Michael Jordan przechytrzył rywali! "Zrobił fatalne wrażenie, ale fani go kochają"

19-letni LaMelo Ball miał być przereklamowanym graczem z rozdętym ego, a staje się liderem Charlotte Hornets, których po latach nijakości w końcu da się oglądać.

LaMelo Ball razem z Tyresem Haliburtonem z Kings został właśnie ogłoszony – drugi raz z rzędu – debiutantem miesiąca w NBA. Jest też na najlepszej drodze, by dołączyć do elitarnego grona graczy, którzy w debiutanckim sezonie zdobywali średnio 15 punktów, sześć asyst i zbiórek na mecz.

Zobacz wideo "To nie czary, to Cezary!". Jaką karierę zrobili Polacy w NBA?

Czy to niespodzianka? Niedawne oceny Balla wahały się między "potencjalny gwiazdor" a "kompletna wtopa".

"Nie upilnowałby nawet krzesła"

"To talent na miarę Trae’a Younga, który może być najlepszym podającym ligi. Z drugiej strony jest tak słabym obrońcą, że nie potrafiłby upilnować krzesła. W trakcie negocjacji robił na ludziach z NBA fatalne wrażenie, ale fani go kochają. Zatrudnić go jest wielkim ryzykiem, które może jednak oznaczać wysoką nagrodę" – pisali dziennikarze "The Athletic".

Odwagi zabrakło Minnesocie Timberwolves i Golden State Warriors, Balla z numerem trzecim wybrali Charlotte Hornets. Właściciel tego klubu, Michael Jordan, który rzadko miał nosa do draftowej loterii, tym razem ma szansę odpalić zwycięskie cygaro. Już teraz wie, że przechytrzył konkurencję.

Obawy mógł mieć spore. Gdy 19-letni LaMelo LaFrance Ball przystępował do draftu, wiadomo było, że jest najmłodszym (i ponoć najzdolniejszym) z braci Ballów, jego ojciec LaVar to ekscentryczny celebryta, a on sam stał się gwiazdą, zanim w ogóle dotknął piłki w najlepszej lidze świata. Zagadką było zaś to, co potrafi na parkiecie. Próbka była niewielka – 19-latek nie grał w NCAA, zamiast tego występował w założonej przez ojca Junior Basketball Association, a potem rozegrał kilka meczów w lidze australijskiej. Skauci byli jednak pewni, że coś w tym dzieciaku drzemie.

– Wiedzieliśmy mniej więcej jakim jest graczem, ale kiedy pierwszy raz wszedł do hali treningowej, popatrzyliśmy na siebie z niedowierzaniem, mówiąc: ten dzieciak może być kimś! – mówił obrońca Hornets Terry Rozier.

Ten dzieciak może stać się kimś!

Od pierwszego meczu w NBA widać gołym okiem, że LaMelo – podobnie jak grający w Pelicans jego starszy brat Lonzo – posiada intuicję do asyst. Wiedział o tym m.in. Steve Kerr, trener posiadających drugi numer w drafcie Warriors. Ale obawiał się, że efektowne podania z pół-amatorskich rozgrywek i ligi australijskiej wyglądają dobrze w kompilacjach na Youtube, ale niekoniecznie w NBA. Mylił się.

– Przyglądałem się jego grze na przedsezonowym obozie. Podawał, nie patrząc na tego, do którego trafi piłka. A wychodziło podanie idealne, precyzyjne co do centymetra. I tak było od pierwszego dnia LaMelo w Charlotte – chwali nastolatka skrzydłowy PJ Washington. I dodaje: – Wszyscy już wiedzą, że Melo poda ci piłkę w odpowiednim momencie. Po prostu musisz czekać z gotowymi rękoma. On odnajdzie cię w najlepszej chwili.

Jego podania bez patrzenia, za plecami, kozłem to gotowe obrazki do kompilacji najefektowniejszych zagrań. A średnia ponad sześć asyst w każdym meczu robi ogromne wrażenie.

Dla tych, którzy sądzili, że Ball będzie w NBA kimś w rodzaju nowego Rajona Rondo, posiadającego wysokie koszykarskie IQ, ale nie bardzo umiejącego trafiać do kosza, niespodzianką jest zaś to, jak nieźle 19-latek radzi sobie ze zdobywaniem punktów. I chociaż w debiucie Ball zaliczył w tej kategorii okrągłe zero, a po sieci krążyły kompilacje jego niedolotów, szybko okazało się, LaMelo nie tylko lubi rzucać, ale i umie trafiać do kosza. Średnio w każdym meczu zdobywa 15,3 punktu, trafiając powyżej 44 proc. wszystkich rzutów z gry i 35 proc. tych zza łuku. Do tego rzadko myli się z wolnych – trafia 80 proc. takich rzutów. To o wiele lepsze statystyki, niż się spodziewano. Inna rzecz, że jego osobliwa technika rzutu z pewnością nie wzbudza rozkoszy wśród koszykarskich dogmatyków. – Dobry passer z szansą, by stać się niezłym strzelcem – ostrożnie wróży Steve Kerr.

