Po dwóch spotkaniach tej rywalizacji był remis 1:1. Najpierw broniący mistrzowskiego tytułu, koszykarze Golden State Warriors przegrali przed własną publicznością 112:117. W drugim meczu, też u siebie, wzięli rewanż i wygrali łatwo, bo aż 127:100.
Teraz rywalizacja przeniosła się do Los Angeles. Pierwsza kwarta nic nie zapowiadała dramatu mistrzów NBA. Wygrali ją bowiem 30:23. Od końcówki drugiej kwarty na parkiecie zaczęli jednak już dominować gospodarze. Drugie dwanaście minut wygrali aż 36:18 i po pierwszej połowie, którą zakończyli serią 30:8 - prowadzili 59:48. W drugiej połowie goście nie potrafili odrobić strat i ostatecznie przegrali aż 97:127. Gospodarze mieli zdecydowanie lepszą skuteczność z gry (52-39 proc.) oraz w rzutach za trzy punkty (48-29 proc.).
A właśnie "trójki" były najmocniejszą stroną Warriors w drugim spotkaniu. Wtedy mieli bardzo dobrą, 50 proc. skuteczność w tym elemencie, bo trafili aż 21 razy na 42 próby (teraz 13/44).
Wśród zwycięzców w sobotni wieczór najskuteczniejsi byli Anthony Davis (25 punktów), Lebron James i D'Angelo Russell (po 21 punktów). Dla gości 23 punkty zdobył Stephen Curry.
- Obrona Lakers umiejętnie zatrzymała Warriors poza linią trzech punktów. W meczu nr 2 podstawowi gracze Lakers tylko dwa razy mieli rzuty wolne, a teraz wszyscy z wyjściowej "5" oddali osobiste. To efekt tego, że Lakers atakowali kosz i nie zadowolili się rzutami z dystansu. Dwie gwiazdy Lakers były niesamowite. James zdobył 21 punktów, a Davis miał 25 punktów oraz 13 zbiórek - podsumował na Twitterze były słynny koszykarz, Magic Johnson.
- Wiele meczów w tym sezonie po prostu prześlizgnęło się w ciągu trzech-sześciu bardzo złych minut, Cokolwiek to jest, cały ton gry się zmienia. Ostatni mecz u siebie udowodnił, że możemy przezwyciężyć tego pecha. Musimy to zrobić ponownie, po tym, co wydarzyło się dziś wieczorem - powiedział Curry.
- Na koniec dnia nie ma znaczenia, czy wygrasz 30, czy przegrasz 30 punktami. Nadal jest 2-1 w serii. Musimy sobie przypomnieć, że mamy kolejną szansę na wyrównanie serii, a następnie powrót do domu. Jakkolwiek brzydko było dziś wieczorem, mamy kolejną okazję w poniedziałek na wygranie meczu. Nie ma sensu się nad tym rozwodzić. Wiemy, jak zareagować - dodał Klay Thompson.
W rywalizacji do czterech zwycięstw Lakers prowadzą 2:1. Czwarte spotkanie również odbędzie się w Los Angeles w nocy z poniedziałku na wtorek.
W niedzielę zostanie rozegrany czwarty pojedynek półfinału Konferencji Wschodniej. Philadelphia 76ers zagra przed własną publicznością z Boston Celtics, którzy prowadzą 2:1 w meczach. Początek o godz. 21.30, transmisja w Canal+Sport.