Mecz się ledwie rozpoczął, Spurs prowadzili 5:3 po trafieniu Victora Wembanyamy, gdy nagle Francuz zaczął coś pokazywać na parkiecie, a sędziowie przerwali mecz. Na trybunach zapanowało poruszenie, a na boisko wpadł Kojot, miejscowa maskotka, w przebraniu Batmana i ze specjalną siatką. Zaczęło się polowanie na zabłąkanego nietoperza, a realizator transmisji szybko pokazał siedzącego na trybunach Manu Ginobilego. Były znakomity gracz Spurs pamiętany jest z nieprawdopodobnych akcji, ale także strącenia nietoperza latającego nad parkietem. Tym razem pomoc Argentyńczyka nie była potrzebna, choć Kojot męczył się dobre dwie minuty, zanim złapał zagubione zwierzę.
Z emocji z pierwszej kwarty przeskoczmy jednak szybko do ostatniej, bo to wtedy działo się najwięcej. Czwarta część gry zaczęła się od prowadzenia gości - było 90:80 dla Timberwolves, drugiego najlepszego zespołu na zachodzie NBA. Spurs, dla odmiany najgorszy zespół tej części ligi, zaczęli jednak od zrywu 13:2 i już w połowie czwartej kwarty mecz stał się szalenie wyrównany. Właśnie wtedy wkroczył do gry Jeremy Sochan.
20-letni skrzydłowy dzień wcześniej rozegrał jeden z najlepszych meczów w karierze - w wygranym meczu z Portland Trail Blazers zdobył 31 punktów, zaliczył 14 zbiórek, miał 4/7 w rzutach za trzy. Przeciwko Timberwolves długo był zupełnie niewidoczny, najciekawszym wydarzeniem z nim związanym była reprymenda od trenera Gregga Popovicha, który był bardzo niezadowolony, gdy Polak nie znalazł się w obronie na czas przy Karlu-Anthonym Townsie, a ten trafił za trzy.
Ale od wyniku 95:93 dla gości Sochan przejął na moment kontrolę nad grą. Tak, jakby przez cały mecz czekał na ważny moment. Najpierw trafił jeden z dwóch rzutów wolnych, a potem zagrał tyłem do kosza i trafił ponad Kyle'em Andersonem.
W kolejnej akcji Sochan poderwał kibiców z siedzeń - odważnie zaatakował gwiazdę rywali Anthony'ego Edwardsa, ale nagle się zatrzymał i wyciągając rękę z piłką, nabrał przeciwnika na zwód. Edwards wyskoczył w drugą stronę, podczas gdy Sochan spokojnie się obrócił i trafił do kosza na 98:95.
Ale to nie był koniec punktowej serii Sochana. Po przerwie dla rywali skrzydłowy Spurs dorzucił kolejne dwa punkty - tym razem zagrał jeden na jednego z Townsem, podkoszową gwiazdą Timberwolves. Oddał rzut półhakiem, którego nie sięgnął także skaczący do bloku, mierzący 213 cm wzrostu Rudy Gobert. - Klasa światowa! Piękny obrót, idealny rzut nad wysokimi rywalami - zachwycał się ekspert lokalnej telewizji, były gracz Spurs Sean Elliott. Po tym zagraniu Sochana gospodarze prowadzili 100:97.
- Nie zaplanowałem tych akcji, nie powiedziałem mu, że ma zrobić to i to w taki i taki sposób. On to po prostu zrobił, on tak gra. Gracze grali, ja oglądałem - komentował ostatnie akcje Sochana tuż po meczu Gregg Popovich.
W całym spotkaniu Sochan zdobył 13 punktów, miał cztery zbiórki i dwie asysty. Trafił pięć z dziewięciu rzutów, grał 31 minut. I był na spotkaniu w ostatnich sekundach, gdy decydował się wynik. Spurs prowadzili 112:107, ale znakomity Edwards wyrównał. Keldon Johnson wykorzystał jeden z dwóch wolnych i na dziewięć sekund przed końcem było 113:112 dla gospodarzy.
I tak już zostało, bo ostatnią akcję Edwards i Towns pokpili. Zaczęli ją za daleko od kosza, zagrali zbyt wolno, Johnson i Sochan przeszkodzili Edwardsowi, Towns oddawał rzut z zachwianej pozycji. I druga z rzędu wygrana Spurs stała się faktem. Devin Vassell zdobył dla nich 25 punktów, miał cztery zbiórki i pięć asyst, a Victor Wembanyama uzyskał odpowiednio 23, 10 i sześć.
Koszykarze z San Antonio poprawili swój bilans na 10-36 i choć wciąż są trzecim najgorszym zespołem NBA, to w ich grze widać postęp - Spurs wygrali cztery z ostatnich 10 spotkań, a w poniedziałek zmierzą się u siebie z Washington Wizards, którzy mają bilans 8-37 i są jednym z dwóch zespołów gorszych od Sochana i spółki. Gdyby Spurs znów udało się wygrać, zaliczyliby pierwszą serię trzech zwycięstw w tym sezonie.