Koszykarska inteligencja, szybkie i długie ręce pozwalają też LaMelo Ballowi całkiem przyzwoicie bronić. LaMelo sprytnie odczytuje zagrywki i pomysły rywali, notuje średnio 1,5 przechwytu na mecz.

Błogosławieństwo Melo od Carmelo

Oczywiście – to wcale nie oznacza, że Ball jest graczem kompletnym, do półki LeBrona Jamesa, Luki Doncicia czy Jamesa Hardena wciąż mu daleko. 19-latek często podejmuje złe decyzje, nie nadąża z przekazywaniem krycia, traci piłkę, próbując wymyślnego podania. Już dziś jednak jest liderem jednej z najmilszych dla oka drużyn w NBA, na którą w poprzednich latach patrzyło się z grymasem bólu.

– Jego opanowanie, roztropność, IQ – i to wszystko w tak młodym wieku. LaMelo będzie w tej lidze kimś przez wiele, wiele lat – powiedział Carmelo Anthony po poniedziałkowym meczu Blazers z Hornets. Choć górą 124:111 byli gracze z Portland, Ball wypadł niemal najjaśniej na parkiecie. Zdobył 30 punktów, czyli jeden więcej od Carmelo, dołożył osiem asyst i sześć zbiórek. Po meczu wymienił się też koszulką z Anthonym. A to rytuał, który w NBA spotyka graczy szczególnych.

Kibice miesiącami spierali się zresztą, do kogo powinna należeć ksywka "Melo". Dziś porównanie nie ma sensu – Anthony powoli, ale w niezłym stylu żegna się z ligą, Ball jest na początku swej drogi. 19-latek zresztą podpatruje Anthony’ego. Podobnie jak on wykonuje charakterystyczny gest po trafionej trójce – uderza palcami o głowę. Niektórzy radzili mu, by wymyślił własny gest. – Niech zostanie przy tym. Ma moje błogosławieństwo – powiedział Anthony.

Na razie Hornets z bilansem 16-18 zajmują ósme miejsce w Konferencji Wschodniej. I mają szansę  dostać się do play-off, których nie widzieli od 2016 r. Jordan może być szczęśliwy, bo Ball – wbrew temu, co sądzono – nie jest naburmuszoną, nastoletnią gwiazdką. Wręcz przeciwnie – wydaje się, że to typ gracza, o którym mówi się "glue guy" – wiecznie uśmiechnięty, przybijający piątki, wspierający, żartujący. Posiada wyjątkową cechę – to, że kocha koszykówkę i uwielbia to, co robi, widać niemal w każdym jego ruchu na parkiecie. Jak piszą amerykańskie media, jest wszystkim tym, co mogli dostać Hornets, licząc, że jakimś cudem pierwsze dwie ekipy w drafcie nie zdecydują się sięgnąć po Balla.

LaMelo odcina się od toksycznej relacji

To niespodzianka, bo zanim dostał się do ligi, sprawiał wrażenie aroganckiego, obwieszonego złotem nastolatka, z którym nie masz ochoty się zakumplować. Przed draftem krążyła zresztą plotka, że Ball celowo zachowuje nonszalancko w rozmowach z zespołami z czołówki loterii, bo marzył, by trafić do Nowego Jorku lub Detroit Pistons. Wpływ na jego zachowanie mógł mieć jednak ekscentryczny tata, od którego LaMelo powoli się jednak odcina. Po tym, gdy dziennikarze zapytali go, jak skończyłby się pojedynek jego ojca z Michaelem Jordanem – LaVar Ball wyzwał bowiem MJ-a na pojedynek – Melo zaśmiał się i odpowiedział: – Wszyscy wiemy, jak to by się skończyło...

Może się też okazać, że jego ojciec LaVar Ball – w ostatnich tygodniach wyjątkowo spokojny – miał rację, porównując synów do modeli telefonów. Im młodszy z braci Ball, tym lepszy i sprawniejszy. – Spełnia nadzieje, które pokładaliśmy w jego starszym bracie – uważa dziennikarz Stephen A. Smith.

Więcej o:
Copyright © Agora SA