Ależ to była czwarta kwarta! Na jej początku 103:89 prowadzili Spurs, ale znakomity Devin Booker, gwiazdor Suns wracający po kilkumeczowej nieobecności, właściwie samodzielnie odrobił większość strat, prowadzenie gości topniało w oczach. Było 108:111 po kontrze gospodarzy, chwilę po tym, jak Kevin Durant zablokował Jeremiego Sochana, a potem 113:114, gdy Durant trafił za trzy sprzed twarzy Polaka. Sochan szybko odegrał się efektowną akcją pod koszem, ale Keita Bates-Diop doprowadził do remisu 116:116 na niespełna cztery i pół minuty przed końcem.
I umówmy się - wszyscy spodziewali się w tym momencie zwycięstwa Suns. Gospodarze byli rozpędzeni, odrobili 27 punktów straty z drugiej kwarty, mieli na boisku Bookera i Duranta, gwiazdy NBA w dużym gazie, obok siebie rozemocjonowaną i pobudzoną publiczność, a naprzeciw - najmłodszy zespół ligi, który właśnie zmarnował prowadzenie.
Zmarnował, ale się nie poddał. No i też miał swoją gwiazdę - Victora Wembanyamę. 19-letni debiutant z Francji, mierzący 224 cm wzrostu wybryk natury, tym meczem potwierdził, że NBA podbijał będzie szybko. A właściwie, to już zaczął. Właśnie w czwartek, właśnie w Phoenix.
Przy wyniku 116:116 "Wemby" zdobył pięć punktów w minutę, po nim do kosza trafił Zach Collins, a pod własną obręczą Sochan zablokował Bookera. I wtedy Wembanyama wbił dwa gwoździe do trumny Suns - najpierw trafił za trzy, a chwilę później za dwa po podaniu Sochana. Do końca pozostawało półtorej minuty, Spurs prowadzili 128:116, a Wembanyama miał 38 punktów i 10 zbiórek. Francuz rozegrał mecz wielki - najpierw były wsady, trójki i piłki wrzucane do obręczy z powietrza po podaniach nad kosz, a na koniec te 10 punktów w absolutnie najważniejszym momencie spotkania. Jego Spurs wygrali ostatecznie 132:121 i poprawili bilans początku sezonu na 3-2.
Wembanyama grał 34 minuty - miał 15/26 z gry, w tym 3/6 za trzy, do tego dodał 5/6 z wolnych. Poza wieloma punktami i zbiórkami miał też dwie asysty, dwa bloki i przechwyt. Był największą gwiazdą meczu, a przecież po drugiej stronie świetnie grali momentami Booker (31 punktów, 10/19 z gry) oraz Durant (28, 10/15).
Ale nie tylko "Wemby" błyszczał w zespole Spurs, właściwie każdy gracz wniósł wiele pozytywnego. 19 punktów, osiem zbiórek i cztery asysty zdobył Collins, 17 punktów dodał Devin Vassell - wszystkie w pierwszej połowie, bo w drugiej nie zagrał ze względu na uraz. 14 punktów, pięć zbiórek i dziewięć asyst miał z kolei Sochan.
20-letni Polak rozegrał najlepszy mecz w tym sezonie. Od pierwszych akcji był aktywny i odważniejszy w atakowaniu strefy podkoszowej niż w poprzednich spotkaniach. Z tych ataków brały się punkty lub asysty, a nawet, jeśli w danej akcji Sochan nie zapisywał się w statystykach, to po prostu mądrze poruszał się z piłką i podawał ją tam, gdzie wymagała tego sytuacja.
Warto też dodać, że Polak popełnił tylko jedną stratę - w drugiej minucie spotkania zgubił piłkę w kontrze, potem grał już bezbłędnie. Miał dobre 7/13 z gry, na parkiecie spędził 26 minut i przez większość tego czasu grał w obronie przeciwko gwiazdom - Durantowi i Bookerowi. Z różnym skutkiem, ale zwykle z dużym poświęceniem.
Spurs, którzy dwa dni wcześniej przegrywali w Phoenix 20 punktami w trzeciej kwarcie, ale wygrali 115:114 po imponującym finiszu, w czwartek zaczęli tak, jakby właśnie kończyli to poprzednie spotkanie. Błyskawicznie wyszli na prowadzenie, od początku grali szybko i zespołowo. Sochan miał efektowną asystę przy wsadzie z kontry Wembanyamy, potem dograł do Vassella przy jego celnej trójce – Spurs prowadzili wówczas 13:0.
I dopiero się rozpędzali – seria świetnych zagrań i kolejnych trójek pod koniec pierwszej kwarty dała im prowadzenie 39:18, Suns, a nawet całe Phoenix, znów było w szoku.
W drugiej kwarcie Spurs szybko powiększyli przewagę po kontratakach, a kiedy Wembanyama trafił po tym, jak piłka kilkakrotnie odbiła się od obręczy i goście wygrywali 53:28, kibice gospodarzy zaczęli buczeć. Chwilę później kolejne punkty zdobył Sochan i Spurs mieli aż 27 punktów przewagi, najwięcej w meczu. Suns odrobili część strat, ale tuż przed przerwą dwie trójki trafił Wembanyama i do przerwy było 75:55 dla Spurs.
Na drugą połowę goście wyszli bez Vassella, który doznał urazu, ale akurat aktywny i skuteczny był Sochan, koszykarze z San Antonio podwyższyli prowadzenie do 82:58. Ale od tego momentu, od początku trzeciej kwarty, ich przewaga zaczęła topnieć. Powoli, ale stale. Po 36 minutach było już tylko 103:89, bo swój show rozpoczął Booker.
Znakomity strzelec Suns wrócił na parkiet po kilkumeczowej nieobecności spowodowanej urazem i rozkręcał się powoli, ale w końcu w drugiej połowie zaczął grać tak, jak na gwiazdę przystało. Sochan momentami dwoił się i troił przy Bookerze, próbował wytrącić go z rytmu, ale nic nie osiągnął. Gwiazdor Suns przywrócił swój zespół do gry o zwycięstwo.
Początek czwartej kwarty gospodarze wygrali 27:13, doprowadzili do remisu 116:116. Ale końcówka to wspomniany popis Spurs, którzy ostatnie cztery i pół minuty wygrali 16:5! Dzięki temu mają bilans 3-2, co jest niespodziewanie dobrym wynikiem biorąc pod uwagę klasę ostatnich rywali oraz fakt, że trzy z pięciu spotkań Spurs rozegrali na wyjeździe. Teraz wracają do San Antonio, w niedzielę zmierzą się u siebie z Toronto Raptors (2-4).