Jeremy Sochan jest już pewny wyboru do NBA. Szał w USA. "Fantastyczny dzieciak"

Piotr Wesołowicz
Garnitur nie będzie klasyczny, pokój nie będzie zielony, ale wybuch radości i świętowanie z rodziną będą prawdziwe, spontaniczne, wzruszające. Jeremy Sochan kończy koszykarską pielgrzymkę po klubach NBA i zmierza do Nowego Jorku, gdzie spełni się jego marzenie.

Przetarta bluza Cristóbala Balenciagi, okulary z modnymi oprawkami, w uszach złote kolczyki. A przede wszystkim niegasnący uśmiech, który sprawia, że i fanom kąciki ust rozbiegają się w przeciwnych kierunkach.

Zobacz wideo Szpilka do trenera w szatni: On mnie nie zamroczył. Kulisy gali KSW 71

W ten sposób trzy dni przed draftem do NBA prezentował się Jeremy Sochan. 19-letni Polak przyleciał do Waszyngtonu na tzw. workout, czyli pokazowy trening dla sztabowców Washington Wizards.

W NBA szukają dobrych ludzi. Dopiero potem dobrych koszykarzy

Tym razem JJ – jak mówi się na Sochana w Stanach – już nie wyszedł na parkiet. Po pierwsze dlatego, że nabawił się delikatnego urazu, naciągając ścięgno uda. – Drobiazg – jak sam przyznał. A po drugie: bo zwyczajnie nie musiał. Jest już pewny wyboru do NBA, najpewniej z bardzo wysokim numerem.

Ale nie przegapił okazji, by w hali w Waszyngtonie uciąć sobie kilka pogawędek, czy udzielić paru wywiadów. Rozmowy z mediami i przedstawicielami klubów nie stanowią dla niego żadnego kłopotu. Wręcz przeciwnie – w Stanach docenia się jego otwartość, uśmiech, spontaniczność.

– To fantastyczny dzieciak. Z reguły ma uśmiech na twarzy, a jego energia jest zaraźliwa. Pomimo młodego wieku ma świetne zdolności przywódcze. Wie, jak zbliżyć do siebie ludzi i rozmawiać na trudne tematy tak, aby się nie unieść, ani nikogo nie urazić. To naprawdę rzadka cecha wśród młodych osób. Jest bardzo utalentowany jako koszykarz, ale poza parkietem może mieć jeszcze większy talent właśnie do łączenia ludzi – tak o Sochanie mówi w serwisie newonce.sport Jerome Tang, jeden z asystentów w Baylor Bears, z którymi polski koszykarz spędził ostatni rok. I skąd wyfrunie do NBA.

Talent, wszechstronność, warunki fizyczne i wszystko to, co Sochan pokazuje na parkiecie, są kluczowe. Ale otwartość, charakter, uśmiech i jednocześnie pokora, dobre maniery oraz taktowność także są bardzo istotne. One także przekonały ludzi z NBA, że warto w Sochana uwierzyć. W klubach poszukują nie tylko utalentowanych graczy, ale i – jakkolwiek patetycznie to nie zabrzmi – dobrych, ułożonych ludzi.

– Kluby NBA chcą wiedzieć nie tylko jakiego koszykarza, ale też jakiego człowieka wybierają, jak on dopasuje się do zespołu, do relacji w szatni. Ten test Sochan zdecydowanie zdał – mówił Sport.pl Sam Vecenie, dziennikarz The Athletic, który w ostatnich tygodniach zbierał opinie o kandydatach do NBA od trenerów i pracowników klubów. Co wcale nie oznacza, że Sochan nie wniesie do NBA kolorytu. Wręcz przeciwnie – zacznie spektakularnie, już w wieczór draftu.

– Na pewno nie ujrzycie mnie w klasycznym garniturze, założę coś bardziej szalonego – powiedział we wtorek Sochan, któremu fantazji nie brakuje. Dziś jest krótko ściętym blondynem, miewał afro, włosy zafarbowane na różowo albo na zielono. W sam raz do tzw. green roomu, w którym zasiądzie.

"Zielony pokój" to forma niepisanego wyróżnienia dla najlepiej zapowiadających się debiutantów. To w trakcie draftu miejsce tuż obok podium, gdzie gracze, ich rodziny i agenci czekają, aż komisarz NBA wypowie nazwisko szczęśliwca wybranego do ligi.

Ale to nie wyróżnienie dla każdego. Zaproszenie dostaje tylko 20 graczy. W pierwszej turze od organizatorów otrzymali je Jabari Smith, Chet Holmgren, Paolo Banchero, Jaden Ivey, Keegan Murray, Bennedict Mathurin, Dyson Daniels, Shaedon Sharpe, Jalen Duren, AJ Griffin i Johnny Davis, z czasem także Ousmane Dieng, Jeremy Sochan, Ochai Agbaji, Mark Williams i Malaki Branham, a na końcu TyTy Washington, Tari Eason, Jalen Williams i MarJon Beauchamp. Oni mogą szykować się do gry w NBA.

Wybór nie jest przypadkowy. Kluby NBA wcześniej głosują na 25 graczy, których nazwisk spodziewają się jako pierwszych. Wszystko po to, by nie narazić tych, którzy zostaną wybrani z dalekimi numerami na stresujące oczekiwanie w świetle kamer. W przeszłości przeżywał to m.in. Maciej Lampe, który był jednym z najbardziej obiecujących "prospektów" draftu w 2003 r., ale przez zawiłości kontraktowe z jego ówczesnym klubem, czyli Realem Madryt, wypadł poza pierwszą rundę i z numerem 30. powędrował do New York Knicks. Pięć numerów wcześniej niż Szymon Szewczyk.

YouTube pełen jest dokumentów o graczach, którzy o wyborze dowiedzieli się, będąc w domu przed telewizorem albo w hotelowym pokoju. To jednak green room przyciąga największą uwagę mediów – nie tylko sam wybór graczy, ale ich zachowanie i stroje.

Krawat z Myszką Miki, dwurzędowy garnitur i dzwony. Rewia na drafcie

– Spójrzcie na tego brata, Jalen Green, wybrany z dwójką przez Houston Rockets. Ten garnitur nie jest zły! Dwurzędowy, ja wolę jednorzędowe, ale to nie jest big deal – emocjonuje się Stephen A. Smith, jeden z najpopularniejszych koszykarskich ekspertów w Stanach. W zeszłym roku poprowadził w ESPN specjalny program poświęcony modzie wśród młodych koszykarzy. Smith oceniał, jak ubrali się na nowojorski draft. – Koszulka jest ok, paski na marynarce też, wszystko ze sobą gra. Ale co u licha mają znaczyć te dzwony? Panie i panowie, zobaczcie sami. Przecież ledwo widać jego buty! – wykrzykuje dziennikarz. I choć brzmi zabawnie, to pokazuje, że draft NBA to może przede wszystkim show. Na dodatek show, w którym Sochan może być jedną z najjaśniejszych gwiazd.

A ma ku temu godne wzorce. Raz jeszcze wracając do 2003 r., gdy w drafcie wybrano dwóch Polaków, Lampego i Szewczyka, ten drugi w Madison Square Garden, gdzie odbywał się wówczas draft, zaprezentował się w nietypowym krawacie, po którym ścigały się Myszka Miki i pies Goofy. –  Szczęśliwy krawat – oznajmił Adamowi Romańskiemu, ówczesnemu korespondentowi "Gazety Wyborczej", wywodzący się ze Szczecina koszykarz.

Niemal 20 lat później do NBA znów może trafić dwóch Polaków, bo oprócz Sochana na draft w niemałych nerwach czeka Aleksander Balcerowski. Ale jego uroczystość zastanie w drodze do Chorwacji na obóz kadry. Sochan do NBA trafi prosto z zielonego pokoju, który – jak relacjonował w 2003 r. Romański – wcale nie jest zielony. "Zaaranżowana pod sceną kawiarenka" – pisał. Jak będzie w tym roku, jeszcze nie wiadomo. Jasne jest jedno – będzie show. I radość Jeremy’ego Sochana, który do Nowego Jorku, na jeden z najważniejszych wieczorów w swoim życiu, zabiera niemal całą rodzinę, łącznie z mamą, ciocią i babcią, a także przyjaciółmi i trenerami z Southampton, gdzie dorastał. W nocy z czwartku na piątek czasu polskiego dowie się, gdzie spędzi kolejne lata.

Więcej o: