Przez lata przepis o konieczności oddania rzutu wolnego w dziesięć sekund był ignorowany. Ale też przez lata nie było też koszykarza, który tak długo zwlekałby z oddaniem rzutów wolnych jak Giannis Antetokounmpo. Jego rutyna zwykle była przeraźliwie długa, ale sędziowie przymykali na to oko. Do czasu. W pierwszym meczu play-offów między Milwaukee Bucks a Miami Heat w kluczowym momencie spotkania sędziowie odgwizdali Grekowi złamanie przepisu 9. z sekcji 1-a. Ta decyzja sprawiła, że - poza kontuzjami, a także wielkim powrotem Chrisa Paula - rzuty wolne Giannisa stały się najważniejszą historią tegorocznych play-offów.
Rzuty wolne wykonywane przez Giannisa stały się źródłem rozgrywki dla kibiców w halach, w których Bucks grają jako goście. Widzowie zawsze starali się rozproszyć koszykarzy, np. dzięki używaniu pluszowych pałek, transparentów czy rękawic, ale teraz znaleźli sobie nowy sposób – odliczają kolejne sekundy marnowane przez Antetokounmpo i eksplodują radością w sytuacjach, gdy 26-latek pudłuje albo nawet nie trafia w obręcz. Przyklaskują temu stacje transmitujące spotkania, szczególnie pokazująca finały NBA telewizja ABC, która dzieli ekran na pół w sytuacji, gdy Antetokounmpo staje na linii rzutów wolnych. Brooklyn Nets, rywale Bucks w półfinałach wschodu, uruchomili nawet na telebimach specjalny zegar odliczający sekundy wykorzystywane przez jednego z najlepszych koszykarzy na świecie. A sędziowie znajdują się pod presją, czy używać gwizdka, tylko pogłębiając wizerunkowe problemy NBA, która jest krytykowana za przyzwalanie 26-latkowi na łamanie przepisów.
– Oczywistym jest, że wpływa na mnie fakt, iż 20 tysięcy kibiców krzyczy: "Raz, dwa, trzy..." – przyznał lider Bucks, który nie chciał zmieniać swojej rutyny. W tych play-offach sędziowie kilka razy odgwizdali przewinienia, ale, generalnie, przyzwalali koszykarzowi na łamanie zasad, co frustrowało rywali. Pierwszy raz zauważono to już w 2015 roku, ale wówczas, gdy zauważyli to szkoleniowcy Portland Trail Blazers, temat zszedł na dalszy plan. Teraz trafił na czołówki. O łamaniu przepisów głośno mówili szefowie Atlanty Hawks (w pierwszym meczu finałów wschodu, wygranym przez Hawks 116:113, Giannis trafił dwa wolne na 5,3 sekundy przed końcem i przy obu przekroczył 10 sekund) czy Brooklyn Nets, a w świat poszły ujęcia złości Jamesa Hardena.
Gwiazdorowi Nets nie podobało się, że Giannis długo zwlekał z przyjęciem podania od sędziego (dziesięć sekund liczy się od momentu, gdy piłka znajdzie się w rękach zawodnika). Frustracji Hardena dziwić się jednak nie można. Tylko w pierwszej kwarcie szóstego meczu Nets z Bucks Antetokounmpo potrzebował trzech i pół minuty na oddanie siedmiu rzutów wolnych. Dla porównania, całe studio w przerwie w ESPN trwało dwie minuty i 50 sekund.
Przed dwoma laty Giannis kompletnie zatracił skuteczność na linii rzutów wolnych. Między 2014 a 2019 rokiem zawsze trafiał powyżej 72 proc. rzutów wolnych. To wynik daleki od ideału, ale przyzwoity. Problemy nadeszły w dwóch ostatnich sezonach, gdy skuteczność spadła do 63 proc. (2019/20) oraz 66 proc. (2020/21). W play-offach jest jeszcze gorzej. Rok temu w bańce na Florydzie trafiał 58 proc., teraz ledwie 55 proc. Statystyki pokazują, że bez odliczających mu kibiców (52 proc. na wyjazdach – 47/90) rzuca mu się znacznie lepiej (59 proc. u siebie – 36/61) i że po przerwie jest zdecydowanie skuteczniejszy. W pierwszych połowach trafia ledwie 42,9 proc. (27/63), w drugich 63,6 proc. (56/88).
Tylko trzech z 86 koszykarzy, którzy zagrali w play-offach, trafili mniej rzutów wolnych niż Giannis. – Muszę wziąć na klatę śmiechy i się do tego przyzwyczaić, bo nie spodziewam się, by to szybko zniknęło – przekonywał Grek, który ciężko pracuje nad odnalezieniem skuteczności z poprzednich lat. Nie można mu odmówić pewności siebie. W dwóch pierwszych meczach finałów z Suns był bardzo agresywny i dostał się na linię aż 30 razy. Zachęcał go do tego trener. – Im więcej rzeczy robi Giannis, tym lepiej dla nas – przekonywał Mike Budenholzer.
Giannis seryjnie pudłuje rzuty wolne, ale to nie przez niego Bucks przegrali dwa pierwsze mecze z Suns. W 75 minutach z Grekiem na parkiecie zespół z Milwaukee był lepszy od Suns o cztery punkty. Ale pozostałych 21 minut przegrał aż 27 punktami. Giannis ma statystyki z kosmosu – 31 punktów, 14,5 zbiórki, 4 asysty, 2 bloki i półtora przechwytu na mecz, a robi to przy rewelacyjnej skuteczności 64 proc. z gry. Irracjonalne są hasła komentatorów ESPN (Kendricka Perkinsa czy Richarda Jeffersona) kwestionujących jego wpływ na zespół.
Problemem Bucks w tych finałach są partnerzy Giannisa. W drugim meczu finałów Antetokounmpo rzucił 42 punkty, jeden mniej, niż pozostali czterej gracze z podstawowego składu jego drużyny. Jrue Holiday i Khris Middleton w niczym nie przypominają gwiazd, na które wyglądali przy okazji meczów z Hawks w finałach wschodu. Ten pierwszy w dwóch meczach w Phoenix rzucił tyle samo punktów (27), co w decydującym starciu poprzedniej rundy, trafiając ledwie 11 z 31 rzutów. Middleton nie umie ustabilizować formy. Był fenomenalny w starciach z Hawks, błyszczał w rywalizacji z Nets, ale finały to na razie nie jego scena. Być może, tak jak w serii z Nets, obudzi się wraz z powrotem do Milwaukee. Trzeci mecz finałów już w nocy z niedzieli na poniedziałek, początek o 2.00. – W serii z Nets też przegraliśmy dwa pierwsze spotkania, by odrobić straty i awansować. Dalej wierzymy w to, że uda nam się zdobyć mistrzostwo – deklaruje Middleton.