- Ciężko to opisać, ale marzyłem o tym od samego początku sezonu. Mamy świetny zespół, który świetnie się rozumie i chce dalej kontynuować podróż - mówił tuż po końcowej syrenie Tony Allen. Chwilę wcześniej, gdy Zach Randolph trafił dwa decydujące rzuty wolne i definitywnie przesądził o zwycięstwie Grizzlies, uklęknął na środku parkietu i pocałował logo drużyny.
Dla Grizzlies awans do play-off to wielki sukces. W 16 letniej historii klubu tylko trzykrotnie klub z Memhis (a wcześniej z Vancouver) był w najlepszej ósemce zachodu. Po raz ostatni w 2005 roku. Trzech dotychczasowych przygód z play-off kibice Grizzlies najlepiej nie wspominają - ich zespół trzy razy przegrywał w pierwszej rundzie 0:4.
W tym roku wierzą, że będzie lepiej.
Lakers? Mamy problem
Po czterech porażkach z rzędu o drugie miejsce na zachodzie martwić się muszą Los Angeles Lakers. W piątek przegrali z prowadzonymi przez LaMarcusa Aldridge'a (24 punkty, 11 zbiórek) Portland Trail Blazers 86:93 i mają już tylko mecz przewagi nad trzecimi Dallas Mavericks i dwa mecze nad Oklahoma City Thunder. Do tego stracili już szanse na dogonienie bilansu Chicago Bulls i w przypadku ewentualnego starcia tych drużyn w finale NBA, to Bulls zagrają więcej meczów u siebie. A kto jak kto, ale mistrzowie NBA dobrze wiedzą jakie znaczenie w play-off ma przewaga własnego parkietu.
Kobe Bryanta, który w piątek rzucił 24 punkty, zapowiedział, że będzie spotkanie drużyny. - Wyglądamy na zmęczonych, gramy niechlujnie. Mam nadzieję, że uda nam się wrócić do dobrej gry - powiedział lider Lakers.
- Oni nie grają tak twardo jak powinni. Nie ogląda się tego przyjemnie z ławki trenerskiej - mówił Phil Jackson.
Lakers mają do rozegrania jeszcze trzy mecze, z czego dwa z silnymi rywalami - w niedzielę zmierzą się Oklahoma City Thunder, we wtorek z najlepszymi na zachodzie San Antonio Spurs, a sezon zakończą wyjazdowym meczem z Sacramento Kings.
Po raz pierwszy od 13 lat wschód wygrali Chicago Bulls?