- Żenię się z Lakers i każdy, kto chce być ze mną, musi się także z nimi ożenić! - wykrzykuje Magic w trzecim odcinku drugiego sezonu serialu "Lakers: Dynastia zwycięzców". Wykrzykuje to rozmawiając z Cookie - wówczas byłą dziewczyną, ale później żoną. I nieistotne, czy tak było rzeczywiście, czy to tylko cytat wymyślony na potrzeby serialu - grunt, że podpisując kontrakt Johnson, rzeczywiście złożył deklarację w stylu "i nie opuszczę cię aż do śmierci".
Serial o Lakers, o którym pisaliśmy niedawno na Sport.pl, nie jest dokumentem - to luźna opowieść oparta na faktach, w której oglądamy przerysowane postaci zaangażowane w budowę wielkiego zespołu z Los Angeles, symbolu lat 80. w NBA. W trzecim odcinku drugiego sezonu często, może nawet częściej niż Magica, oglądamy bolesne dorastanie Larry’ego Birda, jego wielkiego rywala z Boston Celtics. I w sumie nic dziwnego, że Birda jest w nim trochę więcej - lato 1981 roku należało do niego, a nie do Johnsona. To Celtics świętowali mistrzostwo NBA, a Lakers lizali rany po nieudanym sezonie.
Nieudanym szczególnie dla Magica, który miał wówczas 21 lat i dwa sezony w NBA za sobą. Pierwszy świetny, zakończony mistrzostwem i znakomitym meczem nr 6 finału, drugi słaby, z kontuzją kolana i opuszczonymi 45 meczami, zakończony rozczarowaniem. Zespołowym i indywidualnym - to Magic spudłował rzut, który mógł przesądzić o zwycięstwie Lakers we wczesnej serii play-off z Houston Rockets. Spudłował dramatycznie - piłka nie doleciała do obręczy, faworyt pogrążył się w rozpaczy, niedowierzaniu.
Magic wciąż był fenomenem, choć po takim sezonie jego wartość mogła być kwestionowana. Ale jeśli była, to raczej nie przez Lakers, a już na pewno nie przez ich wizjonerskiego właściciela Jerry’ego Bussa. On w Johnsonie był zakochany, w Los Angeles od początku stał się jego drugim ojcem. Magic opowiadał o wyjątkowych relacjach z Bussem, o wspólnych obiadach, kolacjach, zakupach, imprezach, także w klubach nocnych.
Dlatego gdy Magic wystąpił o przedłużenie debiutanckiego kontraktu, który miał obowiązywać do 1984 roku, Buss poszedł va bank - zaproponował mu 25-letnią umowę o wartości 25 milionów dolarów. Milion rocznie zarabiali wówczas wielcy środkowi - ostoja Lakers, gwiazda ligi Kareem Abdul-Jabbar oraz Moses Malone z Houston Rockets. Ale 25 milionów przez 25 lat? To był kosmos.
- To była niewiarygodna suma pieniędzy. Dziś porównałbym ten kontrakt do dziesięcioletniej umowy na miliard dolarów - wspominał w 2018 roku Mychal Thompson, były kolega Magica z Lakers. I nawet jeśli przesadził, to zarysował perspektywę.
- Większość z nas, nawet 90 proc., zazdrościło Magicowi pozycji i bezpieczeństwa, jakie dał mu klub. Wiedzieliśmy, jak Lakers, jak Buss go cenią, więc nie byliśmy zdziwieni. Ale byliśmy jednocześnie zawistni. To nie była zazdrość, to była zawiść - opowiadał Thompson.
Podpisany w 1981 roku kontrakt miał wejść w życie w 1984, po zakończeniu pięcioletniej, debiutanckiej umowy Johnsona, która dawała mu 500 tys. dol. rocznie. Nowy kontrakt miał trwać do - uwaga! - 2009 roku.
Umowa nie precyzowała jednak, ile Johnson ma grać. - Może być trenerem. Albo generalnym menedżerem. Albo w ogóle będzie kierował klubem, a ja będę siedział z tyłu i patrzył - opowiadał mediom Buss po podpisaniu kontraktu. - Magic to łebski dzieciak i planuję, żeby był moim protegowanym, chcę go nauczyć biznesowego podejścia do sportu. Wiem, że to niezwykły kontrakt, bo dzieciaki w jego wieku dopiero kończą studia. Ale wszystko sprowadza się do tego, że Magic jest członkiem naszej rodziny - tłumaczył właściciel Lakers.
I dodawał, że wyliczenie pensji Johnsona powstało na podstawie projektowanej inflacji i przewidywań odnośnie tego, ile koszykarz mógłby dostać trzy lata później jako wolny zawodnik. - Wiem, że milion rocznie przez tak długi okres, to kwota z kosmosu. Ale przemyślcie to: za 14 lat przeciętna sekretarka będzie zarabiała 60 tys. dol. rocznie. Dla mnie usługi Magica, czy to w roli trenera, czy menedżera, będą warte milion rocznie - snuł wizje Buss.
Co ciekawe, chwilę wcześniej baseballista Dave Winfield podpisał 10-letni kontrakt na 24 mln dol. z New York Yankees. Czy to przypadek, że Johnson dostał 25 mln? - Oczywiście, że przypadek - odpowiadał dziennikarzom Buss ze śmiechem. A może to chwyt reklamowy? - Oczywiście, że tak - również przytakiwał właściciel Lakers.
Johnson nie był długo zadowolony z rekordowej umowy. Już w grudniu 1983 roku, a więc jeszcze przed wejściem w życie 25-letniego kontraktu, powiedział "Detroit News Sunday", że czuje się niedoceniany. - Chcę zarabiać tyle, ile zarabiają inni najlepsi gracze - rzucił, mając na myśli Malone’a (zarabiał wówczas 2,16 mln), Birda (2,14 mln) czy Abdula-Jabbara (1,65 mln).
To samo powtórzył w 1987 roku, po mistrzowskim sezonie Lakers, w którym został wybrany MVP ligi. - Tak, czuję się niedoceniany - stwierdził, a "Los Angeles Times" wspominał, że Magica zabolał fakt, iż w 1985 roku wybrany z pierwszym numerem draftu Patrick Ewing dostał od Knicks właśnie milion dolarów rocznie.
Johnson z czasem dopiął swego, jego kontrakt był renegocjowany, Buss zgodził się podpisywać nowe umowy, by zrekompensować swojemu ulubieńcowi lata z niższymi zarobkami. NBA się zmieniała, rosły kontrakty telewizyjne, a więc i pensje, a Magic, symbol efektownego stylu "Showtime", w którym grali Lakers, prowadził zespół do kolejnych tytułów, w sumie pięciu.
Jedno jest pewne, Johnson - tak jak chciał Buss - pozostał człowiekiem Lakers na całe życie. Kiedy w 1991 roku nagle zawiesił karierę, po tym, jak dowiedział się, że jest nosicielem wirusa HIV, Buss wypłacił mu całość kontraktu, a potem podpisał z nim jeszcze roczną umowę na 14 mln dol. Johnson na chwilę wrócił jeszcze na parkiet, potem był krótko trenerem zespołu, ostatecznie kupił od Bussa 4 proc. udziałów w klubie, został członkiem ekipy zarządzającej.
W końcu, w lutym 2017 roku, Johnson został prezydentem Lakers ds. operacji koszykarskich, czyli szefem wszystkich szefów, jeśli chodzi o pion sportowy. Pracował jednak w tej roli tylko przez dwa lata, sukcesów nie odniósł, choć niewątpliwie przygotował grunt pod podpisanie kontraktu z LeBronem Jamesem, który poprowadził Lakers do mistrzostwa w 2020 roku.
Obecnie Magic jest właścicielem wielu biznesów, a także udziałowcem kilku klubów, ale z Lakers nie ma nic wspólnego. Nie da się jednak zaprzeczyć, że ten szalony, kosmiczny kontrakt uzgodniony w 1981 roku skutkował tym, czego chciał Buss - jeśli chodzi o koszykówkę, Magic ożenił się z Lakers i poświęcił im kawał życia. I choć wciąż będą gracze, który spędzą w jednym klubie całe kariery, to nikt nie podpisze już kontraktu na ćwierć wieku - w myśl obecnych zasad najdłuższe umowy, jakie mogą zawierać koszykarze NBA, ograniczają się do pięciu lat.