Michael Jordan usiadł przed pustą kartką i napisał "dwa najbardziej wpływowe słowa w historii"

Gdyby 18 marca 1995 r. Michael Jordan użył raczkującego wtedy internetu, może padłyby wszystkie serwery. A faks przeszedł. I niedługo później faksy w biurach największych mediów Ameryki zaczęły wypluwać kartkę z tymi samymi słowami na papierze firmowym Falk Corporation: "I'm back". Wróciłem.

W połowie lat 90. tłumaczenie przechodniowi w Chicago, że nastanie wkrótce świat lajków, retweetów, zasięgów, NBA League Pass-ów - czyli internetowych abonamentów na oglądanie meczów, i to nawet w telefonie - groziłoby uznaniem za wariata albo ciosem w zęby.  W 1995 r. posiadanie poczty elektronicznej wciąż było luksusem. A bycie członkiem America Online - kaprysem 1,5 mln użytkowników, którzy nie mieli nawet dostępu do World Wide Web. Niby XXI wiek nadciągał, ale jeden z najważniejszych powrotów w historii sportu dokonał się jeszcze w cudownie staroświecki sposób. Dziś byśmy to pewnie nazwali zmarnowaną szansą: żadnego stopniowania napięcia, niedopowiedzeń, odliczania. Michael Jordan, największy z największych, po prostu wysłał faks. 

Zobacz wideo "To nie czary, to Cezary!". Jaką karierę zrobili Polacy w NBA?

Jordan powiedział: zrobię to sam

– Jakie to było eleganckie i proste. To był Jordan w wersji vintage – wspomina David Falk, agent i jeden z najbliższych przyjaciół Jordana,

O tym, że 32-letni Jordan planuje wrócić do NBA, plotkowano od dawna, ale w połowie marca 1995 r. już o tym huczało. Kilka dni wcześniej MJ oficjalnie ogłosił, że jego kariera w baseballowej drużynie Chicago White Sox dobiegła końca, a od tego czasu jego luksusowe Corvette C4 coraz częściej widywane było pod ośrodkiem treningowym Bulls w Deerfield. – oficjalnie Jordan odwiedzał dawnych kolegów, przy okazji oddając kilka rzutów na boczny kosz. Powrót był jednak kwestią czasu.

Falk był na to przyszykowany. Napisał Jordanowi kilka wersji komunikatu, który obwieści powrót "Jego Powietrznej Wysokości" do Bulls. – Michael przeczytał je, ale widziałem, że tego nie czuje. Powiedział: zrobię to sam. I usiadł przed pustą kartką – opowiadał po latach Falk.

 

Jordan porzucił koszykówkę, będąc na szczycie. Odchodził jako zdobywca trzech kolejnych mistrzostw NBA, trzech kolejnych tytułów MVP ligi i finałów, z siedmioma z rzędu nominacjami do Meczów Gwiazd. Oficjalnie – czuł się wypalony, zmęczony i przygnębiony po śmierci ojca. Chciał spełnić jego marzenie i grać w baseball. – Kocham ten sport. Jestem wściekły, że w liceum nie zacząłem grać profesjonalnie – mówił, gdy podpisywał umowę z Chicago White Sox.

Faks, czyli powiew nowoczesności

To wersja oficjalna. Teoria spiskowa głosi, że Jordan miał bardzo poważne problemy z hazardem, których władze NBA nie potrafiły już dłużej tuszować. MJ miał wrócić, gdy uporządkuje swoje sprawy.

Bez koszykówki wytrzymał 17 miesięcy.

To, co chciał wyrazić 18 marca 1995 r., zmieścił w dwóch słowach. Słowa Jordana były tak magicznie proste, że magazyn Sports Illustrated zamieścił je na pierwszej stronie wydaniu z marca 1995 r. "»I’m back« – to wszystko, co każdy z nas chciał usłyszeć" – pisali dziennikarze SI.

– Faks trzymał nas przy życiu przez wiele lat – mówił Brian McIntyre, były dyrektor działu komunikacji NBA. Na przełomie lat 80. i 90. było to idealne narzędzie do rozwijania globalnych aspiracji ligi. – Gdy rano przychodziłem do biura, czekało na mnie 15 faksów z Europy. A gdy pod wieczór szykowałem się do wyjścia, drugie tyle spływało z Japonii – chwalił się Josh Rosenfeld, pierwszy w historii NBA międzynarodowy dyrektor public relations.

Kiedy w sobotę 18 marca Alyson Sadofsky, dyrektorka w agencji Davida Falka, wyszła spod prysznica, zobaczyła mrugające światełko na automatycznej sekretarce. Falk nagrał jej aż siedem wiadomości, z których każda była coraz bardziej pilna i dotyczyła tego samego tematu: "Udaj się do biura. Teraz".

Sadofsky była w biurze już o 11, a kolejne kilka godzin spędziła na wysyłaniu faksów z informacją od Jordana. – To nie miało nic wspólnego z wysyłaniem maila do kilkunastu redakcji jednocześnie. Każdy faks trzeba było nadać osobno, a potem czekać kilka minut na potwierdzenie odbioru. Maszyna brzmiała jak rzężący koń – opowiadała na łamach ESPN. Kilka godzin później w siedzibie władz NBA w Nowym Jorku i w biurach kilku największych redakcji sportowych w Stanach słychać było charakterystyczny trzask faksu, który wypluwał kartkę z nadrukowanymi dwoma słowami – "I’m back".  

"Wróciłem"

W biurze Falka były dwa faksy. Żeby zdążyć z wysyłaniem oświadczenia Jordana do lokalnych gazet w Chicago, Associated Press i gazet ogólnokrajowych, takich jak ESPN, The Washington Post i New York Times, Sadofsky pracowała uruchomiła dwie maszyny. Napisała wiadomość na papierze firmowym Falk Associates Management Enterprises i dodała standardową informację od firmy. Pełny tekst brzmiał:

"WASZYNGTON, 18 marca 1995. Następujące oświadczenie zostało wydane dziś przez Michaela Jordana za pośrednictwem jego osobistego prawnika i kierownika biznesowego Davida B. Falka, prezesa Falk Associates Management Enterprises Inc. ("FAME") z siedzibą w Waszyngtonie, w odpowiedzi na pytania dotyczące jego przyszłych planów zawodowych:

»Wróciłem«".

– Nie ma w Stanach agencji PR, która wymyśliłaby coś równie eleganckiego jak to, co napisał Michael – mówił po latach David Falk. – To najbardziej wpływowe dwa słowa w historii – dodawał Mark Giangreco, wieloletni dyrektor sportowy Bulls.

– Dziś Michael Jordan został zgłoszony jako nowy gracz Chicago Bulls – powiedział Phil Jackson przed niedzielnym meczem z Pacers w Indianapolis. – Skomentuję powrót Michaela trzema słowami: thank you, baseball – dodał żartobliwie kolega Jordana z drużyny Will Perdue.

Zainteresowanie meczem z Market Square Arena było tak ogromne, że ceny biletów przy parkiecie w kilka chwil poszybowały do tysiąca dolarów, a zwykłe wejściówki nie były już warte ok. 35 dol., a niemal 20 razy więcej. Odpowiadający za PR Pacers David Benner otrzymał dodatkową ochronę. Zwykle mecze lokalnej drużyny oglądał tuzin dziennikarzy, tym razem chętnych było 350. By znów zobaczyć Jordana w akcji, przed telewizorami zasiadło 35 mln widzów – to do dziś najlepszy wynik jeśli chodzi o oglądalność jednego meczu NBA.

Jordana potrzebował nawet Clinton

Świat sportu potrzebował Jordana jak tlenu. Major League Baseball przeżywała największy kryzys w swej historii. O.J. Simpson, największa gwiazda futbolu amerykańskiego, był sądzony za morderstwo. Powrót Jordana do koszykówki wywołał tak wielką ekscytację, że oświadczenia w tej sprawie wydali prezydent Bill Clinton oraz burmistrz Chicago Richard M. Daley.

Ale tego pierwszego wieczoru dla Jordana nic nie było takie, jak powinno. Nieco zardzewiały MJ zdobył tylko 19 punktów (trafił słabe siedem z 19 rzutów), a Bulls przegrali po dogrywce 96:103. Być może dlatego, że grał z numerem 45 - a nie klasyczną "23" - na koszulce?

 "45" – hołd złożony tragicznie zmarłemu ojcu – nie przetrwała długo, ale zapoczątkowała nową erę NBA – Jordan już z numerem 23 zdobył z Bulls trzy kolejne tytuły, aby odejść 1998 r. po najbardziej ikonicznym rzucie w historii dyscypliny, trafiając w ostatnich sekundach szóstego meczu finałów z Utah Jazz.

Ale Jordan wrócił raz jeszcze, gdy poczuł głód gry. W 2001 r. dołączył do Washington Wizards. Tym razem już nie używał faksu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA