W poniedziałek o północy polskiego czasu upływał termin, w którym kluby mogły przedłużyć umowę z koszykarzami, którym kończyły się ich debiutanckie, czyli pierwsze, wieloletnie umowy w NBA. W tym gronie znalazł się m.in. Jeremy Sochan. Niespodzianki nie było – Spurs w ostatniej chwili nie dogadali się z 22-latkiem w kwestii nowego kontraktu.
"To może być cios dla Sochana, że nie dostał już teraz przedłużenia umowy. Nie pojawiły się informacje, dlaczego do tego nie doszło, ale powodów może być wiele. Może zespół ma obawy co do jego przeszłości pełnej kontuzji, albo on sam czuje, że w lecie może zarobić więcej" - czytamy w kibicowskim serwisie San Antonio Spurs, Pounding the Rock.
Zacznijmy od konkretów: Sochan lada dzień rozpocznie swój czwarty sezon na parkietach NBA. Gdy w 2022 roku Spurs wybrali go z numerem dziewiątym draftu, podpisali z nim właśnie czteroletnią umowę, ale klub zastrzegł sobie, że po dwóch latach będzie mógł podjąć decyzję, czy chce się związać na kolejne dwa.
Przed sezonem 2024/25 obyło się bez niespodzianki i Spurs zdecydowali się na kolejne dwa lata współpracy, widząc w Sochanie gracza perspektywicznego. A to oznacza, że w zaczynającym się właśnie sezonie 22-letni skrzydłowy ma gwarantowane miejsce w zespole i gwarantowane pieniądze.
Na dodatek niemałe – Polak za najbliższe rozgrywki zarobi siedem milionów dolarów. A to oznacza, że w czasie czteroletniej umowy ze Spurs zarobi łącznie 23 mln dol. Pytanie brzmi jednak: co dalej?
Data 20 października była w tej historii już tylko symboliczna, bo Spurs w ostatniej chwili nie zaoferowali Sochanowi nowego kontraktu. Albo Polak odrzucił – być może zbyt niską jego zdaniem – umowę. Co nie znaczy, że Sochan nie zostanie w Spurs na kolejne lata. Choć to będzie coraz trudniejsze.
Po sezonie Sochan otrzyma bowiem status tzw. zastrzeżonego wolnego agenta. Czyli będzie mógł przyjąć ofertę z dowolnego klubu. Tyle że Spurs – o ile będą mieli takie życzenie – mogą tę ofertę wyrównać i w ten sposób zatrzymać Polaka u siebie.
Jest to więc typowe testowanie rynku. Jeśli na usługi Sochana nie będzie wielu chętnych, wtedy Spurs – wobec braku konkurencyjnych ofert – nie będą czuli się w obowiązku oferować mu potężnego kontraktu.
A jeśli jednak jakiś klub zaoferuje mu duże pieniądze, wtedy klub z Teksasu będzie mógł się zastanowić – czy jednak wyrównać ofertę, czy uznać, że stawka jest za wysoka i puszczą Polaka wolno. "To nie znaczy, że dni Sochana są policzone. Oznacza to, że priorytety Spurs są gdzie indziej" - pisze Hector Ledesma z serwisu Clutch Points.
Jeszcze niedawno wydawało się, że Polak zasługuje na kontrakt opiewający na kwotę ok. 80 mln dol. za cztery lata gry. Ale ostatni rok pokrzyżował te plany – Polak znowu zmagał się z urazami, zagrał tylko 54 z 82 meczów i nie wykonał wyraźnego postępu w swojej grze.
"Sochan to znakomity obrońca, ale jego gra w ataku pozostawia wiele do życzenia. A dodatkowo stracił miejsce w wyjściowym składzie i teraz jego przyszłość stoi pod znakiem zapytania, ale w tym sezonie może to naprawić" - pisze Jahlil Williams w serwisie Air Alamo.
Eksperci z USA zwracają uwagę, że Sochan sporo zmaga się z kontuzjami – w pierwszym sezonie opuścił 26 spotkań, w drugim osiem, a w trzecim - 28. Dodatkowo nie mógł powalczyć o wyższą wartość kontraktu podczas niedawnego EuroBasketu. Właśnie z powodu kolejnego urazu.
Widać, że Polak na przekroju lat pracował nad skutecznością (31 proc. celności rzutów za trzy w ostatnim sezonie względem 25 proc. w debiutanckich rozgrywkach oraz 53 proc. skuteczności z gry względem 45 w premierowym sezonie), co długo było jego największą bolączką. Z drugiej jednak strony Sochan w ostatnim sezonie zdobywał średnio tylko 11,4 punktu na mecz (sezon wcześniej 11,6), a trenerzy ograniczali jego minuty na boisku – ich liczba spadła z 30 do 25 rok do roku.
"Gdyby Sochan pozostał w pierwszym składzie, Spurs mogliby mu zaoferować 20-25 mln dol. rocznie, ale teraz Polak wchodzi z ławki rezerwowych. Mówimy teraz o kwocie rzędu 15 mln dol. i to może być problem. Keldon Johnson zarabia 17,5 miliona. Ale był w pierwszym składzie, kiedy dostał ofertę, a w swoim trzecim sezonie notował średnio 17 punktów na mecz. Dlatego, mimo że obrona Sochana jest ważna, nie jest ona tak samo ceniona jak zdobywanie punktów przez Johnsona" - dodaje Williams.
W negocjacjach nie pomaga także fakt, że Spurs pomału budują zespół, który ma wygrywać tu i teraz. Zatrudnili De’Arona Foxa i podpisali z nim czteroletnią umowę wartą 229 mln dolarów. A już niedługo będą musieli wyłożyć pieniądze na maksymalny kontrakt dla swojej gwiazdy – Victora Wembanyamy.
Amerykańscy dziennikarze piszący o Spurs twierdzą, że władze wciąż wierzą w talent Sochana. I liczą, że w tym sezonie poczyni on na tyle duży postęp, że bez żalu zaoferują mu nowy, czteroletni kontrakt, wart 80 mln dol.
Ale NBA to przede wszystkim biznes. I każda ze stron dba najpierw o swój interes. Dlatego Spurs wolą poczekać do lata. Po pierwsze – aby pozwolić Sochanowi udowodnić na parkiecie, że zasługuje na spore pieniądze. A po drugie – aby sprawdzić, czy kluby z NBA wykażą nim zainteresowanie.
Sochan z powodu drobnej kontuzji nadgarstka będzie pauzował w dwóch pierwszych meczach nowego sezonu, ale już niedługo będzie miał okazję dostarczyć działaczom klubu na tyle dużo argumentów, by nie pożałowali na jego nową umowę.
A to oznaczać będzie dobre wieści także dla nas – w końcu doczekamy się na parkietach NBA nie tylko prospektu, obietnicy gracza dużego kalibru, ale pełnowymiarowej gwiazdy najlepszej ligi świata.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!