W NBA powstaje superdrużyna. "Czy Irving zgodzi się na rolę Alfreda dla Batmana i Robina?"

Transferem Jamesa Hardena Brooklyn Nets narobili hałasu w lidze, ale by walczyć o mistrzostwo, potrzebują jeszcze dużo pracy, wzmocnień i spokoju. Nets mają trzy supergwiazdy: Hardena, Kevina Duranta i Kyrie Irvinga. Ale gra się nadal tylko jedną piłką. I trzeba bronić. Po dwóch z rzędu zawstydzających porażkach ze słabiutkimi Cleveland Cavaliers przyszło zwycięstwo nad Miami Heat, ale i w nim obrona Nets przeciekała.

Nie od razu Rzym zbudowano – stwierdził w piątek DeAndre Jordan, center Brooklyn Nets, po drugiej z rzędu porażce nowej superdrużyny. Nieco ponad tydzień temu ekipa z Nowego Jorku ściągnęła Jamesa Hardena, by ten stworzył gwiazdorskie trio z Kevinem Durantem i Kyrie’em Irvingiem. Po wygraniu dwóch pierwszych meczów, w dwóch kolejnych kandydaci do mistrzostwa kompromitowali się w starciach z Cleveland Cavaliers. – To były upokarzające porażki – nie ukrywał Irving. Nets odpowiedzieli w sobotę, ogrywając Miami Heat 128:124. Pokazali siłę ataku, ale obrona nadal jest problemem. Czy jest się czym martwić?

Zobacz wideo Transferowa szufla na polskiej scenie CS:GO

Nawet najgorszy atak NBA nie miał problemów z defensywą Nets

Defensywnych problemów Nets można było się spodziewać. Ekipa Steve’a Nasha od początku sezonu była słaba w obronie i źle zbierała, a kłopoty tylko powiększyły się po oddaniu Jarretta Allena, najlepszego defensywnego wysokiego, do Cavaliers. Liczby są jednak dla Brooklynu brutalne. W pięciu meczach od wymiany drużyna straciła 638 punktów. Nawet jeśli odejmiemy 34 pkt rzucone przez Cleveland Cavaliers w dwóch dogrywkach, to i tak zostajemy ze średnią 120,8 punktów traconych na mecz. Dawałoby to trzeci najgorszy wynik w NBA, wyprzedzając tylko fatalnych Sacramento Kings (121,2 punktu na mecz) i Washington Wizards (121,3 punktu).

Przed meczami z Nets, Cavaliers mieli najgorszy atak w NBA. W dziewięciu meczach z rzędu nie przekroczyli bariery stu punktów. Ale w dwóch starciach z Brooklynem rzucili w sumie aż 267 – 147 w pierwszym, przedłużonym o dwie dogrywki (113 w regulaminowym czasie gry) i 125 w drugim. Połowę punktów Cavs zdobyli z tzw. trumny (obszar najbliżej kosza). – To bardzo dużo – rozkładał ręce Harden. Jak wyliczyli statystycy ESPN, przez ostatnich 25 lat nie zdarzyło się, by Nets w dwóch meczach pozwolili rywalom rzucić 134 punkty z „pomalowanego”. Aż 40 proc. rzutów koszykarze z Cleveland oddali będąc niepilnowanymi. Zbiórki Nets przegrali 29:50, oddając niektóre piłki w żałosny sposób. 

– Nie chcę przesadzać, ale moi zawodnicy muszą coś sobie wyjaśnić, bo w dwóch ostatnich meczach nie stanęliśmy na wysokości zadania – narzekał trener Steve Nash po meczu z Cavaliers. – Rywale mobilizują się na mecze z nami. Każdy z nich będzie grał na 100 procent. Musimy temu dorównać, grać twardziej, bardziej się przykładać. Brakuje nam trochę ognia – dodał szkoleniowiec. Jego koszykarze wzięli sobie te słowa do serca. Ale tylko częściowo. W starciu z Heat wygrali rywalizację "na deskach", ale stracili aż 124 punkty, w tym 42 w czwartej kwarcie, gdy niemal utracili osiemnastopunktowe prowadzenie. To może martwić, tym bardziej, że mogło być gorzej. Ekipa Erika Spoelstry trafiła ledwie 28 proc. rzutów za trzy, gdy w sezonie ich średnia wynosi 36 proc.. A trzeba pamiętać, że Miami przystępowało do spotkania z 21. najgorszym atakiem i tuż po rzuceniu ledwie 81 punktów w starciu z Toronto Raptors. Liderem finalistów ubiegłorocznego sezonu był Bam Adebayo. Podkoszowy rzucił 41 punktów (nigdy wcześniej w sezonie regularnym nie przekroczył 30) i pokazał, że z szybko starzejącym się Jordanem, Nets mogą mieć ogromne problemy z zatrzymywaniem centrów rywali, co na Wschodzie może być dużym problemem. Aby awansować do finałów, trzeba będzie pokonać np. Philadelphię 76ers z rewelacyjnym Joelem Embiidem czy Indianę Pacers z Domantasem Sabonisem czy Heat z Adebayo, nie mówiąc już o potencjalnym starciu w finałach z Los Angeles Lakers i dominującym Anthonym Davisem.

Nets będą starali się poprawić skład. Pierwszego transferu już dokonali

– Nie jesteśmy defensywnie nastawionym zespołem – nie ukrywa Nash. Po oddaniu Allena, najlepszym obrońcą w składzie jest Kevin Durant. Ten sezon 2018/19 zakończył jednak z zerwanym ścięgnem Achillesa, opuścił całe ostatnie rozgrywki i musi być oszczędzany. Teraz gra średnio aż 36 minut na mecz. Jak długo jego organizm wytrzyma takie obciążenia? I jak długo Durant, który rzucając 31,3 punktu na mecz jest drugim strzelcem w NBA, będzie w stanie połączyć bronienie najgroźniejszych zawodników rywala z byciem efektywnym w ataku?

– Będziemy starali się wzmocnić skład – zapowiada trener. Nets sprowadzili centra Norvela Pelle, który ma wzmocnić podkoszową rotację, ale na tym nie skończą. Mają jeszcze dwa wolne miejsca w składzie i dość sporo pieniędzy dzięki wyjątkom mid-level exception ($5,718,000) i disabled player exception ($5,727,024). Ten ostatni NBA przyznała Nets po kontuzji wykluczającej Spencera Dinwiddiego do końca sezonu

Czy Kyrie Irving zgodzi się na rolę Alfreda dla Batmana i Robina?

Ligowi eksperci spodziewają się, że Nets będą szukać weteranów, którzy pomogą im wzmocnić defensywę i będą mieć pozytywny wpływ na atmosferę w szatni. Zadbanie o nią będzie sporym wyzwaniem dla debiutującego w NBA Nasha. Posiadanie trzech supergwiazd to przywilej, ale też potencjalny kłopot, bo trzeba radzić sobie z ego. Kendrick Perkins, były zawodnik mistrzowskich Cavaliers, zastanawiał się, czy Irving poradzi sobie z rola Alfreda dla Batmana i Robina, do których porównał Hardena i Duranta.

- Durant jest dla mnie najlepszym strzelcem w historii NBA. Harden jest dla mnie najbardziej wszechstronnym strzelcem w historii NBA. To dwóch graczy, którzy otrzymywało tytuł MVP. Moim zdaniem, Nash nie używa Irvinga w odpowiedni sposób. Musi być trzecią opcją. On teraz stara się udowodnić, że jest na poziomie Kevina i Jamesa i, wbrew zapowiedziom, nie stara się nic poświęcić – argumentował Perkins.

Tweet Kendricka Perkinsa o Kyrie'em Irvingu, Kevinie Durancie i Jamesie HardenieTweet Kendricka Perkinsa o Kyrie'em Irvingu, Kevinie Durancie i Jamesie Hardenie ESPN

– Po pięciu meczach w Cleveland, gdzie Kyrie tworzył trio z LeBronem Jamesem i Kevinem Love, James poprosił Irvinga, by ten nie przetrzymywał piłki. Teraz sytuacja nie jest tak ekstremalna, ale Nets będą musieli nad tym popracować – przekonywał Brian Windhorst z ESPN. Kyrie to genialny strzelec, jednak ma też tendencję do nadmiernego przetrzymywania piłki, a to z kolei może wpływać na relacje w zespole. O jego sukcesie zadecydować mogą tzw. zadaniowcy i to, jak ciężko będą pracować w obronie czy pomagać w kreowaniu miejsca dla gwiazd. Piłka jest w końcu tylko jedna. – Zawodnicy tacy jak Joe Harris czy Jeff Green też będą musieli mieć swoje rzuty, bo inaczej nie będzie chciało im się pracować dla drużyny - przekonywał Perkins. 

"To efekty naszej gry w obronie zadecydują, na co w tym sezonie będzie nas stać" 

Nie zmienia to jednak faktu, że panikowanie i nadmierne martwienie się o przyszłość Nets dziś nie ma sensu. W pięciu meczach od wymiany, trio gwiazd nie miało wielu okazji do gry, bo w debiucie Hardena z Orlando Magic zabrakło Irvinga, tak samo jak w rywalizacji z Milwaukee Bucks (125:123), a w piątkowym starciu z Cavs nie było odpoczywającego Duranta. Nash będzie musiał odnaleźć sposób na odpowiednie poukładanie ról w drużynie. Wydaje się, że na razie najwięcej stracił Harden, który po rzuceniu 32 i 34 punktów w dwóch pierwszych meczach, w trzech kolejnych miał jedynie 21, 19 i 12 oczek, co było dla niego najgorszym wynikiem od stycznia ubiegłego roku. Brodacz był jednak głównym kreatorem gry drużyny. We wszystkich pięciu meczach w barwach Brooklynu miał dwucyfrową liczbę asyst (14, 12, 12, 11, 11). – Cieszę się, że mogę rozgrywać, nie mam obowiązku zdobywania punktów, a drużyna dalej ma szansę na wygrywanie. To dla mnie spora zmiana – powiedział Harden.

Tak naprawdę, Nets z tygodnia na tydzień powinni stawać się lepsi. – Jeżeli odnajdą rytm, będą trudnym rywalem dla każdego. Mają najlepsze ofensywne trio w historii – przekonywał Joe Johnson, siedmiokrotny uczestnik Meczu Gwiazd. O prawdziwej weryfikacji będziemy mogli mówić dopiero w drugiej połowie sezonu regularnego NBA, czyli najwcześniej w marcu. Brooklynowi bez wątpienia pomogą transfery, pomoże też lepsze zrozumienie między triem gwiazd, a resztą zawodników. Eksperci sugerują, że z tak dobrą ofensywą, Nets nie muszą się przesadnie martwić o obronę i mogą podchodzić do meczów z myślą, że „mogą nam rzucić 120 punktów, bo my rzucimy 130”, jednak to ryzykowna droga. Bo co, jeśli w play-offach nadejdzie kilka gorszych dni i ofensywny kryzys? Takiego podejścia nie akceptuje Nash. – To efekty naszej gry w obronie zadecydują, na co w tym sezonie będzie nas stać – twierdzi trener, którego czekać będzie jeszcze mnóstwo pracy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.