Finał NBA. Celtics wyrównują! 2-2 w rywalizacji z Lakers

Boston Celtics pokonali Los Angeles Lakers 96:89 w meczu nr 4 finału NBA. Celtics w czwartek wygrali, bo chcieli tego bardziej niż Lakers. No i mieli znakomitych rezerwowych!

O Bostońskiej Wielkiej Czwórce rezerwowych czytaj na blogu Supergigant ?

Zmiennicy gospodarzy zdobyli aż 36 punktów, a ich odpowiednicy w Lakers o połowę mniej. To właśnie Glen Davis, Nate Robinson, Tony Allen i Rasheed Wallace wykonywali kluczowe akcje na początku czwartej kwarty, kiedy Celtics mieli zryw 12:2 i wyszli na ośmiopunktowe prowadzenie.

To był najbardziej zacięty, ale i najbrzydszy mecz finałów, bo obie drużyny pudłowały wiele łatwych rzutów. Niewykluczone, że był to efekt zmęczenia - mecze nr 3 i 4 w Bostonie odbywały się po zaledwie dwudniowych przerwach.

Żywe srebro Rajon Rondo z Celtics trafił tylko pięć z 15 rzutów i pudłował nawet spod kosza. Doświadczony Kevin Garnett miał 5/13 z gry i też potrafił seriami nie trafiać ze swoich pozycji z półdystansu. Skuteczniejszy był lider Lakers Kobe Bryant (10/22 w tym 6/11 za trzy), ale on miał za to aż siedem strat. Trudów serii nie wytrzymało też kontuzjowane kolano Andrewa Bynuma - środkowy Lakers zaczął mecz w pierwszej piątce, ale rozegrał tylko 12 minut.

Przez pierwsze 20 minut żadna z drużyn nie potrafiła zbudować przewagi wyższej niż trzy punkty. W końcu udało się to Lakers, bo za trzy zaczął trafiać Bryant - po koszu Lamara Odoma było nawet 39:33 dla gości w drugiej kwarcie. Celtics przegrywali, choć mieli więcej zbiórek w ataku, a także punktów z ponowienia i szybkiego ataku. Pudłowali jednak częściej niż rywale.

Po przerwie Lakers wygrywali 53:48, ale wtedy Celtics pokazali, że nawet, jeśli im nie idzie, nawet, jeśli brakuje sił, to jednak są bardziej zdeterminowani niż obrońcy tytułu. Garnett zaczął słowne gierki z Odomem, zdobył punkty z kontry, krzyczał, zaklinał boisko, podrywał zespół. To przełożyło się na całą drużynę.

Celtics odrobili straty i choć Bryant miał niesamowite momenty, w których trafiał seriami za trzy, to jednak Lakers nie potrafili już uciec gospodarzom.

Decydujący cios zadali rezerwowi - też głośni, też zdeterminowani. Wydawało się, że Davis, Robinson i Wallace swoim krzykiem po każdej akcji wpychają piłki do kosza i deprymują równocześnie rywali. Pierwszy znakomicie walczył pod koszem, drugi lepiej prowadził grę niż Rondo, a trzeci trafił trójkę, która dała Celtics prowadzenie 79:70.

Lakers zmniejszyli jeszcze straty w końcówce, ale wtedy na boisku był już Paul Pierce, który zdobył pięć ważnych punktów dla gospodarzy. Celtics nie dali sobie odebrać ciężko wywalczonej wygranej.

Cegliński na blogu: Czy Celtics mają MVP?

Najskuteczniejszym zawodnikiem Celtics był właśnie Pierce, który rzucił 19 punktów, choć w trzeciej kwarcie nie oddał ani jednego rzutu. 18 punktów dodał Davis, a 13 Garnett. 33 punkty dla Lakers rzucił Bryant, o którym - nawet pomimo niesamowitych trójek - nie można powiedzieć, że rozegrał świetny mecz. 21 punktów dla gości zdobył Pau Gasol, a 10 dodał Odom.

W rywalizacji do czterech zwycięstw jest remis 2-2. Kolejny mecz w niedzielę w Bostonie - transmisja w Canal+ Sport od 1.50. Spotkanie nr 6 odbędzie się we wtorek w Los Angeles.

Gortat zastanawia się, czy grać w reprezentacji ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.