Kibicu, naucz się oglądać Sochana w NBA. Trzeba wiedzieć, na co patrzeć

Łukasz Cegliński
Oglądanie pierwszych kroków Jeremiego Sochana w NBA to wyzwanie. Nie widzimy serii celnych trójek, spektakularnych wsadów i regularnych punktowych wystrzałów. Jeśli chcesz wiedzieć, dlaczego 19-letni reprezentant Polski może być wartościowym graczem San Antonio Spurs, musisz nauczyć się dostrzegać grę bez piłki, przesuwanie na nogach i zaangażowanie w obronie.

Po trzech sezonach, które upłynęły od czasu zakończenia kariery przez Marcina Gortata, znów mamy Polaka w NBA – w środę 19 października Jeremi Sochan zadebiutuje w niej w barwach San Antonio Spurs przeciwko Charlotte Hornets. Na razie rozegrał pięć sparingów, które oceniane przez pryzmat suchych statystyk mogły rozczarować przeciętnego kibica. Nie było w nich fajerwerków, nie było imponujących zdobyczy punktowych, nie było wiodącej roli w zespole. Ale spokojnie, to nic dziwnego. Sochan trafił do NBA ze względu na inne atuty, przymierzany jest do mniej eksponowanej roli w drużynie, a do tego ma dopiero 19 lat. Oglądając go, trzeba się uzbroić w cierpliwość i nauczyć doceniać pojedyncze zachowania na boisku. Trochę tak jak wtedy, gdy pierwsze kroki w NBA stawiał Gortat, a my – zachłyśnięci samą obecnością Polaka w tej lidze - cieszyliśmy się z pojedynczego dobrego zastawienia rywala, zbiórek w obronie, każdego celnego rzutu.

Zobacz wideo Damian Janikowski analizuje walki freaków. "Śmieszna walka, ale dobra"

Porównanie z Gortatem nie jest oczywiście najlepsze, bo pozycja Sochana na starcie debiutanckiego sezonu jest jednak zdecydowanie lepsza niż jego polskich poprzedników, czyli także Macieja Lampego czy Cezarego Trybańskiego. Oni swoje pierwsze sezony w NBA zaczynali na końcu ławki lub nawet na trybunach, natomiast wybrany z wysokim, dziewiątym numerem draftu skrzydłowy, najpewniej rozpocznie rozgrywki w pierwszej piątce – tak, jak w trzech ostatnich sparingach. To świetny punkt wyjścia, nawet jeśli radykalnie odmłodzona drużyna Spurs jest w przebudowie i nie liczy w tym sezonie na żadne sukcesy. Grać w pierwszej piątce w wieku 19 lat u wielkiego Gregga Popovicha, który jako trener wygrał najwięcej meczów w historii NBA? Znakomita perspektywa.

Tym bardziej, że Popovich – świetny fachowiec, wręcz trenerski nestor - z Sochana i innych młodych debiutantów w zespole jest zadowolony, w pozytywnym kontekście wspomina o nich po kolejnych sparingach, zamierza na nich stawiać. A nawet – jak mówił przed startem przygotowań, używając swoich typowych barwnych porównań – rzucać ich w środek pożaru i oceniać, jak kto sobie poradzi w walce z ogniem. I te opinie są ważniejsze niż ofensywne statystyki reprezentanta Polski, które są po prostu słabe.

Jeremy SochanSochan rozkręca się w San Antonio Spurs. NBA wyróżniło Polaka [WIDEO]

W pięciu przedsezonowych sparingach Sochan grał średnio po 20 minut, czyli sporo. Najpierw był rezerwowym zaczynającym mecz od drugiej kwarty, trzy ostatnie spotkania rozpoczynał już w pierwszej piątce. Grając na pozycji wysokiego skrzydłowego, zdobywał średnio po 4,4 punktu, miał po 4,6 zbiórki, a także – w sumie – trzy asysty, trzy przechwyty i cztery bloki.

Gdy w statystyki sięgniemy nieco głębiej, zobaczymy, że w sparingach Sochan miał ogromne problemy z trafianiem do kosza – miał 9/29 z gry, czyli ledwie 31 proc. skuteczności. Rzuty z dystansu? 2/15, czyli 13 proc. Wolne? Tu też jest bardzo źle – 2/8, czyli marniutkie 25 proc.

To jednocześnie i negatywne zaskoczenie, i spodziewany problem. W eksperckich analizach przed draftem wielu fachowców zwracało uwagę na niestabilny i niezbyt skuteczny rzut Sochana – wielokrotnie podkreślano, że postęp w tym elemencie będzie kluczowy, by utalentowany skrzydłowy wszedł na wyższy poziom. Ale choć problemy z regularnym trafianiem brano pod uwagę, to jednak powyższe statystyki są po prostu bardzo słabe.

Zostawmy jednak na chwilę statystyki, bo przecież ważny jest też test oka i zachowania na boisku, które trudniej przełożyć na cyferki. Szczególnie te zachowania, które dzieją się po drugiej stronie parkietu. W defensywie Sochan spisuje się dobrze i nie chodzi o pojedyncze przechwyty czy bloki. Najważniejsze jest to, że nowy skrzydłowy Spurs w kilku sparingach potrafił pokazać atuty znane z koszykówki młodzieżowej – te, dzięki którym trafił do NBA. Wykorzystuje dynamikę, dobrą pracę nóg, umiejętność ustawienia się, dobre reakcje, długie ręce i energię – to wszystko pozwala mu odnaleźć się w wielu miejscach boiska i przekłada się na bardzo pożądaną w obecnej koszykówce umiejętność bronienia przeciwko graczom z kilku pozycji.

Dlatego kluczowymi akcjami Sochana są te, które trudno wychwycić, na które często nie zwraca się uwagi - sprawne przesuwanie się na ugiętych nogach, szybkie przejmowanie rywali po zasłonach z odpowiednim ukierunkowaniem, utrzymywanie pozycji między graczem z piłką a bronionym koszem. Spowalnianie niskich rywali, ale też trzymanie gardy przeciwko wysokim, gdy trzeba walczyć o pozycję w polu trzech sekund - mocno stać na nogach i odpowiednio pracować ramionami, by nie faulować. To wszystko mierzący 206 cm wzrostu Sochan potrafi, to wszystko pokazał w sparingach. I to właśnie te akcje są fundamentem jego gry na początku dorosłej kariery.

Po niezłej obronie lub zbiórkach Sochan potrafi wyprowadzić szybki atak, w którym szuka kolegów. Oni w ataku szukają go rzadziej i to się raczej nie zmieni – piłkę dogrywają wtedy, gdy rywal zostawi go na moment pod koszem lub podają mu na obwód, gdy obrona przeciwnika zacieśnia strefę pod obręczą. I tu wracamy do słabych statystyk rzutowych – Sochan regularnie ma okazję do zdobywania punktów, w sparingach oddawał po sześć rzutów, czyli wcale nie tak mało. Kłopot polega na wspomnianej skuteczności.

Zwłaszcza tej z dystansu, co na jego pozycji jest kluczowe. Trafiający z dystansu wysoki gracz to w obecnym baskecie konieczny element każdej drużyny – jeśli robi to regularnie, wyciąga obrońców spod kosza, zostawiając miejsce do gry kolegom. I takiego właśnie gracza chcieliby w Sochanie widzieć Spurs. Co więcej, Popovich wyraźnie wierzy, że Polak się nim stanie, bo widać, że Sochan ma zielone światło na rzuty z dystansu. Mimo słabej skuteczności bez zawahania oddaje średnio po trzy próby w meczu. Gdyby efektywność tych rzutów podciągnął do akceptowalnych 30 proc., wnosiłby do ataku zdecydowanie większą wartość. Byłby zagrożeniem, zawodnikiem, którego nie można zostawiać bez obrońcy. Na razie - można.

Dlatego kluczowym słowem w jego przypadku musi być "cierpliwość". Sochan wciąż jest na samym początku kariery, jego niewątpliwy potencjał dopiero ma się przeobrazić w konkretne umiejętności na poziomie NBA. Na pewno będzie miał mecze, w których rzuty nie będą wpadać do kosza, ale będą zdarzać się i takie, w których zdobędzie kilkanaście punktów. Sezon NBA ciągnie się przez 82 mecze, jest długi i wyczerpujący, dla debiutanta to często zderzenie ze ścianą – będą kryzysy fizyczne, mentalne, przyjdzie znużenie. To wszystko trzeba przetrwać, a jednocześnie pracować. I znów – przede wszystkim nad rzutem.

Jeremy SochanDebiut Sochana w pierwszej piątce. I to tyle. Pierwszy mecz na zero

Na koniec warto podkreślić, że okoliczności, w których Sochan będzie się uczył, sprzyjają spokojnemu rozwojowi. Z jego punktu widzenia są wręcz idealne. Spurs to ligowy słabeusz, w San Antonio wszyscy zdają sobie sprawę, że młody zespół jest w trakcie przebudowy i dopiero przygotowuje się do tego, by iść w górę za dwa, może trzy sezony. Na razie chodzi o rzucanie na głęboką wodę niedoświadczonych graczy, których poza Sochanem nie brakuje. Porażki są wkalkulowane, a nawet – to specyfika ligi – w pewnym sensie pożądane. Bo przecież im gorzej wypadniesz, tym większe szanse masz na wylosowanie pierwszego numeru w drafcie.

A w tym przyszłorocznym czeka wielka nagroda – mierzący 220 cm wzrostu Victor Wembanyama, niemal pewny nr 1. Francuz ma dopiero tylko 18 lat, ale przy okazji krótkiego tournée po USA swoich Metropolitans 92 już podbił umysły i serca amerykańskich ekspertów. Ze względu na swoją wszechstronność określany jest fenomenem, a nawet przybyszem z koszykarskiego kosmosu. Jest wielki, ale zwinny. Może grać pod koszem, ale też bardzo dobrze kozłuje. Kończy akcje potężnymi wsadami, ale i trafia z dystansu. Możliwe, że Wembanyama będzie jedną z największych gwiazd NBA nadchodzącej generacji.

Sochan, ze względu na defensywną wszechstronność może stać się graczem unikalnym, ale raczej nie ligowym fenomenem. To potencjalnie raczej ważny tryb solidnej drużyny niż lider biorący na siebie ciężar gry. Ale pewne jest jedno – ze względu na miejsce, w którym są Spurs, na początku kariery będzie miał szalenie ważny komfort. Komfort popełniania pomyłek, wyciągania wniosków z błędów, grania bez wielkiej presji i stopniowej nauki. A najbardziej poukładany w NBA klub z San Antonio z Popovichem na czele będzie wiedział, jak mu pomóc.

Potrzeba tylko cierpliwości.

Więcej o: