To mógł być jeden z najlepszych meczów Sochana w tym sezonie, gdyby nie jedno

Łukasz Cegliński
Gdyby nie proste straty, pisalibyśmy o jednym z najlepszych meczów Jeremiego Sochana w tym sezonie NBA. Polak był jednym z wyróżniających się graczy San Antonio Spurs, ale też kilka razy odbił się od najlepszej obrony ligi, którą prezentują w tym sezonie Minnesota Timberwolves. Spurs walczyli do końca, ale ulegli im 110:117 na własnym parkiecie.

Jeremy Sochan zaczął piątkowy mecz bardzo dobrze - szybko zdobył cztery punkty, a Spurs objęli prowadzenie 11:4. Ale jeszcze szybciej 20-letni Polak zaczął popełniać straty - w czwartej minucie w ciągu 19 sekund zaliczył błąd kroków przy wyprowadzaniu piłki oraz błąd podwójnego kozłowania, gdy wycofywał się z próby podania. I można powiedzieć, że tak wyglądał jego występ z Timberwolves - lepszych momentów było więcej, ale przedzielały je proste błędy.

Zobacz wideo Nowa rola Sochana w San Antonio. "Bardzo poważny eksperyment"

Ale to nic dziwnego - Sochan od początku sezonu próbuje odnaleźć się w nowej roli, którą powierzył mu trener Gregg Popovich. Dotychczas grał jako skrzydłowy, a teraz jest pierwszopiątkowym rozgrywającym, który często ma piłkę w rękach - odpowiada za regulowanie tempa gry, inicjowanie akcji, rozpoczynanie ich pierwszym podaniem lub decyzją o wejściu pod kosz. Wychodzi mu to różnie, przy wzroście 203 cm brakuje mu dobrego opanowania piłki i naturalnych ruchów rozgrywającego, choć nadrabia to skłonnością do zespołowej gry i stara się wykorzystywać przewagę wzrostu nad rywalami.

W meczu z Wolves kilkakrotnie to się Sochanowi udało, jego linijka statystyczna wygląda bardzo dobrze: 14 punktów, siedem zbiórek, pięć asyst, trzy przechwyty. A to wszystko w ciągu 30 minut gry, najwięcej w tym sezonie, jak w meczu w Phoenix 1 listopada. Ale dorobek z piątkowego meczu wyglądałby jeszcze lepiej, gdyby nie aż sześć strat.

To najgorszy wynik w tym meczu, najgorszy Sochana w tym sezonie i drugi najgorszy w karierze - w poprzednich, swoich debiutanckich rozgrywkach w NBA, Polak popełnił siedem strat w meczu przeciwko Los Angeles Clippers. W całym poprzednim sezonie Sochan miał ich średnio 1,7, na początku obecnych rozgrywek ten wskaźnik wzrósł do 2,3.

Ale jeśli mowa o rosnących wskaźnikach - w drugim meczu z rzędu w górę idzie skuteczność rzutów Sochana. W środę w Nowym Jorku, gdzie zdobył rekordowe w tym sezonie 16 punktów, miał 7/12, przeciwko Wolves zaliczył 6/11 - trafił m.in. jedyną wykonywaną trójkę, a do tego miał 1/2 z linii. W skali sezonu skuteczność Polaka z gry wzrosła do 44 proc.

Z meczu na mecz maleje za to odsetek zwycięstw Spurs - porażka 110:117 z Timberwolves była ich czwartą z rzędu, bilans koszykarzy z San Antonio to 3-6. Piątkowy rywal zmierza za to w górę tabeli. Wygrał piąte spotkanie z rzędu, ma bilans 6-2.

Spurs mecz z Wolves zaczęli dobrze. Skuteczny był Devin Vassell, nieźle prezentował się Victor Wembanyama, gospodarze przez kilkanaście minut byli na prowadzeniu - wygrywali nawet 34:24. Ale potem górę wzięły gwiazdy gości - Karl-Anthony Towns oraz Anthony Edwards. Pierwszy zdobył 29, drugi dodał 28 punktów, momentami obaj byli nie do zatrzymania dla graczy Spurs.

Timberwolves odskoczyli w trzeciej kwarcie, kiedy do skutecznego ataku dołożyli świetną obronę, która na początku rozgrywek jest najlepsza w całej NBA. Nacisk na graczy z piłką, przechwytywanie lub podbijanie podań, przeszkadzanie w rzutach i kontrolowanie walki o zbiórki dały im kilkanaście punktów przewagi i względny spokój, jeśli chodzi o wynik.

Względny, bo w czwartej kwarcie Spurs nagle zaczęli gonić. Rozkręcali się Vassell i Wembanyama, który tradycyjnie pokazał kilka efektownych akcji, m.in. dwa wsady z powietrza w kontrze, i cztery minuty przed końcem gospodarze zbliżyli się na 96:102. W ważnym momencie trafił jednak Edwards i goście zyskali chwilę oddechu. Jak się okazało - już do końca spotkania.

Vassell i Wembanyama zdobyli dla Spurs po 29 punktów. Pierwszy trafił sześć trójek, drugi zagrał bardzo wszechstronnie - miał dziewięć zbiórek, cztery asysty i cztery bloki. 19-letni Francuz, numer 1 tegorocznego draftu do NBA, w meczu z Timberwolves miał okazję po raz pierwszy zagrać przeciwko swojemu rodakowi, Rudy'emu Gobertowi. Kilka lat temu sieć obiegły filmiki z treningowych gierek młodziutkiego "Wemby'ego" z uznanym już starszym kolegą, swego czasu najlepszym obrońcą NBA, teraz obaj rywalizowali na poważnie. Wembanyamie udało się Goberta zablokować, ale środkowy gości też zagrał nieźle - do 11 punktów dodał 10 zbiórek, z czego aż cztery w ataku. A po meczu francuscy środkowi wymienili się koszulkami.

Więcej o: