Rekord wszech czasów w NBA! Westbrook przeszedł do historii, ale wciąż musi walczyć o szacunek

Russell Westbrook przeszedł do historii NBA, notując 182. triple-double w trakcie kariery. Z gratulacjami pospieszył Oscar Robertson, którego rekord sprzed kilku dekad został właśnie pobity, czy Magic Johnson. Fani wciąż jednak podważają ten sukces.

Russell Westbrook przeszedł do historii w poniedziałkowy wieczór, w trakcie meczu z Atlantą Hawks. Tuż przed końcem czwartej kwarty zebrał dziesiątą tego dnia piłkę z tablicy i skompletował kolejne w tym sezonie triple-double: 21 punktów, 15 asyst i 10 zbiórek.

Zobacz wideo Mistrz Lewandowski - o jeden krok od rekordu [SEKCJA PIŁKARSKA #87]

Dzięki temu stał się liderem wszech czasów, wyprzedzając Oscara Robertsona z sezonu 1961-62. 32-letni Westbrook ma w tej chwili na koncie 181 potrójnych zdobyczy. Czyli tyle, co Michael Jordan, Kobe Bryant, Chris Paul, Kevin Durant, Bob Pettit, Scottie Pippen, Kevin Garnett, Steph Curry, Allen Iverson, Giannis Antetokounmpo, Derrick Rose, Bill Russell, Gary Payton i Kawhi Leonard. Razem wzięci.

Westbrook zapisuje się w historii. "Chylę czoła"

Chwilę po tym, gdy mecz się skończył, Wizards opublikowali na Twitterze wideo, w którym Robertson gratuluje Westbrookowi osiągnięcia. "Chylę czoła przed tym, co dokonałeś dla tej dyscypliny" – mówi legenda NBA. Westbrookowi gratulował też Magic Johnson, który w trakcie kariery zaliczył 138 triple-double i jest trzeci na liście. LeBron James, który do tej pory zaliczył 99 potrójnych zdobyczy, napisał: "To niesamowity wyczyn. Ktoś musiał to zrobić, ale udało się tobie. Imponujące".

Poniedziałkowy mecz był dla gracza Wizards słodko-gorzki. Z jednej strony przeszedł on do historii, z drugiej – nie trafił trójki równo z końcową syreną, która mogła dać drużynie z Waszyngtonu efektowną wygraną. Zwyciężyli Hawks – 125:124.

– Poświęciłem wiele, by być w tym samym miejscu, co Magic Johnson, Oscar Robertson czy Jason Kidd. To coś, o czym nie śmiałem marzyć, będąc dzieciakiem z Los Angeles. Nie lubię sam poklepywać się po plecach, ale dziś mogę sobie na to pozwolić – mówił po spotkaniu "Brodie", który rekord Robertsona wyrównał w niedzielę. W meczu z Pacers zdobył 33 punkty, miał 19 zbiórek i 15 asyst. "Czarodzieje" zwyciężyli 133:132, a najważniejsze punkty i blok w ostatniej sekundzie zaliczył – bez niespodzianki – Russell Westbrook.

Bez względu na to, co zdarzy się w dwóch ostatnich meczach rozgrywek, Westbrook skończy je – po raz czwarty w ciągu ostatnich pięciu lat – ze średnimi na poziomie triple-double. Zdobywa średnio 21 punktów, po 11 zbiórek i asyst. I pobije rekord Robertsona, do którego nikt nie zbliżył się od 54 lat.

Wizards wciąż mają szansę dostać się do play-off. W tej chwili z bilansem 32-37 zajmują 10. miejsce na Wschodzie, a to daje im miejsce w turnieju play-in, będącym furtką do awansu do najważniejszej części sezonu. A przecież, gdy przed sezonem Russ dołączał do Wizards, niemal wszystko wskazywało na katastrofę.

"Do Westbrooka przylgnęła łatka gracza, który na parkiecie umie zrobić wszystko, ale poza nim jest kiepskim liderem i nie potrafi – odwrotnie niż np. LeBron James – sprawić, że jego koledzy z zespołu staną się lepsi. Słowem, nie zbuduje się wokół niego drużyny, która zdobędzie mistrzowski pierścień" – pisaliśmy w grudniu, kiedy Westbrook zamienił się miejscami z Johnem Wallem, który powędrował do Houston Rockets.

W Wizards zapowiadało się rozczarowanie. Jest oczarowanie

Największą zagadką było to, jak w ekipie z Waszyngtonu dogadywać się będą dwie największe gwiazdy – Westbrook oraz Bradley Beal. Początek sezonu rzeczywiście był dla Wizards koszmarny. "Czarodzieje" przegrali pierwsze pięć spotkań i aż 12 z 15 na starcie sezony. Beal ostentacyjnie domagał się wymiany, a Westbrook nie umiał dopasować się do drużyny. I na potęgę pudłował. Ale w końcu zatrybiło. W kwietniu Wizards zaliczyli passę ośmiu zwycięstw z rzędu, a w każdym z nich liderem drużyny z Waszyngtonu w zbiórkach i asystach był Westbrook, który zaliczył triple-double w 21 z 25 ostatnich meczów. W zdobyczach punktowych kilka razy wyprzedził go Beal.

W ostatnich tygodniach Wiz mają bilans 15-5 i dzięki temu wskoczyli na miejsce dające prawo gry w play-in. Dzisiaj nie ma chyba w NBA drużyny, która chciałaby wpaść na Wizards w I rundzie play-off. Głównie za sprawą rozpędzonego Westbrooka.

– Nie ma takiego drugiego koszykarza jak ja i nie obchodzi mnie, co sądzą inni – mówił niedawno. – Ciekawe, że ludzie uważają moje triple-double za nieprzydatne, że to tylko nabijanie statystyk, a w tym samym czasie gloryfikują osiągnięcia Magica i Oscara. To "nabijanie" statystyk może wygląda na łatwe, ale uwierzcie – to cholernie trudne. Jeśli potrafiliby to wszyscy gracze NBA, to każdy chciałby mieć triple-double co wieczór.

To odpowiedź na zarzuty, które Westbrookowi czyni część obserwatorów i kibiców. Jedna z teorii mówi o tym, że 32-letni koszykarz śrubuje statystyki dzięki swej dominacji, która jest przekleństwem dla reszty zespołu. Główny zarzut brzmi jednak dosadniej – "cyferki" nigdy nie dały Russowi tytułu.

"To, że Westbrook zalicza triple-double, stało się już niemal rutyną. Niespodzianką jest wtedy, kiedy  NIE zaliczy on potrójnej zdobyczy" – tłumaczy Marc Stein z "New York Times". "Skoro jednak to takie łatwe, to czemu udaje się tylko jednemu zawodnikowi w lidze?" – pyta retorycznie.

O szacunek dla Westbrooka dopominał się niedawno sam Magic Johnson, dla którego zresztą wymyślono pojęcie "potrójnej zdobyczy".

Magic Johnson dopomina się o szacunek

Choć nie wiadomo, kto pierwszy użył zwrotu "triple-double" – przyjmuje się, że był to albo publicysta z Filadelfii Harvey Pollack, albo PR-owiec Lakers z lat 80. Bruce Jolesch – to wiadomo, że padł on właśnie w kontekście Magica. Dziennikarze szukali wówczas czegoś, co uchwyci znakomite występy lidera Lakers w erze "Showtime". Magic w tamtym czasie robił na parkietach wszystko – punktował, zbierał, asystował... W październiku 1980 r., po jednym z jego występów, "Los Angeles Times" po raz pierwszy napisał o "potrójnej zdobyczy". Później knajpa In-N-Out z Los Angeles zachęcała: "Zjedz u nas podwójnego cheesburgera, a potem zachwycaj się potrójną zdobyczą Magica". "Triple-double" przyjął się na dobre i od tego czasu jest Świętym Graalem wśród koszykarzy. I fanów koszykówki. W 1992 r. raper Ice Cube użył tego zwrotu w "It Was a Good Day". – Ludzie pytają mnie o tę linijkę częściej, niż o jakąkolwiek inną – mówił w reportażu dla "Sports Illustrated". Oprócz niego o triple-double śpiewali i rymowali Red Hot Chilli Peppers czy Lil Wayne.

Russell Westbrook, który dorastał w Los Angeles w latach 90., nie miał szansy oglądać Johnsona w czasie jego najlepszych lat, ale z pewnością słyszał o jego wyczynach na parkiecie hali Forum. Teraz jego dawny idol wziął go w obronę przed zmasowaną krytyką.

– Kiedy oglądasz najlepsze akcje, pokazują ci facetów zdobywających po 50-60 punktów. Russell na parkiecie robi wszystko, ale nie zobaczysz go w skrótach – mówił Johnson w rozmowie z "The Athletic". – Po prostu go nie doceniamy. Spójrz: w niedawnym meczu Westbrook zebrał 20 piłek. Centrzy grają w tej lidze 15 lat i nigdy nie mieli tyle zbiórek, co on. Są rozgrywający, którzy nigdy nie zaliczyli 20 asyst w meczu, a Russ robi to co dwie-trzy noce. On robi rzeczy, do których nawet ja nie byłem w stanie się zbliżyć.  Musimy okazywać mu więcej miłości i szacunku – dopominał się Magic.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.