W USA ostrzegają przed Sochanem. Powstała specjalna instrukcja obsługi

Łukasz Cegliński
"Nie pozwól, żeby ten facet cię dopadł" - taką wskazówkę dotyczącą Jeremiego Sochana dał ostatnio swoim koszykarzom trener jednego z przeciwników. I nic dziwnego - 21-letni skrzydłowy wyrasta na czołowego obrońcę ligi, potrafi zaleźć rywalom za skórę. Reprezentant Polski coraz bardziej przypomina Dennisa Rodmana i gra swój najlepszy sezon w NBA.

"Zielony potwór", bo tak zdarza się amerykańskim komentatorom nazwać Polaka ze względu na fosforyzujący kolor czupryny, w czwartek rozegrał jeden z najlepszych meczów w tym sezonie: zdobył 20 punktów, miał osiem zbiórek, cztery asysty, dwa bloki i przechwyt. A co najważniejsze – San Antonio Spurs pokonali solidnych Atlanta Hawks 133:126 po dogrywce. Sochan zagrał przez 42 minuty, najwięcej w zespole, i dla rywali znów był jak wredny, filmowy potwór Grinch, który chce wszystkim zepsuć święta.

Zobacz wideo Kosecki o obrazkach w mediach z szatni piłkarskiej: To wszystko jest tak udawane i klejone

Spurs humory mają dobre – wygrali cztery z pięciu ostatnich spotkań, mają bilans 15-13 i na początku sezonu są w grze o play-off na zachodzie NBA. A Sochan gra najlepiej w swojej krótkiej karierze: jego średnie 14,7 punktu i 8,3 zbiórki na mecz oraz 52 proc. skuteczności z gry, to najlepsze wyniki od kiedy w 2022 roku trafił do NBA. W trzecim sezonie w Spurs Polak odnalazł swoje miejsce i rolę na boisku, czuje się w niej wyśmienicie.

Pierwsze dwa sezony u legendarnego trenera Gregga Popovicha były czasem poszukiwań. W San Antonio zmieniały się skład i hierarchia na boisku, a w związku z tym zmieniał się pomysł na Sochana. Na początku poprzedniego sezonu Polak był nawet rozgrywającym, ale w tym eksperymencie czuł się źle, o czym wielokrotnie wspominał. Teraz grę Spurs prowadzi weteran Chris Paul, jeden z najlepszych rozgrywających NBA w historii, a filarem zespołu jest świetny młody Francuz Victor Wembanyama. Sochan, jako wysoki skrzydłowy, korzysta na współpracy z jednym i drugim. – Jest ważną częścią naszego silnika, lubię z nim grać. Wie, w którym miejscu trzeba być, by złapać piłkę, wie, jak się uwolnić – mówi o Polaku "Wemby".

Ofensywna gra Sochana w tym sezonie się zmieniła, mierzący 203 cm wzrostu skrzydłowy zbliżył się do kosza. Rzadziej rzuca z dystansu, częściej walczy w polu trzech sekund, przepycha się z rywalami, kończy akcje wsadami. Ma średnio aż 3,1 zbiórki ofensywnej na mecz, co daje mu miejsce w ligowej czołówce, ale punktuje też po wbiegnięciach i dobrych podaniach, głównie od Paula. Zresztą 39-letni rozgrywający nie tylko dostarcza Sochanowi piłki, daje mu także porady. – Powtarzam Jeremiemu, że prawdopodobnie w końcu zmęczy się tym moim gadaniem przez cały mecz. Ale czuję, że mam trochę wiedzy o tym, co działa. Nawet całkiem sporo, dlatego się nią dzielę – mówił niedawno Paul, którego rola zdecydowanie wykracza poza 9,7 punktu i 8,4 asysty, które daje drużynie. On i 32-letni Harrison Barnes, który także dołączył do zespołu przed sezonem, dla młodych graczy Spurs są nieocenionymi mentorami.

Sochan pobłyskuje w ataku, ale zdecydowanie więcej mówi się o jego obronie, która jest jego wizytówką. Skrzydłowy Spurs często pilnuje najgroźniejszego gracza rywali – stawał już naprzeciw LeBronowi Jamesowi, Luce Donciciowi czy Kevinowi Durantowi. I nawet jeśli czasem dostawał od nich lekcje, to jednocześnie często jest chwalony. Za dobre ustawianie się na boisku, za nieustępliwość, za agresję. W koszykówce często mówi się, że aby dobrze bronić, to trzeba przede wszystkim chcieć i Sochan chce. Defensywę, przeszkadzanie przeciwnikowi, on wręcz lubi.

Ale mało tego, on w tej obronie jest natarczywy. Fizycznie i mentalnie. Wchodzi rywalom za skórę, wchodzi im do głowy. Prowokuje. Dziennikarze dostrzegli ostatnio w szatni Portland Trail Blazers krótką instrukcję dotyczącą Sochana: "Nie pozwól, żeby ten facet cię dopadł" - napisał swoim graczom trener Chauncey Billups. Kontekst jest oczywisty – jak pozwolisz Sochanowi, by zamącił ci w głowie, to zapomnisz, o co chodzi w grze w koszykówkę.

I tu ponownie pojawiają się porównania do Dennisa Rodmana, legendarnego wręcz "Robaka", specjalisty od zbiórek i obrony z mistrzowskich Detroit Pistons i Chicago Bulls z lat 90. Kolorowe włosy, zamiłowanie do obrony i brudnej roboty, numer 10 na koszulce Spurs, przepychanki, prowokacje, trash talking, niecenzuralne słowa przed kamerami – to były znaki rozpoznawcze Rodmana, to są znaki rozpoznawcze Sochana.

- Nie mam problemu z tymi porównaniami, Rodman był wielkim graczem, legendą, więc jeśli ktoś mówi o mnie w jego kontekście, to jest to fajne – mówił Sport.pl Polak podczas pierwszego sezonu gry w NBA. - Myślę, że w naszej grze są podobieństwa – staram się być twardy, agresywny, grać z poświęceniem. Ale z drugiej strony nie chcę być taki jak on, chcę iść swoją drogą, być sobą. Robię swoje.

Robi swoje i jest w tym naturalny. Amerykańscy dziennikarze przywołali określenia i słowa, którymi określał Sochana wspomniany Billups. – To prowokator. Dobry w tym, co robi – mówił o Polaku były mistrz NBA z Pistons, znany z twardej gry. – O, fajne – zareagował Sochan. – Dobrze to słyszeć od trenera, który był graczem agresywnym w obronie, który czerpał dumę z defensywy. Ale to nie ma znaczenia, ja po prostu będą sobą w każdym kolejnym meczu.

Sochan dodał też, że zauważa, jak potrafi zmienić się przebieg meczu, jeśli uda mu się wybić z rytmu swojego rywala. – Wszyscy to mówią: moi trenerzy, moi koledzy. Zdecydowanie to czuć, było wiele takich momentów. Śmieszne jest to, że ja nie robię tego specjalnie, to przychodzi naturalnie. To nie jest tak, że staram się być dupkiem. Jestem po prostu sobą. Niektórym się to nie podoba, ale jest jak jest.

Wokół Sochana generalnie jest dobrze. Koszykarzowi w utrzymaniu dobrej formy nie przeszkodził złamany kciuk i miesięczna przerwa. Wrócił do zespołu na początku grudnia i gra tak, jakby go nie opuszczał. Najlepiej w karierze.

Więcej o: