Z jednym z najlepszych rozgrywających NBA od dawna były problemy. Na początku stycznia Kyrie Irving stwierdził, że nie ma ochoty na grę w koszykówkę i kilka dni był poza drużyną, imprezując na urodzinach siostry i ojca oraz łamiąc protokoły bezpieczeństwa NBA.
Irving we wtorek pojawił się w końcu na treningu drużyny. - Cieszę się, że wróciłem. Mamy świetny zespół i ruszamy dalej, a ja pozwolę, aby moja gra mówiły same za siebie. Potrzebowałem chwili przerwy - mówił zawodnik.
W czwartek Irving wrócił do gry po siedmiu meczach nieobecności i po raz pierwszy fani NBA mogli zobaczyć w grze wielkie trio: Irving - Durant- Harden. Irving spisał się bardzo dobrze, zdobył 37 punktów. Świetnie zagrał Durant, który zdobył punkt więcej od Irvinga, a do tego zaliczył 12 zbiórek i osiem asyst. Harden zanotował już drugie w nowych barwach triple-double (21 punktów, 10 zbiórek i 12 asyst).
Dobry występ całej trójki nie pomógł jednak drużynie odnieść zwycięstwa. Nets niespodziewanie przegrali na wyjeździe z Cavaliers po dwóch dogrywkach 135:147. Bohaterem był 22-letni gracz Cavs Collin Sexton, który zdobył aż 42 punkty. Co ciekawe, zdobył on 20 z ostatnich 23 punktów swojej drużyny.
- To był nasz pierwszy mecz w takim składzie. Momentami wydawaliśmy się zagubieni i zdezorientowani. Musimy jeszcze sporo poprawić - przyznał Steve Nash, trener Brooklyn Nets. W efekcie jego zespół spadł na piąte miejsce w tabeli Konferencji Wschodniej (9-7). Okazja do rewanżu na Cleveland już w sobotę.