Piszemy przecież o mistrzach NBA, którzy w czerwcu ubiegłego roku świętowali siódmy w historii klubu tytuł. W dodatku w drużynie zostały największe gwiazdy - m.in. Stephen Curry oraz Klay Thompson. Od początku sezonu Golden State Warriors gra jednak słabo i cały czas walczy nie o najwyższe lokaty w Konferencji Zachodniej, ale o awans do play-off.
W nocy z sobotę na dzielę Warriors grali na wyjeździe z Memphis Grizzlies, którzy wciąż muszą radzić sobie bez największej gwiazdy, Ja Moranta, który został zawieszony na osiem spotkań za wymachiwanie bronią w nocnym klubie.
Nawet bez niego gospodarze wygrali z mistrzami NBA. Już po pierwszej połowie prowadzili 71:59. W trzeciej kwarcie Warriors odrobili straty i przegrywali tylko 100:104. Ostatnie dwanaście minut należały jednak do gospodarzy, którzy wygrali 133:119. Najwięcej punktów dla zwycięzców zdobyli: Jaren Jackson (31) i Desmond Bane (26), a dla pokonanych Jonathan Kuminga (24) i Jordan Poole (21).
Dla Warriors była to już jedenasta z rzędu wyjazdowa porażka. Fatalną serię rozpoczęli 2 lutego tego roku. Wtedy przegrali na wyjeździe po dogrywce z Minnesotą Timberwolves 114:119. Aż dziesięć z tych porażek było z drużynami z Konferencji Zachodniej - m.in. po dwa razy z Memphis i Los Angeles Lakers.
Warriors z fatalnym bilansem - 7 zwycięstw i 29 porażek zajmują 13 miejsce w Konferencji Zachodniej pod względem wyjazdowych spotkań. Gorszy bilans w obcych halach mają tylko dwie drużyny: San Antonio Spurs (6-27) i Houston Rockets (6-28). Fatalną serię Warriors będą mieli szansę 21 marca, kiedy zagrają na wyjeździe właśnie z Rockets.
Dla odmiany mistrzowie NBA mają też serię 8 zwycięstw z rzędu przed własną publicznością. W sumie z bilansem: 36 zwycięstw i 36 porażek zajmują siódmą pozycję w Konferencji Zachodniej, czyli pierwszą gwarantującą udział w fazie play-in (po cztery drużyny z obu konferencji walczą o awans do fazy play-off).