"Wzbogać się lub zgiń". NBA wraca do gry. Polscy kibice będą mieli lżej

W nocy z czwartku na piątek polskiego czasu do gry wróci NBA. Zawodnicy najlepszej ligi koszykarskiej świata od kilku tygodni są skoszarowani w Walt Disney World Resort - parku rozrywki niedaleko Orlando na Florydzie. Niektórzy narzekają na brak luksusów, inni protestują, chodząc w kombinezonach i maseczkach ze specjalnym napisem. Za chwilę rozpoczną walkę o tytuł mistrzowski. Pierwszy taki w historii.

Ponad 4,5 mln zarażonych osób. Ponad 150 tys. zgonów. Dzienny przyrost chorych osób na poziomie 60 tys. - to sytuacja koronawirusowa w Stanach Zjednoczonych. USA są krajem najbardziej dotkniętym pandemią. Wciąż z nią walczą i wciąż nie mogą się z nią uporać. Jednocześnie starają się jednak wrócić do normalności, bo wiele gałęzi gospodarki oberwało już i tak zbyt mocno.

Wydaje się więc, że w tym wszystkim sport powinien zejść na dalszy plan. Ale trzeba pamiętać o tym, że sport to także potężna część gospodarki, od której zależą losy tysięcy osób. Właśnie dlatego, śladem Europy, w Stanach sport także zaczyna wracać. Z pewnością nie do normalności, bo do niej jeszcze daleka droga, ale przynajmniej do jakiejkolwiek obecności.

Zobacz wideo Marcin Gortat o sytuacji na Florydzie: Jest kompletnie inaczej niż przed potężnym huraganem

Disney jak więzienie. Koszykarze zamknięci w bańce

W nocy z 30 na 31 lipca polskiego czasu do gry wróci NBA. Po raz pierwszy w historii w takim formacie. W przeciwieństwie do baseballowej MLB władze NBA nie chciay dopuścić do tego, by drużyny przemieszczały się co kilka dni do innych miast. Właśnie dlatego podjęto decyzję o zorganizowaniu finałowego turnieju NBA  w jednym miejscu. Wybór padł na Orlando, a konkretnie na Walt Disney World Resort, popularny park rozrywki.

Zawodnicy przebywają w WDWR od kilku tygodni. Właśnie tam przygotowywali się do wznowienia sezonu i właśnie tam, niezależnie od sytuacji pandemicznej, go dokończą. – Gdy wyjeżdżałem, czułem się tak, jakbym trafiał do więzienia – mówił niedawno LeBron James, lider Los Angeles Lakers. I trudno mu się nie dziwić, bo zawodnicy zespołów, które dotrą do finału play-offów, w parku rozrywki przebywać będą aż do października.

W tym czasie nie będą mogli wyjeżdżać poza ośrodek. Ich rodziny nie będą mogły ich odwiedzać. Co więcej, koszykarze nie będą mogli odwiedzać siebie nawzajem w hotelowych pokojach.

(Nie)Zabraknie luksusów

Władze NBA doskonale zdają sobie sprawę z tego, że w takich warunkach trudno wytrzymać kilka miesięcy. Dlatego chciały zapewnić zawodnikom nie tylko wszystko, co niezbędne do życia, ale także trochę rozrywki. Do usług koszykarzy będą salony masażu, salony fryzjerskie, pokoje gier czy pola golfowe. Problem w tym, że – przynajmniej według oficjalnego regulaminu – trudno będzie o wybranie się do jakiegoś miejsca w towarzystwie. Zachowywanie dystansu, poza treningami i meczami, ma być dokładnie sprawdzane.

To jednak nie wszystko. Niektórzy zawodnicy narzekają także na jakość zakwaterowania. Wyraz niezadowolenia ze swojego hotelowego pokoju dał m.in. Rajon Rondo z Los Angeles Lakers. A trzeba podkreślić, że "Jeziorowcy" mieszkają w najlepszym hotelu dostępnym w ośrodku, Gran Destino, gdzie czas spędzać będą także zawodnicy Miami Heat, Utah Jazz, Denver Nuggets, Boston Celtics, Los Angeles Clippers, Toronto Raptors i Milwaukee Bucks.

Pozostałe zespoły, w zależności od miejsc zajmowanych w swoich konferencjach po części sezonu rozegranej przed pandemią, zostały przydzielone do dwóch innych ośrodków - "średniego" Grand Floridian i najmniej luksusowego Yacht Clubu. Należy jednak zauważyć, że nie wszyscy podeszli do sprawy tak samo, jak Rondo. - W dzieciństwie mieszkałem w takim pokoju razem z sześcioosobową rodziną - powiedział Giannis Antetokounmpo, zawodnik Bukcs.

Rozgrywki przerwie tylko tragedia

Zawodnicy, jak wspomnieliśmy wyżej, będą skoszarowani przez kilka lub nawet kilkanaście tygodni. Nie wszyscy musieli się na to rzecz jasna godzić. Na początku wielu zawodników głośno protestowało, a niektórzy robili to nawet wtedy, gdy już pojawili się w ośrodku pod Orlando. Zrobił to m.in. Joel Embiid, który stawił się w Disneyu w specjalnym kombinezonie, rękawiczkach i masce z napisem "Wzbogać się lub zgiń". Wiadomo bowiem, że dograniem sezonu NBA walczy o miliardowe przychody.

Problem w tym, że walka o te dochody często może narażać czyjeś życie i zdrowie. Tylko na początku testy na obecność koronawirusa, które zawodnicy przechodzą niemal codziennie, wykazały, że zarażonych jest kilku zawodników. Teraz ta liczba przekroczyła już trzydziestu graczy. Wszyscy zarażeni zostaną poddani kwarantannie i nie wezmą udziału w pierwszych meczach drugiej części sezonu. Wydaje się jednak, że nawet podwojenie tej liczby nie sprawi, że rozgrywki zostaną zatrzymane. Adam Silver, komisarz ligi, przyznał niedawno, że rywalizacja zostanie anulowana tylko w wypadku powstania ogniska zarażeń w "bańce", nad którym władze stracą kontrolę.

Jedna nowa zasada

Nie tylko miejsce rozgrywania spotkań NBA będzie się w tym roku różnić. Nieco inne będą zasady. O ile władze NBA nie zdecydowały się na porzucenie podziału na konferencje Wschodnią i Zachodnią, o tyle wprowadziły one zasadę PLAY-IN. Będzie polegać ona na rozegraniu dodatkowego barażu, jeśli różnica między 8. a 9. zespołem w danej konferencji wyniesie cztery lub mniej wygranych. Poza tym rozgrywki będą prowadzone starym systemem - do play-offów wejdzie 8 najlepszych zespołów z każdej konferencji. 1. zmierzy się z 8., 2. z 7. itd.

Kto będzie faworytem?

Przechodząc już do strony czysto sportowej, można wytypować trzy zespoły, które przerastają resztę stawki - to ekipy z Los Angeles, Lakers i Clippers, a także drużyna Milwaukee Bucks. Obecnie Lakers zajmują pierwsze miejsce w Konferencji Zachodniej, mając na koncie 49 zwycięstw. Clippers znajdują się tuż za nimi, mając 5 wygranych mniej. Bucks są natomiast liderem Konferencji Wschodniej z 53 zwycięstwami. Wiadomo jednak, że nie każdy zespół utrzymał formę sprzed pandemii. Układ tabeli może się więc szybko zmienić.

Gratka dla polskich kibiców

Inny, nietypowy format rozegrania końcówki sezonu NBA paradoksalnie dla niektórych kibiców może być dobrą wiadomością. M.in. dla polskich fanów będzie korzystny. Dzięki nowej formie sezonu więcej meczów będzie rozgrywanych w godzinach, które umożliwią obejrzenie starć w naszym kraju. Niektóre spotkania są bowiem zaplanowane nawet na godz. 18:00 naszego czasu. Sporo meczów odbędzie się także około godz. 20 czasu polskiego. Fani NBA nie będą więc zmuszeni do zarywania nocy dla oglądania koszykówki w najlepszym wydaniu. Może poza pierwszą, tą z czwartku na piątek. Właśnie wtedy odbędą się pierwsze mecze NBA po powrocie. O 00:30 New Orleans Pelicans zmierzą się z Utah Jazz, a o 3:00 Los Angeles Lakers podejmą Los Angeles Clippers.

Zdecydowanie lepiej będzie już w piątek. O 20:30 czasu polskiego Brooklyn Nets zmierzą się z Oralndo Magic, a o 22:00 odbędą się dwa spotkania: Portland Trail Blazers z Memphis Grizzlies oraz Washington Wizards z Phoenix Suns.

Przeczytaj także:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.