Co za zwrot w finale NBA. Wielki powrót Heat. 41 punktów Jokicia nie wystarczyło

Łukasz Cegliński
Wielkie emocje i zwrot w finale NBA. Świetna czwarta kwarta Miami Heat pozwoliła im przerwać serię siedmiu zwycięstw z rzędu Denver Nuggets i wyrównać stan rywalizacji na 1-1. Gospodarzom nie pomogło 41 punktów Nikoli Jokicia.

18 punktów w trzeciej kwarcie - wyczyn Nikoli Jokicia nie był oczywiście w żadnym stopniu rekordowy, ale był znaczący. Końcówka tej części należała do Serba, który zdobywał punkty po niesamowitych akcjach, także takich, w których przechwytywał piłkę pod własnym koszem i po kilku sekundach, dryblując przez całe boisko, zdobywał punkty w tłoku. Dzięki akcjom "Jokera" Nuggets po trzech kwartach prowadzili 83:75, on sam miał aż 31 punktów.

Zobacz wideo Pobili go na meczu B-klasy. "Siła ataku była na tyle duża, że odleciałem kawałek"

Ale minęły niespełna trzy minuty czwartej kwarty, a Miami Heat prowadzili 90:85, notując zryw 15:2! Duncan Robinson rzucił osiem punktów w nieco ponad minutę, trafiał też świetny w niedzielę Gabe Vincent, sfrustrowany Jokić nagle zaczął popełniać błędy i faule, przewaga Heat rosła. Do zdobywania punktów włączył się lider gości Jimmy Butler, a kiedy Bam Adebayo pofrunął w kierunku obręczy i wsadził piłkę z faulem, było nawet 104:93 dla koszykarzy z Miami.

104:93? Dokładnie takim wynikiem, tylko dla Nuggets, skończyło się pierwsze spotkanie finału. Ale w tym drugim to wcale nie był koniec emocji. Gospodarze ruszyli do ataku, trójki trafiali Aaron Gordon i Jamal Murray, punktował Jokić. Nuggets zbliżyli się na trzy punkty i mieli piłkę w ostatniej akcji, ale tym razem Murray za trzy spudłował. Heat wygrali 111:108 i wyrównali stan rywalizacji na 1-1. Dla Nuggets była to pierwsza porażka po siedmiu wygranych z rzędu. I pierwsza we własnej hali od marca.

"Mecz nr 1 ktoś wygrać musi, a potem robi się naprawdę ciekawie" - mówi jedna z prawd dotyczących play-off i można ją zastosować do trwającego finału NBA. Bo o ile pierwsze spotkanie w czwartek Nuggets wygrali dość lekko, łatwo i przyjemnie wspomnianym wynikiem 104:93, tak w niedzielę sytuacja od pierwszej akcji wyglądała zdecydowanie inaczej.

Podrażnieni porażką, ale też własną nieporadnością Heat zaczęli bardzo mocno. Szybko, agresywnie, a przede wszystkim - skutecznie. Max Strus, który w pierwszym spotkaniu miał 0/10 z gry, już w pierwszej kwarcie trafił cztery trójki, bardzo przydatny był niegrający ostatnio weteran Kevin Love. Heat prowadzili 10:2, a potem nawet 21:10 i wymusili reakcję gospodarzy.

Pierwszy do odrabiania strat ruszył Jokić. Serbski gwiazdor w pierwszym meczu zaliczył dziewiąte w tym play-off triple-double (27 punktów, 10 zbiórek, 14 asyst), ale wówczas koncentrował się głównie na podaniach, w całym spotkaniu oddał ledwie 12 rzutów z gry. W niedzielę było odwrotnie, Jokić wziął na siebie ciężar zdobywania punktów. Po 12 minutach miał ich już 11, ale Nuggets przegrywali jednym punktem.

W drugiej szybko wyszli na prowadzenie, bo znakomicie grali rezerwowi - Jeff Green, Bruce Brown i pierwszoroczniak Christian Braun. Cała trójka zdobyła w tej części 20 punktów i szczególnie na początku napędziła gospodarzy. Na przełomie pierwszej i drugiej kwarty Nuggets mieli łączny zryw 22:3 i wyszli na prowadzenie 39:29. A ta przewaga nieznacznie jeszcze nawet wzrosła, gdy do ataku włączył się świetny Murray.

W trzeciej kwarcie mecz się zaostrzył. Twarda obrona generowała i przechwyty, i mocniejsze faule. Było więcej przerw, szarpanych akcji i sędziowskich wideoweryfikacji, a mniej punktów. Oczywiście do wspomnianego na początku momentu, w którym rozrzucał się Jokić. Serb skończył mecz z 41 punktami (16/28 z gry, 7/8 z wolnych), do których dodał 11 zbiórek. "Joker" tym razem zaliczył jednak tylko cztery asysty i miał też pięć strat.

18 punktów i 10 asyst dla Nuggets miał Murray, 12 punktów dodał Gordon. Dla Heat najwięcej punktów zdobyli Vincent (23) oraz Adebayo i Butler (po 21). Ten drugi zaliczył także dziewięć asyst, a cały zespół gości błyszczał przede wszystkim, jeśli chodzi o rzuty z dystansu - koszykarze z Miami 17 z 35 prób, czyli świetne 48 proc.

Dzięki wygranej w Denver to Heat mają teraz przewagę parkietu w finale. Mecz nr 3 w środę w Miami, rywalizacja toczy się do czterech zwycięstw.

Więcej o: