Golden State Warriors pokonali Los Angeles Lakers, Boston Celtics wygrali z Philadelphia 76ers, do wyścigu po mistrzostwo NBA startują kolejni faworyci – Milwaukee Bucks, Los Angeles Clippers czy Phoenix Suns. A wielki LeBron James ruszył na ostatni etap pogoni za rekordem Kareema Abdula-Jabbara, zdobywcy 38387 punktów w historii, i w meczu otwarcia zdobył w 31 punktów.
Ale ten sezon będzie wyjątkowy także ze względu na to, co będzie się działo na ligowym dnie. Tam też zaczyna się wyścig – o to, kto będzie najgorszy. Do batalii szykują się San Antonio Spurs, Utah Jazz, czy Indiana Pacers, którzy w lecie oddali czołowych graczy i odmłodzili składy. Ale im bliżej końca, tym chętnych do hurtowego przegrywania przybędzie. Powód jest jeden: Victor Wembanyama.
"Brick for Vic", "Play bad for the French lad", "Loserama for Wembanyama" – amerykańscy dziennikarze wymyślają nazwy dla koszykarskiej konkurencji, w której chodzi o to, by przegrać jak najwięcej meczów. W NBA nie jest to konkurencja nowa, od lat działa prosty mechanizm – im słabszy zespół, tym większe szanse na wylosowanie pierwszego numeru w drafcie, czyli prawa wyboru najbardziej utalentowanego gracza z całego świata. A w 2023 roku tym najbardziej utalentowanym, najlepszym, będzie koszykarz wręcz z innej planety.
- Nazywamy wyjątkowych graczy jednorożcami, w ostatnich latach byli nimi chyba wszyscy. Ale on jest bardziej jak kosmita. Nigdy nie widziałem… Nikt nigdy nie widział kogoś tak wysokiego, a jednocześnie poruszającego się tak płynnie i wdzięcznie – szukał słów LeBron James, który wkraczając do NBA w 2003 roku, mimo niespełna 19 lat, był już określany mianem "Wybrańca".
Victor Wembanyama to rzeczywiście fenomen. 4 stycznia skończy dopiero 19 lat, mierzy 221 cm wzrostu. – Na bosaka – podkreśla sam zawodnik, bo przecież w USA wzrost koszykarzy mierzony jest w butach. Jak gra? Zacznijmy od porównań, one zawsze malują efektowne obrazy – jak młody Kareem Abdul-Jabbar, jak Rudy Gobert rzucający za trzy punkty, jak swobodnie dryblujący Kristaps Porzingis, jak wyżsi Kevin Durant czy Janis Andetokunmbo. Innymi słowy – jak najlepszy strzelec w historii NBA, jak jej czołowy obrońca ostatnich lat, jak pierwszy jednorożec, bo tak nazwano kilka lat temu mierzącego 221 cm wzrostu i rzucającego za trzy Łotysza, jak najlepsi strzelcy i MVP ligi. Andetokunmbo ma ksywę "Greek Freak"? Wembanyama może być jeszcze większym odmieńcem.
Świetnie porusza się po parkiecie – jest szybki, zwinny i skoczny. Swobodnie czuje się z piłką – kozłuje jak skrzydłowy, potrafi zmienić kierunek, regulować tempo. Jest skuteczny z każdego miejsca na parkiecie – potężne wsady i rzuty z bliska są dla niego tak samo powszechne jak serie trójek. Ale to tylko jedna strona parkietu – po drugiej Wembanyama jest wyjątkowym obrońcą, na co wpływa jego niesamowity zasięg rąk, wyczucie oraz sprawne poruszanie się na nogach. Jest tak wielki, że pokrywa większość przestrzeni w pobliżu obręczy i nawet jeśli nie zalicza bloków, to wpływa na decyzje rywali.
Konkretne liczby? W październiku Wembanyama zagrał w dwóch meczach swojego francuskiego zespołu Metropolitans 92 przeciwko drużynie G League Ignite – meczach zorganizowanych niejako specjalnie dla niego, by mógł się zaprezentować szerokiemu gronu trenerów, skautów, ekspertów. Na trybunach zasiadło ich około 200, a Francuz zaprezentował się wyśmienicie – w dwóch spotkaniach zdobywał średnio 36,5 punktu, miał po 7,5 zbiórki oraz 4,5 bloku. Trafił aż dziewięć z 18 rzutów za trzy. "To nie do obrony", "Co możesz mu zrobić?" - amerykańscy komentatorzy co chwila powtarzali to samo.
- Czyli co, teraz 25 zespołów szykuje się do tankowania? – takie słowa doświadczonego skauta wychwycił po pierwszym meczu dziennikarz "San Antonio Express-News". Wembanyama zdobył w nim 37 punktów i zablokował pięć rzutów, a dla wszystkich stało się jasne, że w oparciu o Francuza można budować zespół na miarę mistrzostwa. I że warto poświęcić sezon bez widoków na sukcesy, by przegrywać i mieć większą szansę w drafcie. Czyli tankować, inaczej zaliczyć jak największą liczbę porażek. W NBA nie ma tak prostej metody uszeregowania kolejności wyboru w drafcie jak np. w NFL, gdzie najsłabsza drużyna zakończonego sezonu wybiera jako pierwsza. W lidze koszykarzy obowiązuje tzw. loteria, numery są losowane, ale najsłabszy zespół w sezonie ma w niej największe szanse.
O tym, że będzie wielki, wiadomo od dawna. Victor urodził się w sportowej rodzinie – pochodzący z Demokratycznej Republiki Kongo ojciec Felix skakał w dal, matka, Elodie de Fautereau, grała w koszykówkę, po latach nazywano ją żeńskim Kedrickiem Perkinsem. Połączenie skoczności i dynamiki z umiejętnością poruszania się pod koszem Victor wyniósł zatem z domu.
Elodie po karierze została trenerką w podparyskim Le Chesnay, zabawy pomarańczową piłką uczyła najmłodsze dzieci. Także Victora. – Moja wszechstronność wzięła się stąd, że odbijałem piłkę od małego, jeszcze zanim zacząłem trenować. Miałem pięć czy sześć lat i zawsze miałem przy sobie piłkę – mówił Wembanyama w rozmowie z ESPN. I podkreślał, że lubił nie tylko koszykówkę. – Byłem niezły w piłkę nożną, grałem na bramce, ćwiczyłem dżudo. W końcu zdecydowałem się na kosza, ale nie było tak, że zacząłem grać w jakimś konkretnym momencie. Koszykówką nasiąkałem od zawsze.
Kolejne kroki wyjątkowego dzieciaka były typowe, choć coraz częściej odbywały się w obecności kamer i reflektorów. Zawsze najwyższy, zwykle grał ze starszymi, podbijał kolejne rozgrywki – najpierw we Francji, potem w całej Europie. Skauci go chwalili, media społecznościowe zalewały kolejne kompilacje jego zagrań, w wieku 15 lat zadebiutował we francuskiej ekstraklasie, a przed 18. urodzinami po raz pierwszy zagrał w Eurolidze. Szedł ścieżką, którą kilka lat wcześniej przeszedł Luka Doncić - obecnie jedna z największych gwiazd NBA z Dallas Mavericks. Tyle, że Francuz jest 20 cm wyższy, dzięki czemu dużo bardziej unikalny.
Wembanyama jest wyjątkowy i od dawna o tym wie. "New York Times", który wysłał ostatnio reportera do Nanterre, opisuje historię, jak trener Michael Bur urządzał z nastoletnimi koszykarzami zabawy w skojarzenia. Prosił np. o wypowiedzenie słowa na pierwszą literę własnego imienia. – Trenerze, ja mam na imię Victor. Czyli od jakiej litery zaczynam? – podchwytliwie zaczął zawodnik. – No, od V – odpowiedział trener. – Tak, ale V to także rzymska liczba pięć. I ja mam na imię Victor, bo potrafię grać na wszystkich pięciu pozycjach – odparł młody koszykarz. – Pomyślałem wtedy, że mam do czynienia z naprawdę niebanalnym szesnastolatkiem – relacjonował Bur "New York Times".
Kolejna anegdota: na lekcji francuskiego w liceum klasa Wembanyamy miała przygotować krótkie opowiadanie o marzeniach. Temat był ogólny, część kolegów z drużyny potraktowała go wąsko – napisała o tym, że chce zostać sławnymi koszykarzami. Natomiast Victor z jednym z uczniów napisali opowiadanie zatytułowane "Alice et Jules". Była to historia małżeństwa, którego życie się załamało, gdy Jules prowadząc pod wpływem alkoholu spowodował wypadek i zapadł w śpiączkę. Po wybudzeniu okazało się, że stracił kontakt z Alice, ostatecznie małżonkowie ponownie się zeszli.
- Tak, zawsze był wyjątkowy, choć tę koszykarską wyjątkowość ja postrzegam tak, że ktoś coś robi na boisku po raz pierwszy, odkrywa nieznane – mówi Aaron Cel, wychowany we Francji reprezentant Polski. - Magic Johnson był pierwszym tak wysokim graczem, który świetnie podawał. Michael Jordan miał wyjątkowy gen zwycięzcy i lidera. Stephen Curry zaczął trafiać trójki z 10 metrów. Victor? Oglądam jego mecze od dawna i nigdy nie widziałem zawodnika, który przy takim wzroście łączyłby umiejętność kozłowania, zmiany kierunku, rzuty za trzy, wyczucie do bloków – dodaje Cel.
Reprezentant Polski kontynuuje: - Pojawia się pytanie o to, czy Wembanyama wytrzyma presję, ale tu jestem spokojny. Słucham tego, co i jak mówi – nic go nie zaskakuje, widać, że wszystko ma przemyślane, jest elokwentny. Przypomina mi nastoletniego Kyliana Mbappe, o którym mówiono, że jest dojrzały jak na swój wiek, a on tłumaczył, że to dlatego, że jako dziecko bawił się z rodzicami w konferencje prasowe, wywiady, odpowiadanie na pytania.
Wembanyama ma poczucie własnej wartości. – Zawsze czułem, że jestem na innym poziomie. Żyłem innym życiem niż koledzy z podstawówki, w inny sposób o wszystkim myślałem. Zawsze starałem się być oryginalny w tym, co robiłem i to naprawdę tkwi w mojej duszy: być oryginalnym, jedynym w swoim rodzaju. Nie wiem, czym to wytłumaczyć, po prostu taki się urodziłem – mówił ostatnio nastolatek w rozmowie z „New York Times".
Jedyny w swoim rodzaju Wembanyama w ostatnim sezonie przed wejściem do NBA wykonał też niebanalny krok w tył – z euroligowego ASVEL Villeurbanne przeniósł się do słabszego Metropolitans 92. Żeby nie zwiększać obciążeń, nie prowokować kontuzji, grać raz w tygodniu, poświęcać się treningom u Vincenta Colleta, doświadczonego trenera reprezentacji Francji.
- Rozmawiałem z Vincentem podczas EuroBasketu i on mówił mi, że czuł się trochę zmęczony, myślał o odpoczynku od pracy w klubie. Ale jak dowiedział się, że będzie pracował z Wembanyamą, zgodził się na kolejny rok – opowiada Cel. I to Collet wykona ostatnie szlify przed wypuszczeniem nastolatka w wielki świat NBA.
Z jasno sprecyzowanym celem. – Powiedziałem Victorowi, że nie mam zamiaru doprowadzić go pozycji numeru 1 w drafcie. Chcemy go przygotować do kolejnego etapu, w którym jest dominacja w NBA – zapowiada Collet.
I jak tu dla Wembanyamy nie przegrywać?