Podbija NBA, choć jeszcze w niej nie zagrał. "Bardziej wyjątkowy niż LeBron James"

Łukasz Cegliński
- Ostatni raz takie poruszenie było w 2003 roku, gdy do NBA przychodził LeBron James, ale teraz jest inaczej, wszystko jest "bardziej", jeśli chodzi o otoczkę medialną. Ale Victor Wembanyama jest po prostu bardziej wyjątkowy, unikalny niż był LeBron, a poza tym nie jest z USA, tylko z Francji - tak o koszykarskim fenomenie, który ma podbić NBA, mówi Aaron Cel, wychowany we Francji były reprezentant Polski.

Victor Wembanyama na 19 lat, 221 cm wzrostu, zjawiskowe umiejętności i właśnie został wybrany z nr 1 draftu do NBA przez San Antonio Spurs, w którym jego kolegą będzie reprezentant Polski Jeremy Sochan. "Wemby" budzi olbrzymie zainteresowanie i określany jest najbardziej wyczekiwanym koszykarzem w historii NBA. - I słusznie - zgadza się Aaron Cel, były reprezentant Polski.

Zobacz wideo Ewa Piątkowska będzie walczyła z mężczyzną. "Pora się do tego przyzwyczajać"

Łukasz Cegliński: Pięknie pisze się ta historia – San Antonio Spurs mają we Francji wyjątkową bazę kibiców dzięki Tony’emu Parkerowi i Borisowi Diaw, a teraz mają kolejnego bohatera, Victora Wembanyamę.

Aaron Cel: Idealnie się to ułożyło. Spurs są w pewnym sensie francuskim klubem w NBA, Tony Parker zdobył w tej lidze cztery tytuły, jako pierwszy francuski koszykarz wywalczył takie trofeum. Spurs mają ogromną bazę kibiców we Francji i choć szansę na pozyskanie Wembanyamy mieli także Houston Rockets i Detroit Pistons, to mam wrażenie, że wszyscy Francuzi trzymali kciuki za Spurs. Wiedzą, że to stabilna organizacja, która wie, jak rozwijać i planować kariery graczy, która ma Gregga Popovicha, czyli w NBA trenera-instytucję. „Wemby" trafił najlepiej, jak mógł – pod każdym względem.

A jaki jest jego obecny status we Francji? Sprawdziłem 10 najlepszych sportowców Francji w 2022 roku – nie było w niej Wembanyamy, nie było żadnego z koszykarzy, którzy zostali wicemistrzami Europy, rządzi Kylian Mbappe. Ale minęło pół roku.

- Rozpoznawalność Wembanyamy znacznie urosła, ten sezon to był skok. Myślę, że spowodowany także tym, że wybrał drużynę Metropolitans 92, która jest z Paryża. W poprzednich latach na meczach tego zespołu nigdy nie było pełnych trybun, teraz na każdym spotkaniu był komplet, a ceny biletów rosły. No i pojawiały się gwiazdy – amerykański aktor Michael Douglas, który na co dzień mieszka w Paryżu, często przychodził na mecze i powtarzał, że zaprzyjaźnił się właśnie z Wembanyamą. W hali pojawił się także Kylian Mbappe – czołowy piłkarz świata też był zainteresowany Victorem. Zdarzało się, że na mecze przychodzili amerykańscy piosenkarze, którzy akurat koncertowali w Paryżu. O dziennikarzach ze wszystkich gazet i magazynów już nie wspomnę, bo w trakcie sezonu chyba każdy z nich zrobił swój artykuł o Wembanyamie. Paryż, stolica, zrobiły swoje, jeśli chodzi o jego popularność, to w tej chwili duża gwiazda.

No to skoczmy do USA i poczytajmy opinie tamtejszych dziennikarzy, którzy nie od kilku dni, ale od miesięcy piszą o Francuzie na każdy możliwy sposób. „Wembanyama to być może najbardziej wyczekiwany zawodnik w historii NBA". Nie ma tu przesady?

- Myślę, że nie. Ostatni raz takie poruszenie było w 2003 roku, gdy do NBA przychodził LeBron James, ale teraz jest inaczej, wszystko jest „bardziej", jeśli chodzi o otoczkę medialną. Ale Wembanyama jest po prostu bardziej wyjątkowy, unikalny niż był LeBron, a poza tym nie jest z USA, tylko z Francji.

Generalnie jest tak, że w sporcie, w koszykówce, największe wrażenie robią ci, którzy pokazują rzeczy nowe, do tej pory niespotykane. I taki jest Victor, który mierząc 221 cm wzrostu porusza się z piłką i oddaje takie rzuty, jakich nikt przy jego parametrach nigdy wcześniej nie pokazywał. Zresztą o tej wyjątkowości świadczy choćby to, że mecze europejskiej koszykówki, francuskiej ligi, pokazywane były na oficjalnej stronie NBA. Jeśli się nad tym dłużej zastanowić, to niesamowite.

„Nikt nigdy nie widział kogoś tak wysokiego, a jednocześnie poruszającego się tak płynnie i wdzięcznie" – powiedział kilka miesięcy temu o Wembanyamie LeBron. Podpisujesz się pod tym?

- Zdecydowanie, Victor to jest Kevin Durant wyższy o kilkanaście centymetrów. Szczupły, długi, z czuciem piłki, niezłym kozłem i rzutem, którego nie można zablokować. W drugiej połowie sezonu zwróciłem uwagę też na to, że potrafi podać, mądrze odegrać piłkę. Ale na pierwszy plan wysuwa się ta jego elegancja, która przy ponad 220 cm wzrostu jest fantastyczna.

Oczywiście, teraz pojawia się pytanie o wzmocnienie sylwetki, bo pod względem fizycznym Wembanyama potrzebuje trochę więcej mięśni. Ale ja myślę, nie musi się drastycznie zmieniać i nabierać kilogramów – chodzi o odpowiednie wzmocnienie. On nigdy nie będzie przecież typem gracza, który będzie się przepychał pod koszem, jego styl jest inny.

 

Fajnie, że użyłeś słowa „elegancja", ono bardzo do Wembanyamy pasuje. Ja wykorzystam je do pytania o kwestie pozaboiskowe, bo o „Wembym" pisze się często i na różne sposoby. Już nazywany jest „Człowiekiem renesansu", bo ponoć dużo czyta, interesuje się sztuką, odwiedza galerie. On sam mecze nazywa dziełami sztuki, a w amerykańskich mediach można przeczytać, że będzie Pablem Picassem Spurs, gdy wymaluje im mistrzostwo.

- I to znów nie jest przesada, bo Victor rzeczywiście zauważa świat poza boiskiem, ma dobre, otwarte relacje z ludźmi, ładnie się wypowiada, sprawia wrażenie ułożonego. Ostatnio miał fajny moment na konferencji prasowej, został zapytany o plany i on zaczął mówić: „W najbliższych dniach wybieram się do S…" i przerwał. Bo choć wszyscy wiedzieli, że Spurs go wybiorą, to on nie mógł powiedzieć, że leci do San Antonio. Zatrzymał się więc przy tym „s", spojrzał się na dziennikarzy, zaczął się śmiać, a wszyscy razem z nim. Nie z niego, tylko z nim – to mała rzecz, ale moim zdaniem pokazująca, że „Wemby" świetnie radzi sobie z mediami. Ma wysokie pozaboiskowe IQ.

Jasne, ktoś powie, że pewnie zapłacił specjalistom od wizerunku i został przeszkolony, ale to nie to. W jego przypadku po prostu czuć, że jest naturalny i mądry. To nie robot, tylko fajny młody człowiek. Widać to było zresztą w ostatnich dniach, od kiedy Wembanyama przyleciał do USA. Udzielił kilku niebanalnych wywiadów, ładnie i ciekawie wypowiadał się o sobie i swoich ambicjach, odnalazł się w tym amerykańskim zgiełku, zainteresowanie jego osobą go nie przygniotło.

Poradzi sobie z presją? Spurs na początku sezonu, a właściwie już w lecie, będą drużyną, który każdy będzie chciał obejrzeć, opisać, pokazać.

- Jak na razie radzi sobie fantastycznie. Gdy na początku krytykowano trochę wybór klubu, którego dokonał rok temu – odszedł z euroligowego ASVEL, do teoretycznie słabszego Metropolitans 92 – on w ogóle o tym się nie wypowiadał, tylko odpowiadał na boisku. Poza tym o nim wszyscy mówili głośno już co najmniej od roku, że będzie numerem 1 w drafcie, rozkładali jego grę na czynniki pierwsze. A Victor się tym nie przejmował, tylko robił swoje na boisku.

Oczywiście w NBA zainteresowanie będzie jeszcze większe, ale przypomnijmy sobie, że jesienią zespół Wembanyamy poleciał do USA na dwa pokazowe mecze przeciwko drużynie z G League. Na marginesie: we Francji to było wyjątkowe wydarzenie, bo nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by ligowa drużyna przy pełnym wsparciu ligi nie poleciała w trakcie sezonu na tournée do USA. A „Wemby" zagrał w Las Vegas fantastycznie. Wykręcił świetne statystyki, trafiał niesamowite rzuty, pokazywał udane akcje pod oboma koszami. Pokazał, że świetnie radzi sobie z presją, bo przecież te mecze były zorganizowane dla niego, na trybunach siedzieli skauci, spotkania oglądali obecni koszykarze NBA. Sam LeBron James powiedział wtedy, że Wembanyama jest kosmitą.

Nie masz wrażenia, że cały ten sezon był świetnie dla Wembanyamy zaplanowany? Że ktoś to idealnie ułożył, wymyślił? Zamiast mocnego zespołu w Eurolidze i walki o miejsce w rotacji – słabszy zespół, który nie gra w europejskich pucharach, ale on ma rolę lidera. Paryż, który przyciąga media i celebrytów. Tournee po USA, które też było wyjątkowe. Obciążenia, ekspozycja, rola – wszystko przygotowane tak, by błyszczeć.

- Oczywiście, że tak było, a zaplanował to i wymyślił znany koszykarski agent Bouna Ndiaye, który zaczął od Nicolasa Batuma, a potem wprowadził do NBA wielu francuskich zawodników i przez te lata nauczył się doskonale, co trzeba robić, by dobrze planować karierę danego gracza na boisku i poza nim. Zaczynał od pojedynczych graczy, teraz ma dużą agencję menedżerską Comsport. Udało im się wynegocjować odejście Wembanyamy z ASVEL, „wepchnęli" go do Paryża, gdzie pracuje najlepszy francuski trener Vincent Collet, dali mu pograć trochę pod presją, bo jednak gra w stolicy jest inna – dla rywali każdy mecz w Paryżu ma wyjątkowy smaczek. Ndiaye poprzez Comsport zbudował tę całą otoczkę, zapewnił wsparcie najlepszych fizjoterapeutów i trenerów, słowem – stworzył Wembanyamie świetne warunki do pracy i rozwoju. A on je wykorzystał. Ten rok był dla niego bezbłędny – zarówno koszykarsko, jak i wizerunkowo.

Można też powiedzieć, że klub i drużyna także znały swoją rolę. W trakcie sezonu doszło do sytuacji, w której kapitan Metropolitans 92 Steve Ho You Fat - spokojny człowiek, dobrze go znam - pobił się z kolegą z zespołu, Amerykaninem Tremontem Watersem. Chodziło o to, że Waters grał pod siebie, chciał zdobywać punkty, więcej niż Wembanyama, nie podobało mu się, że zespół zbudowany jest pod nastolatka. Ho You Fat mówił potem w wywiadzie, że drużyna tłumaczyła temu Watersowi: „Spokojnie, znaj miejsce w szeregu, Wembanyama jest naszą główną opcją, my na jego dobrej grze zyskamy". Wszyscy byli świadomi, że im lepiej będzie grał „Wemby", tym więcej ludzi obejrzy mecze Metropolitans i, tym samym, pozostałych graczy. Wszyscy, poza tym Watersem, bo w końcu doszło do kłótni, bójki w przerwie meczu w Monako, i Amerykanin został zwolniony. To też pokazuje, jak duża była świadomość tego, że wszystko podporządkowane jest „Wemby’emu", że trzeba mu pomagać, bo samemu można coś zyskać.

W zakończonym niedawno sezonie w rundzie zasadniczej Wembanyama zdobywał średnio 21,6 punktu, 10,4 zbiórki, blokował po trzy rzuty w meczu, ze swoim zespołem awansował do finału. Jak rozumiem – to był wielki sukces.

- Tak, zdecydowanie. Wszyscy oczekiwali, że w finale obok Monaco będzie ASVEL, ewentualnie LeMans lub Strasbourg, ale nikt nie stawiał na Metropolitans. To zespół z kilkoma młodymi zawodnikami, których świetnie poprowadził „Wemby".

Często mówi się o tym, że Wembanyama może zmienić grę tak, jak w przeszłości zmieniali ją wyjątkowi w historii m.in. Wilt Chamberlain, Kareem Abdul-Jabbar, Shaquille O’Neal. Dla niektórych wielkich graczy zmieniano przepisy, inni wymuszali zmiany taktyki, stylu gry.

- Sam jestem ciekawy, jak to będzie wyglądało w przypadku Wembanyamy, który w ataku oddaje rzuty nie do zablokowania, a w obronie wpływa na grę rywali samą obecnością pod koszem.

Wydaje mi się, że w San Antonio, korzystając z wiedzy Popovicha, ale też obecności np. Jeremiego Sochana, który też jest bardzo wszechstronnym graczem, będzie mógł pokazywać swoje szerokie możliwości. Przykład Nikoli Jokicia, nowego mistrza NBA z Denver Nuggets, pokazuje, że najlepiej potrafić wszystko. „Wemby" idzie w tę stronę – na pewno jest w stanie jeszcze lepiej bronić, rzucać za trzy, także podawać. To ostatnie nie tak dobrze jak Jokić, bo to jest artysta pod względem asyst, ale pole do poprawy na pewno jest.

Na pewno Wembanyama to zawodnik, który jest naturalnym liderem, kimś, kto będzie ciągnął za sobą drużynę i notował przy tym kosmiczne statystyki. Widzę go na pozycji środkowego, ale takiego, który niejednokrotnie zaskoczy świetną grą na obwodzie. Potrzeba tylko czasu, doświadczenia i pracy. Warunki fizyczne i talent ma ogromne.

Która z jego umiejętności jest dla ciebie najbardziej wyjątkowa?

- Przy jego wzroście – dobry rzut, który sam potrafi sobie wykreować. Wysocy gracze trafiają oczywiście z dystansu, ale zwykle po odrzuceniach piłki na obwód, ze stabilnych pozycji. Wembanyama potrafi wziąć piłkę, stanąć twarzą do obręczy i kozłem wypracować sobie pozycję, często po kroku w tył. Jego technika i koordynacja są wyjątkowe. Jego rzutu z półdystansu praktycznie nie da się zablokować, ale on często kozłuje, wykonuje zwody i wchodzi pod kosz. Nie zdziwiłbym się też, gdyby po zbiórkach w obronie po prostu przeprowadzał piłkę przez całe boisko – on to potrafi, a Spurs nie mają takiego tradycyjnego rozgrywającego.

Wspomniałeś o rzucie i tu też jest pytanie, bo zerknąłem na statystyki rzutów Wembanyamy za trzy i zaskoczyła mnie niska skuteczność – w poprzednim sezonie było to 26 proc., w tym 27,5 proc., rundę zasadniczą kończył z 2/26 w sześciu meczach. Skuteczność poniżej 30 proc. to chyba nie jest coś, co sprawi, że obrońcy w NBA będą przyklejeni do Victora na obwodzie?

- Trzeba zauważyć, że w Paryżu Wembanyama grał w drużynie, w której miał zielone światło na rzuty. Ale, siłą rzeczy, były to rzuty trudne, bo rywale koncentrowali się na liderze zespołu, królu strzelców rozgrywek. Obrona była gotowa na jego trójki, więc one czasem były oddawane z niepewnych, zachwianych pozycji, niekiedy z jednej nogi, po cofnięciu. Bardzo rzadko się zdarzało, że „Wemby" dostawał piłkę na czystej pozycji i rzucał. Biorąc to pod uwagę – nie uważam, żeby ten procent skuteczności był niski. Nie jest dobry, ale nie jest też zły. Poza tym pamiętajmy – gość ma ponad 220 cm wzrostu i sam fakt, że rzuca za trzy, jest wyjątkowy.

Teraz pojedzie do San Antonio, zadomowi się w hali treningowej, będzie rzucał, rzucał i rzucał, i będzie w tym elemencie tylko lepszy.

Jaki postęp z Wembanyamą mogą zrobić w najbliższym sezonie Spurs? Wiadomo, nie znamy składów, transfery się dopiero rozpoczną, ale ten postęp być powinien. W minionym sezonie wygrali 22 spotkania.

- Myślę, że mogą być blisko play-off, ale nie spodziewam się, że już w pierwszym sezonie Wembanyamy będą świetnym zespołem. Przypominałem sobie ostatnio debiuty LeBrona czy Luki Doncicia i w tych pierwszych rozgrywkach przyszłe gwiazdy nie zawsze totalnie odmieniały swoje drużyny. Ale spodziewam się, że 30 meczów Spurs mogą wygrać. Gdyby awansowali do play-off, to byłoby super, ale na Zachodzie NBA, gdzie jest wiele silnych drużyn, może być ciężko.

Przywołałeś LeBrona - gdy Cleveland Cavaliers wybrali go w 2003 roku, to w pierwszym sezonie skoczyli z 17 do 35 zwycięstw, ale na awans do play-off musieli czekać do trzeciego roku LeBrona w NBA.

- W przypadku Wembanyamy będzie też tak, że cała drużyna Spurs będzie musiała się przyzwyczaić do jego gry, zgrać, wypracować efektywny model koszykówki. To wcale nie musi być proste, poza tym to jest sport zawodowy i każdy z rywali też będzie się szykował na Spurs, na Wembanyamę. Przy całym jego talencie i możliwościach – nie będzie im łatwo.

Jeremi Sochan, o którym wspomniałeś wcześniej, musi być zachwycony. On i Wembanyama to gracze młodzi, efektowni, wszechstronni, głodni sukcesów, ale też dwa kolorowe ptaki.

- Wydaje się, że pasują do siebie pod względem koszykarskim, ale też życiowym, bo Jeremy też jest młodym, ale już mądrym, ułożonym chłopakiem, choć oczywiście ma trochę inny styl bycia. Wembanyama na razie wygląda na skromniejszego, mniej głośnego, a Jeremy lubi zmienić wizerunek, czymś zaskoczyć. Myślę, że się polubią i to będzie ważne. Jak dogadujesz się z kimś poza boiskiem, to i na boisku jest łatwiej.

Więcej o: