Pięć punktów w debiucie w koszulce Spurs, pięć punktów w drugim spotkaniu, ale w trzecim - okrągłe zero. I o ile w tych pierwszych meczach z Houston Rockets i Orlando Magic kibice Spurs i Jeremiego Sochana mieli przynajmniej kilka powodów do oklaskiwania 19-letniego skrzydłowego, tak w spotkaniu z New Orleans Pelicans takich okazji nie było. A zaczęło się obiecująco, bo przecież Sochan zaczął mecz w pierwszej piątce.
Ułożyło się to zresztą w pewien ciąg. W pierwszym meczu w Houston Sochan wszedł na parkiet w drugiej kwarcie, w sumie zagrał przez 17 minut. W drugim spotkaniu przeciwko Magic pojawił się na parkiecie już w połowie pierwszej kwarty, w całym meczu Gregg Popovich dał mu pograć przez 22 minuty. W trzeciej próbie, z Pelicans, Sochan rozpoczął spotkanie już w pierwszej piątce.
Z drugiej strony - ważne zastrzeżenie: Spurs w sparingach nie grają w pełnym składzie - potencjalny lider Keldon Johnson, a także Josh Primo leczą urazy, a w niedzielę odpoczywali też Jakob Poeltl oraz Devin Vassell, którzy przeciwko Rockets i Magic zaczynali w pierwszej piątce.
Wracając do Sochana - wnikliwy obserwator trzech dotychczasowych występów Polaka w koszulce Spurs będzie się zastanawiał, czy z coraz szybszym wchodzeniem na parkiet, rośnie też jego poziom gry. Próbkę dobrej obrony, która ma być znakiem firmowy Sochana w NBA, widzieliśmy już w Houston, gdzie nastolatek zaliczył trzy efektowne bloki. Ale dobry atak wciąż widzimy tylko w pojedynczych akcjach.
W niedzielnym meczu ofensywną grę Polaka pozytywnie ocenić można tylko przez pryzmat wyprowadzania piłki po zbiórkach w obronie lub po przechwytach. To ważne, gdy mierzący 206 cm wzrostu skrzydłowy potrafi szybko przemieścić się z piłką na drugą stronę boiska. Ale ważne też, co z nią w takiej sytuacji zrobi - przeciwko Pelicans Sochan potrafił i zaliczyć ładną asystę przy wsadzie Zacha Collinsa, i kompletnie się pogubić podając w aut - zamiast kolegów piłkę złapał jeden z trenerów rywali.
Do poprawy wciąż pozostaje też rzut, szczególnie ten z dystansu. To element gry Sochana, który od dawna jest zagadką - czy Polak będzie w stanie trafiać na poziomie NBA na tyle regularnie, by stanowić zagrożenie dla rywali? To ważne, bo ono wpływa na całą obronę przeciwnika - jeśli skrzydłowy lub wysoki skrzydłowy, bo na takich pozycjach gra Sochan, grozi celną trójką, to wychodząc na obwód może rozciągać defensywę rywala, dzięki czemu pod koszem jest więcej miejsca do gry dla wysokich lub wchodzących w pole trzech sekund rozgrywających.
Na razie tego zagrożenia jednak nie ma - w meczu z Pelicans Sochan miał 0/3 za trzy, jego rzuty były bardzo różne, nieregularne, spudłował też z półdystansu. W trzech sparingach reprezentant Polski ma w sumie 2/9 za trzy, co jest wynikiem poniżej oczekiwań. Zresztą w ogóle jego skuteczność z gry pozostawia wiele do życzenia - to 3/14 z gry, czyli marne 21 proc. Średnia punktowa skrzydłowego wybranego z dziewiątym numerem draftu, to w trzech meczach 3,3 punktu. Niewiele, choć oczywiście długo jeszcze będziemy brać poprawkę na brak doświadczenia i dopiero kształtującą się rolę w zespole.
Dlatego, póki co, pozostaje się koncentrować na pojedynczych, czasem niezbyt widocznych akcjach w defensywie. W niedzielnym meczu Sochan zagrał w sumie 18 minut - nie blokował rzutów, zaliczył przechwyt, miał cztery zbiórki. Dziennikarze piszący o Spurs doceniali na Twitterze jego fizyczną grę przeciwko Zionowi Williamsonowi, pierwszemu numerowi draftu z 2019 roku, który próbuje wrócić do wielkiej gry, zauważali także waleczność Polaka w walce o zbiórki czy bezpańskie piłki. Tylko tyle i aż tyle.
Sochan - średnie 3,3 punktu oraz 4,0 zbiórki w trzech meczach - walczy o swoje miejsce na parkiecie, Spurs walczą o pierwsze zwycięstwo w sparingach. W niedzielę to się nie udało - po wyrównanej pierwszej połowie, trzecią kwartę Pelicans wygrali aż 37:22. W końcówce spotkania Popovich sprawdzał głębokie rezerwy, najwięcej punktów dla jego zespołu zdobyli Doug McDermott (14) oraz Josh Richardson (12).
Przed startem sezonu Spurs czekają jeszcze dwa sparingi - we wtorek na wyjeździe z Utah Jazz i w czwartek z Oklahoma City Thunder. Pierwszy mecz sezonu NBA rozegrają 19 października przeciwko Charlotte Hornets. Gdy wrócą podstawowi gracze, wiele może się zmienić, ale i tak nie ma wątpliwości, że zespół z San Antonio będzie jednym z najsłabszych w całej lidze.