Rosyjskie miliardy na mistrzostwo NBA

Rosyjski miliarder Michaił Prochorow jest pierwszym człowiekiem spoza USA, który został właścicielem amerykańskiego zawodowego klubu. Najgorszych w NBA New Jersey Nets kupił za 200 mln dolarów i zamierza z nich uczynić potęgę w ciągu pięciu lat. - Ameryko, przybywam w pokoju - mówi Prochorow.

Jak ma zamiar zmienić image Nets, których wstydzili się ostatnio ich właśni kibice? - Gdybym ci powiedział, musiałbym cię zabić - odpowiedział żartem Prochorow na pytanie jednego z reporterów podczas konferencji w Nowym Jorku. Ale dodał: - Trochę szczęścia, trochę pieniędzy i zaraz będziemy na szczycie.

Przeobrażenie Nets (ledwie 12 zwycięstw w 82 meczach tego sezonu) to wyzwanie trudne, ale Prochorow ma najważniejsze narzędzie, czyli ogromne pieniądze. Jego fortunę szacuje się na 14 mld dolarów (niektóre szacunki sięgają nawet 18 mld), co daje 45-letniemu Rosjaninowi 39. miejsce wśród najbogatszych ludzi świata według magazynu "Forbes".

Nikiel, kobiety i złoto

Prochorow zaczynał od sprzedawania dżinsów w latach 80., potem założył z kolegą bank, ale fortunę zbił na handlu niklem - po upadku ZSRR tanio kupował kopalnie i przemysłowe kombinaty, które z zyskiem udało mu się sprzedać przez światowym kryzysem. Założył fundusz inwestycyjny Onexim Group, inwestuje w nanotechnologię.

Przy miliardach rosyjskich biznesmenów często stawia się znak zapytania, jeśli chodzi o ich legalność. Prochorow o udanych transakcjach i zdobytej fortunie mówić nie lubi: - Pytanie się kobiety o jej wiek jest niegrzeczne, ale dociekanie ile ktoś ma pieniędzy jest jeszcze gorsze - powiedział kiedyś Rosjanin.

Poza pieniędzmi Prochorow lubi też sport - jest szefem rosyjskiej federacji biatlonowej, wspierał hokeistów i piłkarzy CSKA Moskwa, budował w tym klubie potęgę koszykarską. Sam mierzy ponad dwa metry wzrostu i grał w koszykówkę w młodości. Teraz częściej jeździ na nartach i uprawia kickboxing.

Do szczęścia Prochorowowi brakuje jednak jeszcze jednego, ponieważ - jak sam mawia - poza biznesem i sportem nie może funkcjonować bez kobiet. Lubi mieć ich wokół siebie wiele i w 2007 roku we francuskim kurorcie Courchevel, gdzie lubi bawić się rosyjska elita, wywołał obyczajowy skandal. Policja nakryła go w hotelowym pokoju z grupą młodych kobiet i oskarżyła o stręczycielstwo.

Prochorow spędził cztery dni w areszcie, ale nie postawiono mu żadnych zarzutów. Kilka miesięcy później okazało się, że afera wyszła na dobre jego fortunie - biznesowy partner Prochorowa Władimir Potanin, który miał polityczne ambicje i chciał unikać problemów, nakłonił wspólnika-skandalistę do wycofania się ze wspólnego biznesu.

Na początku roku Prochorow sprzedał 25 proc. udziałów w spółce Norylski Nikiel. Zarobił na tym 7 mld dolarów. Niecały rok później, kiedy przez świat przetoczył się kryzys finansowy, te same udziały były warte 70 proc. mniej. Pieniądze zainwestował m.in. w kopalnie złota, którego cena niebawem znacznie wzrosła.

Abramowicz NBA?

- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z moim planem, to w przyszłym sezonie zagramy w play-off, a mistrzostwo wygramy w ciągu następnych kilku lat. Maksimum pięciu - mówi Prochorow. Mając na uwadze jego trafione decyzje finansowe można mu wierzyć.

Media już porównują jego osobę z Romanem Abramowiczem, który w 2003 roku kupił piłkarski klub Chelsea Londyn. Po zainwestowaniu kilkuset milionów dolarów drużyna jest aktualnym mistrzem Anglii, należy do najlepszych w Europie.

Europejska piłka nożna to jednak inna bajka niż NBA. Najlepsze kluby Ligi Mistrzów nie są ograniczane przez limity płac, co dotyczy kluby NBA. Liga co roku ustala pułap pensji dla zawodników, po którego przekroczeniu klub musi płacić NBA tzw. podatek od luksusu. W przyszłym sezonie progiem będzie 70 mln dolarów i jeśli ktoś wyda na zawodników 90 mln, to dodatkowe 20 mln zapłaci lidze.

Większość klubów za wszelką cenę chce się zmieścić w limicie, ale te, które mają najbogatszych właścicieli, stać na rozrzutność. W ostatnich latach zdarzało się, że Paul Allen (właściciel Portland Trail Blazers, współzałożyciel Microsoftu,), Mark Cuban (właściciel Dallas Mavericks, dorobił się milionów na biznesach komputerowych), czy koncern Cablevision (właściciel New York Knicks) płacili zawodnikom grubo powyżej 100 mln dolarów rocznie.

Prochorow już zapłacił 200 mln za 80 proc. udziałów w Nets i zgodził się objąć 45 proc. udziałów nowej hali budowanej w nowojorskim Brooklynie, która wyceniana jest na 800 mln dolarów. To właśnie tam docelowo mają grać Nets. Stać go na wyjątkowe wydatki - Rosjanin ma np. luksusowy jacht warty 45 mln dol., z którego rzadko korzysta, bo wpada w chorobę morską.

Jay-Z przekona LeBrona, Michaił pokona Michaela?

Koszykówkę Prochorow jednak kocha, więc dlaczego miałby nie zatrudnić już w najbliższym sezonie najlepszych dostępnych zawodników NBA? 30 czerwca kończą się kontrakty LeBrona Jamesa, Dwyane'a Wade'a i Chrisa Bosha uznawanych za największe gwiazdy młodego pokolenia. Tylko od Prochorowa zależy czy Nets spróbują walczyć o każdego z nich, bo to, że będą starać się o przynajmniej jednego, jest pewne.

W środę Prochorow spotkał się na śniadaniu z burmistrzem Nowego Jorku Michaelem Bloombergiem, ale równie ważnym gościem posiłku był znany rapper Jay-Z - przyjaciel Jamesa i współwłaściciel Nets. Niewykluczone, że taki duet, wielkie pieniądze i bliskość Nowego Jorku przekonają znakomitego koszykarza do wyboru właśnie Nets.

- Jestem przekonany, że potrafię przekonać najlepszych z najlepszych, że Nets to klub, w którym chcą grać - mówi Prochorow. Pytany o Jamesa żartował: - Nie znam takiego nazwiska.

Amerykańskie media zwracają uwagę na luz i dobry angielski 45-letniego Rosjanina. Dziennikarze wynotowują jego żarty: - Czy nazwa Nets wydaje się wam w porządku? Potrzebuję waszej rady - zagajał reporterów. - Może powinienem nazwać klub od imienia swojej dziewczyny? A potem, kiedy będę ją wymieniał na kolejną, znów zmienię nazwę - fantazjował, a tłum wybuchał śmiechem.

Prochorow uczestniczył w środę w losowaniu numerów draftu, czyli kolejności, w jakiej najsłabsze kluby NBA będą wybierać talenty z ligi uniwersyteckiej. Najgorsi w minionym sezonie Nets dostali dopiero nr 3, ale Rosjanin nie wyglądał na załamanego: - Kilkanaście lat temu był pewien zawodnik, który został wybrany z nr. 3, ale poszło mu całkiem dobrze. Nazywał się Michael Jordan, może o nim słyszeliście - mówił Prochorow.

Teraz Jordan - właściciel Charlotte Bobcats - będzie jego rywalem.

Copyright © Agora SA