wytrzymał, pewnie trafił oba rzuty wolne, a Mavs już nie byli w stanie zmniejszyć strat. Za trzy rzucał jeszcze Kidd, ale piłka nawet nie trafiła w obręcz. Blazers odnieśli niezwykle cenne zwycięstwo, które przedłuża ich szanse na awans z pierwszej rundy. Po trzech meczach tej serii jest 2:1 dla Mavs, ale na razie żadna z drużyn nie przegrała meczu we własnej hali. Kolejny mecz tej pary w sobotę, także w Portland

Blazers do zwycięstwa poprowadzili świetny, zwłaszcza w pierwszej połowie Wesley Matthews (25 punktów) oraz skuteczny w końcówce Andre Miller (16 punktów, 7 asyst). Na swoim poziomie zagrał LaMarcus Aldridge (20 punktów), a dobrą zmianę z ławki dał Roy.

Zespół z Portland bardzo dobrze ograniczył Tysona Chandlera. Jeden z najlepszych środkowych ligi, specjalista zwłaszcza od obrony, szybko spadł za sześć przewinień, rzucił tylko dwa punkty, miał cztery zbiórki. Blazers problemy mieli z Dirkiem Nowitzkim (25 punktów) oraz z fantastycznym Jasonem Terrym. Superrezerwowy Mavs rzucił 29 punktów, spudłował tylko trzy z 13 rzutów z gry, miał też siedem asyst, ale w końcówce, gdy ważyły się losy meczu, piłki nie dostawał.

Magazyn NBA. Celtics jeszcze zbyt silni dla Knicks

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.