Broń w ręce i stos pieniędzy na podłodze. Tak upada gwiazdor NBA

Piotr Wesołowicz
Lista skandali z udziałem Ja Moranta, 23-letniego gwiazdora NBA, zajmuje już opasłe tomy, a fani, dziennikarze i władze ligi zadają sobie pytanie: czemu tak ułożony i przyzwoity chłopak postanowił bawić się w szefa mafii?

Rok temu pisaliśmy o nim: koszykarz-eksplozja. W zasadzie moglibyśmy powtórzyć to i dziś – szybki, skuteczny i szalenie efektowny Ja Morant, chociaż ma dopiero 23 lata, jest jedną z największych gwiazd i twarzy ligi. Dwukrotny uczestnik All-Star Game, zawodnik, któremu Memphis Grizzlies wręczyli pięcioletni kontrakt wart 231 mln dol., a Nike wyprodukowało linię własnych butów.

Zobacz wideo Niedosyt na koniec MŚ w Planicy. Skoki utrzymały Polskę w światowej czołówce

Morant przede wszystkim miał jednak szansę stać się liderem Grizzlies, którzy – po latach mozolnej budowy praktycznie od zera – stworzyli zespół gotowy walczyć o tytuł. Czas przeszły – a przynajmniej duży znak zapytania – nie są przypadkowe, bo kariera Moranta zawisła na włosku. I to niezwykle cienkim, bo gracz Grizzlies znalazł się w gigantycznych opałach i w tym sezonie może już nie zagrać.

Do gotówki potrzebne były grabie

– Pokój był pełen gotówki. To były stosy pieniędzy rozrzucone po podłodze. Żeby je posprzątać, potrzebowałbyś grabi – mówił "New York Post" jeden z gości Shotgun Willie's, nocnego klubu w Kolorado, w którym na początku marca bawił się Ja Morant.

23-letni koszykarz trafił do lokalu już nieco ponad godzinę po tym, jak samolot z koszykarzami Memphis Grizzlies wylądował na lotnisku w Denver – dzień później mieli oni zagrać mecz z miejscowymi Nuggets.

Koszykarz wynajął pokój VIP, zaprosił do środka mnóstwo kobiet, a muzyka była "bardzo, bardzo gangsterska". – Zostawił 50 tys. dolarów napiwku w gotówce. Trochę przesadził z zabawą, ale to zdarza się tutaj notorycznie – dodawali pracownicy klubu.

Tekst "New York Post" wraz ze zdjęciami bawiącego się Ja Moranta ukazał się 11 marca. I pewnie przeszedłby bez echa – wszak zamiłowanie do nocnych klubów ze striptizem przejawia dużo graczy NBA – gdyby nie był to kolejny wyskok młodej gwiazdy. I to ten zdecydowanie najłagodniejszy.

O najgłośniejszy zatroszczył się sam Ja Morant – bo o ile z pierwszej wizyty w Shotgun Willie's wyciekły zdjęcia z monitoringu, o tyle z drugiej – już po meczu z Nuggets, w którym Morant zdobył 23 punkty i poprowadził Grizzlies do zwycięstwa – koszykarz sam przeprowadził relację na żywo na Instagramie.

I tym razem było mniej grzecznie. Ja Morant nie tylko dobrze się bawił, ale przede wszystkim, na oczach tysięcy widzów, wymachiwał bronią niczym zabawką. Deborah Dunafon, właścicielka baru, przyznała, że broń "absolutnie przeraziła" jej pracowników. – Użył wymówki małego chłopca. Powiedział, że przechodzi trudne chwile i zamierza zachowywać się głupio i narażać życie innych – dodała Dunafon.

Fantazje o byciu szefem mafii

Nie wiemy, przez co dokładnie przechodzi Morant, ale wiadomo, że lista jego skandalicznych zachowań w ostatnim czasie jest o wiele dłuższa. Dosłownie kilka dni przed incydentem z bronią w barze w Kolorado "Washington Post" napisało o dwóch brutalnych incydentach z udziałem Moranta: ostatniego lata koszykarz miał grozić 17-latkowi bronią po sąsiedzkim meczu organizowanym przez zawodnika, a parę dni wcześniej wziąć udział w sprzeczce z szefem ochrony jednego z centrów handlowych, grożąc mężczyźnie i biorąc bierny udział w jego pobiciu.

Mało? Po styczniowym meczu z Indianą Pacers ochroniarz ekipy z Indianapolis oskarżył Ja Moranta i jego przyjaciół o to, że odjeżdżając swym SUV-em spod hali FedEx Forum, celowali w autokar rywali czerwonym laserem przymocowanym do broni. Jeszcze w trakcie meczu doszło do kłótni koszykarzy obu ekip, w którą wmieszał się ojciec Ja Moranta Tee Morant oraz ich przyjaciel Devonte Pack. NBA wszczęła w tej sprawie śledztwo, ale rzecznik Mike Bass przyznał, że trudno było wykazać, czy z auta rzeczywiście celowano z broni. Ochroniarz Pacers przyznał jednak, że w stu procentach mieli przy sobie pistolet.

Jeden fakt jest niepodważalny: gwiazda koszykówki, która nie ma powodu, by kogokolwiek krzywdzić, odgrywa na oczach całego świata swoje fantazje o byciu szefem mafii. Choć nie ma ku temu powodów.

– Ten dzieciak, Ja Morant, gra tak, jakby wierzył, że jest najlepszym graczem ligi – twierdził niedawno Shaquille O'Neal. Z ust czterokrotnego mistrza NBA oraz członka "Galerii Sław" to najwyższy komplement.

I w pełni zasłużony – wybrany przez Memphis Grizzlies z drugim numerem w drafcie w 2019 r. Ja Morant z roku na rok staje się coraz potężniejszą gwiazdą NBA. W 2020 r. wybrano go najlepszym debiutantem, dwa lata później graczem, który uczynił największy postęp, choć według wielu śmiało powinien kandydować w wyścigu o statuetkę MVP – dla najbardziej wartościowego gracza całej ligi.

Ale choć w ostatnim sezonie zdobywał znakomite 27,4 punktu i poprowadził Grizzlies do 56 zwycięstw i drugiego miejsca w Konferencji Zachodniej (w play-off Grizzlies odpadli z późniejszymi mistrzami ligi, czyli Golden State Warriors), to nie tylko o liczby tutaj chodzi.

Amerykanie idealnie podsumowują te cechy określeniem "explosiveness", które oznacza wybuchowość. I Morant rzeczywiście potrafi na boisku wybuchnąć. Ma bardzo szybki pierwszy krok, znakomite czucie piłki, odwagę podczas atakowania obręczy i niesamowity wyskok. Kompilacji jego najlepszych zagrań jest mnóstwo, a jego koszykarskie emploi dopełnia wygląd, a konkretnie charakterystyczne dredy upięte na czubku głowy.

To wszystko czyni go przyszłością ligi i jej młodą twarzą, która trafi do wyobraźni generacji "zetek". Nie dziwne, że Nike wyprodukowało jego własny model butów i płaci mu ponad 10 mln dol. rocznie, a Gatorade zaoferowało bycie mu twarzą legendarnej marki. Od nowego sezonu w życie wejdzie też nowy kontrakt Ja Moranta z Grizzlies – klub z Memphis zaoferował mu aż 231 mln dol. za pięć lat gry.

Skąd w takim razie nowy, gangsterski sznyt Moranta? Dla kibiców zachowanie Moranta jest niezrozumiałe. Amerykańskie media podkreślają, że wyrósł on – w przeciwieństwie do wielu innych koszykarzy – w pełnej rodzinie i dostatku. Dorastał w Dalzell, miasteczku w Południowej Karolinie. Jego ojciec Tee był obiecującym koszykarzem, ale porzucił marzenia, gdy Jamie, jego partnerka, zaszła w ciążę. Tee zaczął pracować jako golibroda, a potem rozwijał pasję i koszykarskie umiejętności syna.

W NBA jest wielu, którym koszykówka uratowała życie. DeMar DeRozan nie ukrywa, że wywodzi się ze środowiska gangsterów, Jimmy Butler został wyrzucony z domu przez własną matkę i zanim odzyskał dom  jako nastolatek, musiał nauczyć się żyć na ulicy. Morantowi koszykówka dała majątek, ale nie wyciągnęła go z dna.

"To, co się dzieje, jest oznaką chorej kultury"

Część mediów sięga głębiej. "Tu nie chodzi tylko o niedojrzałość jednego młodego człowieka. To, co się dzieje, jest oznaką chorej kultury. Morant jest cudem na boisku, ale być może nie jest odporny na pokusy wcielenia się w postać twardziela, z którym zmaga się tak wielu młodych mężczyzn. Ameryka zrodziła społeczności pełne ludzi żyjących w trybie przetrwania" – pisze "The Rolling Stone".

I opisuje, jak amerykańska popkultura hołdujcie postaciom "wyjętym spod prawa", kowbojom i w końcu – gangsterom. "To głęboko amerykańska historia, którą wielu jest zmuszonych naśladować, nawet jeśli przypominają Moranta, nadnaturalnie utalentowanego sportowca otoczonego wsparciem rodziny, możliwościami, a teraz bogactwem" – pisze Andre Gee. I przywołuje skrajne przykłady z NBA, gdy pieniądze i możliwości zdeprawowały porządnych ludzi. Choćby Javarisa Crittentona, który był wzorowym studentem, przewodniczącym na roku i członkiem Future Business Leaders of America. Po znakomitym pierwszym roku w Georgia Tech dostał się do NBA, ale wpadł w złe towarzystwo – w czasie gry w Los Angeles Lakers przystąpił do gangu. Gdy był już graczem Washington Wizards, wdał się w sprzeczkę z Gilbertem Arenasem, a obaj – w szatni, w gronie kolegów – straszyli się bronią. Niedługo później Crittenton zakończył karierę, a dziś odsiaduje długi wyrok w więzieniu.

To oczywiście skrajny przykład, a Morant ma czas, aby się opamiętać. Tuż po incydencie z bronią został zawieszony przez klub na dwa mecze, a sam przeprosił za swoje zachowanie. Napisał, że zamierza pracować nad lepszymi sposobami radzenia sobie ze stresem. To nie oznacza jednak, że sprawa jest zamknięta. Po tym, jak okazało się, że policja nie będzie badać tej sprawy z urzędu, zawodnik został zawieszony na cztery kolejne mecze i ma wrócić do gry najwcześniej 17 marca. Ale równie możliwe, że w tym sezonie już go w grze nie zobaczymy. NBA rozważa, aby ukarać go najsurowiej – czyli odsunąć od gry na 50 spotkań. Jako że spotkanie z Nuggets Grizzlies rozgrywali na wyjeździe, może to oznaczać, że Morant podróżował z bronią w prywatnym, klubowym samolocie. A to jedna z najsurowszych przewin w ligowej polityce.

NBA wręcz krzyczy do Ja Moranta, by wziął się w garść. Trener Grizzlies Taylor Jenkins przyznał, że rozmawiał z Morantem, jeszcze zanim koszykarz wrzucił wideo z bronią na Instagrama. Apelują też byli koszykarze. – Byłem zamieszany w narkotyki, przeżyłem próby morderstwa. Byłem niezdyscyplinowanym młodzieńcem, który próbuje zrozumieć, jak być sławą i radzić sobie z sukcesem. Wiem, jak czuje się Ja Morant. Wróci i będzie lepszym człowiekiem – mówił w ESPN Jalen Rose, były koszykarz, a dziś ekspert.

W trakcie tego samego programu przemówił też Stephen A. Smith, jeden z największych sportowych dziennikarzy w Stanach. W pewnym momencie zaczął mówić wprost do kamery, do będącej na ostrym zakręcie młodej gwiazdy Memphis Grizzlies. – Jesteś supergwiazdą koszykówki. Masz 23 lata. Zarobisz 231 mln dol. w najbliższe pięć lat. Ale w tym show, w krajowej telewizji, rozmawiamy o tobie w kontekście oskarżeń i policji. Pomyśl o tym choćby przez sekundę. Czy to wszystko jest tego warte? Odpowiem za ciebie: nie jest – powiedział. I wygłosił też apel do taty Moranta, Tee. – Przestań być tylko kibicem swojego syna. Czas zacząć zachowywać się jak ojciec.

Więcej o: