NBA. Dream Team w Miami

Dwa dni wstrząsnęły układem sił w NBA - do Dwyane'a Wade'a i Miami Heat dołączyli LeBron James z Chrisem Boshem i klub z Florydy chce stworzyć mistrzowską dynastię.

Na decyzję Jamesa czekano od kilku miesięcy - najlepszy zawodnik NBA o wyborze Heat poinformował w czwartek w starannie wyreżyserowanym programie w ESPN. Doradcy zawodnika wybrali dziennikarza, który umiejętnie budował dramaturgię. - Kiedy podjąłeś decyzję? - pytał Jim Gray. - Dzisiaj rano. Obudziłem się, porozmawiałem z mamą i wybrałem najlepsze rozwiązanie - nieprzekonująco mówił James.

Po kilkunastu pytaniach, na które LeBron odpowiadał całymi zdaniami, i po udawanym zastanowieniu, padło to najważniejsze: Gdzie zagrasz w przyszłym sezonie? - Zabieram swoje umiejętności na South Beach [najsłynniejsza plaża w Miami] i będę grał w Miami Heat - odpowiedział James. I nerwowo oblizał usta.

To zakończyło operę mydlaną, która w ostatnich dniach przypominała finał kampanii prezydenckiej relacjonowanej minuta po minucie. Zaskoczenia nie było, sondaże mówiły prawdę - amerykańskie media od kilku dni informowały, że James jest coraz bliżej Miami. Kiedy wspólną grę w Heat potwierdzili Wade i Bosh, było to praktycznie przesądzone.

O Jamesa starało się sześć klubów - jego macierzysty Cleveland Cavaliers, Chicago Bulls, Los Angeles Clippers, Miami Heat, New Jersey Nets i New York Knicks. Cavaliers mogli zapłacić mu najwięcej, Knicks i Nets kusili perspektywą wielkiego miasta, Bulls dorzucali do tego już dobrą drużynę i próbę zmierzenia się z legendą Michaela Jordana.

- Wybrałem Miami, bo chcę wygrywać. W przyszłym roku i w kolejnych latach - tłumaczył James. Perspektywa gry z Wade'em i Boshem - największymi gwiazdami młodego pokolenia w NBA - była zbyt wielka. Nawet jeśli klub z Miami musiał pozbyć się niemal wszystkich zawodników, aby zrobić w budżecie miejsce na gwiazdy, i poza ich trójką ma obecnie w składzie tylko jednego zawodnika.

Heat są jednak bezdyskusyjnym zwycięzcą okresu transferowego - Wade, James i Bosh mogą stworzyć trzon zespołu, który tytuły będzie zdobywał przez lata, kibice bilety na przyszły sezon wykupili w kilka godzin, dochody ze sprzedaży koszulek, czapeczek i pamiątek w najbliższych miesiącach wyniosą miliony dolarów.

Właściciel klubu Micky Arison, szef największego na świecie armatora floty wycieczkowców Carnival Corporation, ma miliardową fortunę i pieniędzy na wartościowe uzupełnienia nie poskąpi, a generalny menedżer Heat Pat Riley - trener mistrzowskich Los Angeles Lakers z lat 80. - wie, jak budować dynastie.

Jeśli wielkie gwiazdy na boisku będą błyszczeć tak jak w mediach, Heat mają szansę na zdominowanie rozgrywek w najbliższych latach.

Więcej o:
Copyright © Agora SA