W trakcie pięciu meczów, które w tym sezonie rozegrali San Antonio Spurs, Victor Wembanyama pokazał już cały repertuar swoich zagrań - tak szeroki, jak wielki jest zasięg jego ramion. Mierzący 224 cm wzrostu, wciąż ledwie 19-letni Francuz z meczu na mecz coraz częściej wywołuje ochy i achy wśród kibiców, komentatorów, ekspertów, a nawet rywali z boiska. – Niewiarygodny talent – powiedział strzelec Phoenix Suns Devin Booker po tym, jak Wembanyama rzucił jego drużynie 38 punktów i poprowadził Spurs do wygranej 132:121.
W czwartek w Phoenix "Wemby" pokazał efektowne wsady w kontrze i w ataku pozycyjnym. Celne trójki, które wypracowywał sobie, kozłując i zwodząc rywali balansem ciała. Rzuty sytuacyjne, zawijasy z linii końcowej i lekkie zbicia piłki w obręcz, gdy koledzy podawali piłki lobem. Trafił 15 z 26 rzutów, w końcówce, gdy rozstrzygał się wynik spotkania, zdobył 12 z 16 punktów zespołu, w ostatnich minutach dominował.
I choć rozegrał dopiero pięć meczów, to można powiedzieć, że Wembanyama dominował w czwartej kwarcie jak zwykle, bo okazuje się, że na starcie sezonu nastolatek jest najbardziej efektywnym strzelcem całej ligi w końcówkach spotkań. Trafił w nich 15 z 19 rzutów, a więc doskonałe 79 proc. – najwięcej ze 117 graczy NBA, którzy oddali przynajmniej 10 rzutów w ostatnich 12 minutach. Waga jego punktów jest tym większa, że w czterech z pięciu meczów Spurs wynik decydował się w ostatnich minutach.
Statystycy wyliczyli też, że Wembanyama został trzecim nastolatkiem w historii ligi, który rzucił przynajmniej 35 punktów, miał 10 zbiórek i dwa bloki w jednym meczu. Jego poprzednicy? LeBron James i Kevin Durant, czyli koszykarze wybitni, jedni z najlepszych w historii ligi.
Idźmy dalej, bo to nie koniec wyjątkowych osiągnięć – Wembanyama jest pierwszym debiutantem od Shaquille’a O’Neala w 1992 roku, który w swoich pierwszych pięciu meczach dobił do 85 punktów, zebrał 35 piłek i zablokował 10 rzutów. Jego obecnie średnie to 20,6 punktu, 8,0 zbiórki oraz 2,2 bloku.
Jak Francuz komentuje te wyliczenia i statystyki? – One tylko sprawiają, że chcę dojść jeszcze wyżej i pobić wszystkie te rekordy – powiedział Wembanyama po meczu w Phoenix. Ale nie były to słowa buńczuczne - nastolatek od początku swojej obecności w USA daje się poznać jako pewny siebie, ale zarazem pokorny i twardo stąpający po ziemi człowiek.
A patrząc na to, jak szybko odnalazł się na amerykańskich parkietach i w towarzyszącym mu medialnym cyrku, to bicie kolejnych rekordów jest niewykluczone. A nawet bardzo prawdopodobne. Wembanyamie zdarza się oczywiście spóźnić w obronie, niedokładnie podać lub spudłować kilka rzutów z rzędu, ale jego zalety przewyższają niedostatki, a wpływ na grę bywa większy niż statystyki.
Szczególnie widać to w obronie, w której Wembanyama straszy rywali właściwie w każdym miejscu boiska – czy to pod koszem, czy na obwodzie. Zdarzają mu się bloki bez odrywania stóp od parkietu, a jego zasięg ramion jest tak wielki, że wybiegając z pola trzech sekund, Francuz może zablokować lub choćby musnąć piłkę wyrzucaną przez rywala zza linii trójek. To w NBA coś nowego, w ten sposób w defensywie nikt jeszcze nigdy nie grał.
Ale nawet jak Wembanyama rzutów nie blokuje, to i tak ma wpływ na grę przeciwników. Wysokim, jak choćby mierzącemu 211 cm wzrostu Jusufowi Nurkiciowi w czwartek, zdarza się rezygnować z rzutu spod kosza, gdy obok stoi "Wemby". Strzelcy, nawet tacy jak Durant, potrzebują dodatkowego kozła w tył, by znaleźć pozycję do rzutu. Ci, którzy się zapomną, mogą nadziać się na blok.
Mecz po meczu Francuza komplementują eksperci i chwalą kolejni rywale. Ci ostatni często mówią o tym, że muszą się nauczyć, jak przeciwko niemu grać – w ataku, ale i w obronie. Jedno i drugie nie będzie łatwe, niektórych akcji Wembanyamy nie sposób przecież zatrzymać.
"Wemby", mimo że jest drugim najwyższym graczem NBA po Bobanie Marjanoviciu z Houston Rockets, wcale nie gra jako środkowy. Trener Gregg Popovich ustawia go jako wysokiego skrzydłowego, choć w taktyce Spurs, która opiera się na wymienności pozycji, trudno jednoznacznie przypisać graczy do konkretnych pozycji. Ale tak czy inaczej – Wembanyamę pilnują zwykle rywale o kilkanaście centymetrów niżsi.
I niewiele mogą poradzić, gdy ten rzuca za trzy lub z półdystansu. Wyciągnięta ręka przeciwnika Wembanyamie nie przeszkadza, on momentami gra na innym piętrze. A im bliżej kosza, tym wyższym.
Obwodowi koszykarze Spurs dopiero się tego uczą, ale coraz częściej zdarza im się posyłać w okolice obręczy podania lobem, które w przypadku innych graczy byłyby nie do złapania. A Wembanyama je łapie i zamienia na punkty. I to niezależnie od tego, czy jest akurat ustawiony bokiem lub tyłem do obręczy. Czasem kończy takie akcje wsadem, czasem rzutem, a czasem lekkim dotknięciem piłki, które kieruje ją do obręczy.
Akcje Wembanyamy są po prostu zjawiskowe, nie brak opinii mówiących o tym, że Francuz – wykorzystując swój talent i warunki fizyczne – zmienia wymiar koszykówki, jak nikt w trakcie jej 130-letniej historii. Być może jest to przesada, jeśli przypomnimy sobie, co w latach 60. i 70. XX wieku robili Wilt Chamberlain, Bill Russell czy Kareem Abdul-Jabbar, ale samo wymienianie nazwiska Wembanyamy w tym gronie mówi wiele.
- On wykreuje sobie własną ścieżkę, będzie zupełnie innym graczem niż ktokolwiek, kto grał w koszykówkę - stwierdził w czwartek Durant, zapytany o to, czy Wembanyama przypomina mu wyższą wersję samego siebie. Rok temu LeBron James poszedł krok dalej - po obejrzeniu dwóch pokazowych meczów francuskiej drużyny "Wemby'ego" w USA, nazwał nastolatka kosmitą.
Co będzie dalej na koszykarskiej planecie Ziemia? Francuz będzie nabierał doświadczenia i mięśni, ale zapewne dopadnie go zmęczenie rozciągniętym na 82 mecze sezonem, a i rywale w końcu nauczą się przeciwko niemu grać. Z drugiej strony – Spurs w coraz większym stopniu będą wykorzystywać jego atuty, stopień zgrania drużyny będzie coraz wyższy. Na razie zespół z San Antonio ma dobry bilans 3-2, Wembanyama jest na ustach wszystkich, a kolejne dni, tygodnie i miesiące zapowiadają się ekscytująco.