"Zapomnijcie o historii. Zapomnijcie o łamiących serce porażkach, utraconych szansach, kontuzjach i błędach. Zacznijcie myśleć o triumfach. Wypełnijcie swe serca myślą o tym, że nasze miasto otrzyma to, na co zasługuje – najlepszego gracza na Ziemi".
Dla jasności: to okładkowy tekst "The Plain Dealer", jednej z najważniejszych gazet Cleveland, z 22 maja 2003 r. Wówczas stało jasne, że Cavaliers wylosowali w drafcie "jedynkę" i wybiorą LeBrona Jamesa, kosmicznie uzdolnionego nastolatka, a potem nic nie będzie już takie, jak wcześniej.
Okładkę "The Plain Dealer" można śmiałoby przedrukować dziś, niemal równo 20 lat później. Tyle że miejsce Jamesa zająłby Victor Wembanyama, mierzący 221 cm wzrostu, szalenie wszechstronny Francuz. Zaś tymi, których przyszłość się odmieni, byliby San Antonio Spurs – w Teksasie także są przekonani, że los zsyła im przybysza z koszykarskiej przyszłości. I już na jego punkcie oszaleli.
– Wpływ Wembanyamy na nasze miasto już teraz jest nie do przecenienia. Fani nie byli tak podekscytowani od finałów w 2014 r., kiedy Spurs zemścili się na Miami Heat za porażkę rok wcześniej – mówi Sport.pl Tom Orsborn, dziennikarz "San Antonio Express News". – Jesteśmy przekonani, że to najbardziej utalentowany zawodnik od czasów LeBrona Jamesa. A dla fanów Spurs, którzy pragną powrotu do lat świetności, gdy Tim Duncan poprowadził klub do pięciu tytułów, to dar niebios – dodaje.
Spurs oczywiście sondowali inne możliwości, sprawdzali innych kandydatów, ale to była sztuka dla sztuki. Od momentu wylosowania prawa wyboru z numerem jeden było jasne jest, że w czwartek 22 czerwca chwilę po 19 miejscowego czasu komisarz NBA Adam Silver wypowie słowa: "Z numerem pierwszym draftu 2023 roku San Antonio Spurs wybierają Victora Wembanyamę".
Roland Ramirez wierzy, że to dzięki niemu. Miejscowy restaurator, właściciel knajpy z owocami morza, już w marcu zlecił, by ścianę jego lokalu Rudy's Seafood zdobił mural z podobizną Wembanyamy. Wówczas trwał jeszcze sezon, Spurs nie byli pewni nawet miejsca w pierwszej trójce draftu.
– Ludzie mówią, że przyciągnąłem szczęście. Dziś łatwo to tak powiedzieć, ale wtedy straszyli mnie, że mural może równie dobrze przynieść pecha – mówił niedawno Ramirez przed kamerami lokalnej telewizji "KSAT".
Ramirez był jednym z tych, którzy w lokalnych pubach i restauracjach świętowali szczęście w losowaniu. Zresztą: kiedy patrzy się na wideo z reakcjami fanów Spurs na wylosowanie "jedynki" w drafcie, nie ma możliwości, by się nie śmiać, nie cieszyć i nie wzruszyć wraz z nimi.
"Wracamy! Wracamy do gry!", "To najpiękniejszy dzień w historii San Antonio. Dawaaać, Spurs!", "To nam gwarantuje 20 lat domina… Przepraszam, nie mogę dokończyć zdania, moje serce łomocze", "Nie mogę zebrać myśli. Albo ok, wygramy tytuł!" – wykrzykiwali fani do kamer lokalnej telewizji KENS 5.
Jeden z fanów – dosłownie – wystrzygł sobie we włosach podobiznę Wembanyamy. Istne szaleństwo.
I znów: w tym także San Antonio przypomina Cleveland sprzed 20 lat. Wtedy pracownicy Cavaliers nagrali się kamerą VHS, gdy ówczesny komisarz ligi David Stern wyciągał kulkę z nazwą klubu z Ohio. W tym czasie w gabinetach Cavs rwali włosy z głowy, a po chwili – już ze szczęścia – rzucali w powietrze notatkami i przewracali krzesła. Świętowali tak, jak przed miesiącem pracownicy Spurs. "To był najłatwiejszy wybór w historii draftu" – pisały amerykańskie media w 2003 r. Historia zatacza koło.
Już dziś widać to doskonale: w San Antonio jest szał na punkcie Wembanyamy, ale zastanówmy się, co jego przyjście oznacza dla Spurs. Kiedy LeBron dołączył do Cavaliers, mimo że już dzierżył pseudonim "Wybraniec", to nie od razu odmienił drużynę. Drużyna z poziomu 17 zwycięstw w sezonie 2002/03 podskoczyła ponad dwukrotnie, do 35 wygranych, ale w debiutanckich rozgrywkach LeBrona nie załapała się nawet do play-offów. Jak będzie w debiutanckim sezonie francuskiego gracza w barwach San Antonio?
– Wciąż jest za wcześnie, by to ocenić. Musimy poczekać na ewentualne transfery i draft, tym bardziej że Spurs ponoć planują zdobyć jeszcze jednego cennego gracza w naborze do ligi. Ale już sam Wembanyama sprawi, że ta drużyna poczyni znaczący postęp – uważa Tom Orsborn.
Jak dodaje, Francuz Lidze Letniej w Las Vegas raczej będzie się przyglądał, niż weźmie w niej udział, ale, tak czy inaczej, będzie już trenował z nowym zespołem, tak, by poznać się lepiej z nowymi kolegami - m.in. Jeremim Sochanem.
"Jest kimś więcej niż jednorożcem. W NBA nie było jeszcze gracza o takich umiejętnościach, a sam LeBron James mówi, że Wembanyama jest kimś więcej niż kosmitą. To gracz, który rzuca z gracją Kevina Duranta, kozłuje niczym Pete Maravich i ma potencjał, by zostać najlepszym obrońcą w historii".
To z kolei fragment nieszablonowego materiału ESPN – przed draftem Brian Windhorst przygotował dwie wersje tekstu – magiczną i realistyczną. Autor słusznie uznaje, że talent gracza z Francji jest niezaprzeczalny, ale jego kariera może mieć zakręty.
Te mocniejsze mogą zaś zahaczać o lekarskie gabinety. I tego najbardziej w San Antonio się boją.
– To z pewnością studium przypadku – uważa dr Thomas DeBerardino, ortopeda z University of Texas Health Science Center, który specjalizuje się w medycynie sportowej. Wembanyama przy wzroście 221 cm robi rzeczy zarezerwowane dla boiskowych mikrusów – kozłuje, drybluje, rzuca z niewyobrażalnych pozycji, przemieszcza się po boisku z niewidzianą gibkością. Jak na to "oszustwo" zareaguje jego ciało?
Bill Walton, Arvydas Sabonis, Yao Ming, Gren Oden. Historia NBA zna mnóstwo przypadków graczy, którzy z powodu urazów stóp – a to najczęstsze schorzenie wysokich graczy – zostały przerwane albo nie potoczyły się tak, jak zapowiadano. Biorąc pod uwagę wzrost, Wembanyama jest narażony na tego typu uraz, nawet gdyby nigdy w życiu nie wyszedł na parkiet. Mógłby być najwyższym na świecie księgowym, a i tak mieć kłopot ze stopami. – Żyje na granicy fizjologicznego przeciążenia, po prostu dlatego, że chodzi – zauważa dr DeBerardino. I jednocześnie dodaje: – Nie zamierzam powiedzieć, że czeka go kontuzja. Ale jeśli ustawisz go obok gracza o wzroście 190 cm i spytasz, który z nich dostanie złamania przeciążeniowego, to odpowiem, że Wemby.
Z drugiej strony nauka w sporcie posunęła się o lata świetlne od 2008 roku, kiedy Portland Trail Blazers wybrali z jedynką Odena, a gigantyczny center z powodu przewlekłych kontuzji zagrał tylko 82 mecze w cztery lata. Personel medyczny Spurs spotkał się z nastolatkiem już we Francji, by przyglądać się, jak walczy o mistrzostwo Francji, ale też zacząć już chuchać na swój nadchodzący skarb.
O tym, jak ekscytujące może być oglądanie Wembanyamy w akcji, niech świadczy fakt, iż Gregg Popovich – legendarny trener Spurs – właśnie przedłużył umowę o kolejne trzy lata, mimo że spokojnie mógłby odpoczywać już na emeryturze. Już rok wcześniej podobnie zachował się Vincent Collet, francuski odpowiednik Popovicha, który także chciał już odpocząć od pracy w klubie, ale skusiła go perspektywa pracy z utalentowanym nastolatkiem. I jeszcze na rok związał się z Metropolitans 92.
– Myślę, że Pop podjąłby tę decyzję tak czy inaczej. Kocha to, co robi i jest zdrowy, więc nie widzi powodu, by przechodzić na emeryturę. Ale z Victorem na pokładzie i solidnym młodym rdzeniem, w skład którego wchodzi Sochan, może pracować jeszcze przez kilka sezonów – mówi nam Tom Orsborn.
W San Antonio wiedzą, że "jedynka" w drafcie zawsze oznaczała dla nich początek czegoś pięknego – w 1987 r. wybrali z tym numerem Davida Robinsona, równo 10 lat później – Tima Duncana. Reszta – pięć tytułów mistrzowskich - jest historią.
Teraz też czują wyjątkowość chwili. W ostatnich latach frekwencja w hali Spurs spadła (z 18 415 osób na każdym meczu w ostatnim sezonie mistrzowskim zespołu w 2014 r. do 16 937 w sezonie 2022/23), ale nie ma się czemu dziwić. "Ostrogi" od czterech lat nie awansowały do play-off (to najdłuższa seria w ich 50-letniej historii), w ostatnim sezonie wygrały ledwie 22 mecze. Ale teraz klubowe kasy przeżywają szturm. W ciągu 24 godzin od wylosowania "jedynki" w drafcie sprzedano dwa i pół tysiąca całosezonowych karnetów, a cztery dni później ponad trzy tysiące fanów pojawiło się w AT&T Center na wydarzeniu "Select-A-Seat", aby wybrać miejsca na nowy sezon. To jest tzw. efekt Wembanyamy.
Scena gotowa, tłumy czekają pod drzwiami, ale oczekiwanie na premierę jeszcze chwilę potrwa. Sezon NBA rozpoczyna się w październiku.